Forum Miasteczko Verden Strona Główna   Miasteczko Verden
- Witaj w Miasteczku, gdzie fantastyka miesza się z rzeczywistością. W krainie buraczówką płynącą i zielskiem rosnącą.
 


Forum Miasteczko Verden Strona Główna -> Nasza Twórczość -> Fan Fiction o Severusie.
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post Fan Fiction o Severusie. - Wysłany: Pią 13:56, 02 Wrz 2005  
Sh'eenaz
Najwierniejsza
Najwierniejsza


Dołączył: 04 Cze 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów




Od autorki: Eksperyment. Stwierdziłam, że spróbuję napisać jakiś potterowski FF, ale w innym klimacie niż dotychczas. Nie licząc wspólnych opowiadań, ostatni raz opowiadania na temat Harrego Pottera pisałam dawno temu. Obecnie uważam, że są kiczowate i przesadzone. A to? Sami oceńcie. Zaznaczam, że tytuł najprawdopodobniej jest tymczasowy. Może pomożecie mi wymyślić inny

Z dedykacją dla Rory Snape

Dwie uncje ironii, szczypta sarkazmu i trochę dekadentyzmu (FF)

Odsłona I
Lalki


Była noc. Księżyc, jak na niego przystało, był w pełni. Wilkołaki, wampiry i tym podobne istoty mogły więc spokojnie wyjść na żer nie martwiąc się o obowiązujące w powieści normy. Co prawda Remus Lupin musiał w tym celu odwołać jakże urocze spotkanie z pewną różowowłosą pół willą, i bynajmniej nie poprawiło mu to humoru. Szkoda, ubolewał, że słowa tak mnie ograniczają. No i ten cały kanon. Remus był przekonany, że gdyby autorka opowieści o Harrym Potterze dowiedziała o jego tajemniczych wyprawach do lasu, podczas pięknych słonecznych dni, kiedy to ptaki świergotały na drzewach a jednorożce pasły się na polanie w blasku złocistych promieni, nie dożyłby następnego tomu. W dodatku noc była chłodna i bynajmniej nie romantyczna. Kompletna katastrofa. Remus z westchnieniem pomyślał o swojej nowej kochance i przytulnych kątach jednej z jego ulubionych kawiarenek w Hogsmade Pod zalanym wampirem. To była jedna z tych chwil, kiedy większość normalnych ludzi powinna odpoczywać, w dogodny dla siebie sposób. No i zapewniający jak największą ilość satysfakcji. Tymczasem poziom satysfakcji Remusa osiągnął stopień minus pierwszy i wilkołakowi bynajmniej się to nie podobało. Jednak tak naprawdę powinien się cieszyć, bowiem w dużej gorszej sytuacji był właściciel dużego, haczykowatego nosa i przetłuszczonych, czarnych włosów, obecnie rozrzuconych w artystycznym nieładzie na czarnej poduszce. Tak na marginesie Severus uwielbiał czarny, jak twierdził napawał go optymizmem i jakąś niezdrową satysfakcją. To dlatego Potterowi oceniał prace wyłącznie czerwonym długopisem. Tej nocy Severus miał naprawdę ładny sen. Powiedział Jamesowi Potterowi, że jest największym kretynem w całej historii Hogwartu a jego eliksir wygląda tak, jakby ktoś właśnie pomylił sobie toaletę z kociołkiem, a potem wstawił mu pałę z trzema wykrzyknikami i podpisał się pod jego kartą egzaminacyjną z ogromnym zawijasem. Nie miał pojęcia jak mógł egzaminować człowieka z którym chodził do szkoły, ale po głębszym zastanowieniu stwierdził, że widocznie ktoś wreszcie docenił jego geniusz, i wprost proporcjonalny do niego, kretynizm Jamesa. Miał na końcu języka jeszcze kilka rozkosznych określeń, kiedy nagle coś wyrwał go z błogosławionego stanu marzeń sennych i cała wizja rozwiała się natychmiast. Severus otworzył jedno oko. Było ciemno. Severus otworzył drugie oko. Nad nim stał Albus Dumbledore. Severus przewrócił się na drugi bok z obrażoną miną.
- Severusie – powiedział Dumbledore
- Mhm? – Mistrz Eliksirów jeszcze nie zdążył złapać kontaktu z rzeczywistością. Nadal kroczył po grząskich terenach podświadomości.
- Ogromnie mi przykro, że wyrwałem z jakże przyjemnego snu – zaczął z rozbawieniem dyrektor, zupełnie tak, jakby wiedział jak rozkoszną ekstazę przeżywał przed chwilą jeden z najbardziej osobliwych członków grona pedagogicznego.
- Mhm – stwierdził Severus pokojowo. Tak naprawdę to nie była wina dyrektora, i Severus dobrze o tym wiedział. Szkoda, pomyślał, że bohaterowie książek nie mogą zamordować ich autorów. Byłaby to jedno z najbardziej pożytecznych morderstw w całej ludzkości. No i fabuła zrobiłaby się znacznie ciekawsza. Tylko, że istniał jeszcze jeden problem. Nie miałby kto jej spisać. Byłaby tylko niewyraźna projekcja, złożona z luźnych fragmentów myśli, strzępków wyobraźni i przebłysków weny zmarłego już autora. To mogłoby mieć bardzo zły skutek dla wykreowanego świata. A gdyby te luźne strzępki dostały się w niepowołane ręce, mogłaby wybuchnąć prawdziwa katastrofa. I to właśnie zawsze pocieszało Severusa: mogłoby być gorzej. Właściciel haczykowatego nosa usiadł na łóżku, a dyrektorowi zrobiło się go żal. Wyglądał jak opuszczona przez wszystkich sierota. Bardzo dojrzała i wściekła sierota, która, gdyby tylko mogła, najchętniej wyładowałby swoją złość na pobliskich meblach. Ale w tym wypadku, nie byłaby to opłacalna akcja. Severus coś o tym wiedział. Miał duże doświadczenie.
- Widzisz, Harry miał wypadek – zaczął dyrektor, postanawiając od razu przejść do sedna, gdyż w przypadku Mistrza eliksirów była to najlepsza taktyka.
- I co? Mam skontaktować się zakładem pogrzebowym, a może wymyślić wyciskający łzy z oczu emblemat? – spytał z nadzieją w głosie Snape, a w duchu pomyślał: Już mam pomysł na tytuł Jak zginął Potter, czyli najszczęśliwszy dzień w życiu Severus Snape’a
- Nie czas na żarty Severusie – powiedział poważnie dyrektor
Nauczyciel był innego zdania, dla niego to była jak najwłaściwsza pora, ale jeżeli chodzi o Pottera, to na ironię i sarkazm zawsze była właściwa pora.
- Co mam zrobić? – spytał w końcu kwaśno – Po czym wstał wreszcie z łóżka, odprowadzony usatysfakcjonowanym spojrzeniem dyrektora.
- Uwarzyć eliksir przeciw ugryzieniu wampira.
Severus popatrzył na dyrektora, tak jakby ten skoczył z marsa na główkę i powiedział Hello my darling, co u was słychać? Bo u mnie trochę nudno, zwłaszcza nocami.
- Co? – powiedział
- Uwarzyć eliksir przeciw ugryzieniu wampira. Jeżeli zażyje się go do godziny po ugryzieniu uniknie się…hmm…przykrych konsekwencji. Nie mam racji?
Severus bez słowa wyjął swoją szatę z szafy:
- Mógłbyś poczekać za drzwiami Albusie? Chciałbym się przebrać.
- Och – dyrektor machnął ręką – Nie trzeba, ja sobie popatrzę na jakże uroczy widok z okna a ty się nie krępuj.
- Albusie? – Snape nie wydawał się przekonany co do racji dyrektora.
- Tak?
- Jest ciemno.
- Severusie – Albus popatrzył na niego z uśmiechem – Ja, wbrew plotkom, mam orientację seksualną typową dla staruszków w moim wieku pogrążonych w – dyrektor zamilkł na dłuższą chwilę a Severus wstrzymał oddech. Dyrektor bardzo rzadko mówił o swojej przeszłości, nie mówiąc już o życiu prywatnym – bardzo miłych wspomnieniach – Severus ze świstem wypuścił powietrze.
- Ale ja…
- O twoich problemach Severusie, porozmawiamy kiedy indziej.
Severus skapitulował, ale ze zdegustowaną miną co jakiś czas zerkał na dyrektora, który z rosnącym zainteresowaniem, i zupełnie nie zrozumiałym dla Snape’a zafascynowaniem, wpatrywał się w ciemność. Mistrz eliksirów dostrzegał w nocy tylko jedno piękno. Była czarna.

~*~

Potter, który wyglądał gorzej niż po lekcjach eliksirów (Severus zawsze zakładał się z samym sobą po jak krótkim czasie wyprowadzi Pottera z równowagi. Rekord wynosił dwie minuty i piętnaście sekund plus dwutygodniowy szlaban, ale to tak w ramach promocji). Chłopak był blady i Mistrz Eliksirów poważnie obawiał się, że zaraz straci przytomność, a bynajmniej nie miał ochoty na reanimację. Na jego łabędziej szyi widniały dwie, piękne krwawe plamki. Ciekawe, pomyślał zjadliwie Snape przypominając sobie stare bzdurne mugolskie legendy na temat wampirów według których ofiarą tych stworzeń padały wyłącznie dziewice, od kiedy Potter jest kobietą. Miał ochotę powiedzieć to na głos, ale stwierdził, że jego ukochany uczeń jest zbyt zmęczony by cokolwiek do niego dotarło. A Snape nie lubił, kiedy jego ironia się marnowała, rozpływając się bezszelestnie w powietrzu. Przeszukiwał półki pełne podłużnych fiolek wypełnionych bulgoczącymi płynami, z niektórych wydobywał się mocny zapach siarki podrażniający zmysły. Snape powiódł wzrokiem wzdłuż rzędu zakurzonych regałów, jego wzrok prześlizgnął się błyskawicznie po fiolkach wypełnionych truciznami dłużej zatrzymując się na tej wypełnionej szkarłatnym, gęstym płynem.
- Lubisz czerwony Potter? – Mistrz eliksirów wypowiedział na głos jedną z wielu myśli, wędrujących mrocznymi korytarzami jego mózgu.
Harry popatrzył na niego półprzytomnym, zamglonym wzrokiem:
- Tak, sir – powiedział nieco zdziwiony pytaniem.
Snape uśmiechnął się zjadliwie jeszcze raz obdarzając wyjątkowo paskudnym uśmiechem buteleczkę z trucizną:
- Ja też Potter.
Nauczyciel zebrał wszystkie składniki potrzebne do uwarzenia eliksiru i pochylił się nad kociołkiem. Jego bladą twarz, okoloną czarnymi włosami sięgającymi ramion, spowiły gęste smużki zielonkawej pary.
- Ucz się Potter. Popatrz jak to się robi profesjonalnie.
- Chociaż – dodał po chwili, czując na sobie wściekłe spojrzenie chłopaka i zdając sobie po raz tysięczny sprawę jak ogromną satysfakcję mu to sprawia – Obawiam się, że to nic nie pomoże. Wbrew twoim złudnym nadziejom Potter, na kretynizm nie ma lekarstwa. A nawet jakby by było, to potem na klęczkach błagałbyś o antidotum. Bo gdybyś nie był takim idiotą jak jesteś Potter, i miał więcej rozumu niż szczęścia, to by cię tu teraz nie było.
Harry zdał sobie sprawę, do czego zamierza nauczyciel. Nie miał siły, żeby odpowiadać. Ta cała przygoda w lesie, to wszystko sprawiło, że jego limit prowadzenia rozmów, dochodzenia do jakiś słusznych wniosków, uganiania się za tajemnicami a tym bardziej tłumaczenia się z nich, się wyczerpał. Nie powiedział nic. Tylko złość unosiła się w powietrzu. Złość i wściekłość, wibrująca z coraz większą furią. Jej ośrodkiem był blady, czarnowłosy chłopak siedzący na krześle. I Snape doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nie zrażony, a wręcz zachęcony milczeniem, ciągnął dalej.
- Ja bym się na twoim miejscu poważnie zastanowił Potter. Wampiryzm może dodać ci blasku i chwały. Przecież lubisz się w niej pławić, Potter – głos Mistrza Eliksirów ociekał ironią – Powstałyby legendy. Wyobrażasz sobie Potter, jakie to musi być wspaniałe uczucie być samym jądrem legendy, jej ośrodkiem?
Harry nie wyobrażał sobie.
- Wysysać krew z niewinnych dziewic. Panna Granger doskonale by się do tego nadawała, o ile zdążyłem zauważyć utrata dziewictwa raczej jej nie grozi. Miałbyś masę fanek Potter. Co noc inna w twoich ramionach.
Harry i tym razem nie skomentował. Słowa w ogóle przestały do niego docierać. Poczuł się nagle strasznie samotny i oddalony od tego, co miało miejsce w gabinecie Mistrza Eliksirów. Zapadał się w spokój i ciszę, ale ta spokój i cisza drażniły go bardziej niż słowa nauczyciela. Stawały się coraz bardziej wszechobecne, i Harry czuł ze zajmują powoli całą przestrzeń wokół niego, dławiąc w gardle krzyk i zmęczenie. Dusząc cały sens. I nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Fala minionych wydarzeń, tajemniczy krzyk w lesie i czarny kształt, który oderwał się nagle od ciemnej masy ciemności, białe kły i ciepła krew spływająca po jego szyi, wrzask jego przyjaciół. Łzy Hermiony i przerażenie Rona. To wszystko jakby zdarzyło się poza nim. Zupełnie jakby było inną bajką. A może, pomyślał chłopak, właśnie staję się częścią innej opowieści? Może wyrwałem się ze szponów autorki, i nigdy już nie będę częścią historii dla dzieci i dorosłych, wspaniałej baśni o Harrym Potterze, która uwiodła tyle ludzi na świecie? Może zmienię imię i będę tylko zwykłym tchórzem, jedną z wielu pobocznych postaci, postacią bez wpływu na fabułę i wydarzenia, bez przyszłości? Zaplątany w wątki, których nie zrozumiem? I właśnie w tej chwili wszystko wróciło na swoje miejsce. Słowa wskoczyły w odpowiednie rubryki, a Harry znów przechadzał się po kartach powieści, gdzieś między sto pierwszą a sto trzecią stroną. I znów słyszał zjadliwy głos Severusa Snape’a, nauczyciela eliksirów, którego nienawidził prawie tak samo jak Voldemorta.
- Pij Potter, nie będę cię poił. Bycie pedagogiem tego nie obejmuje. I dzięki ci za to Merlinie.
Harry wypił, a ręce trzęsły mu się okropnie. Czuł się słaby i wycieńczony, jakby właśnie przebiegł bardzo długi dystans.
- A teraz – odezwał się Snape – opowiesz mi, co się zdarzyło w lesie.
- Dyrektor – ciągnął po kilku sekundach milczenia, podczas których jego słowa powoli rozpływały się w umyśle Harrego, powodując wzrost negatywnych emocji takich jak złość i gniew – jak sądzę, zapomniał o najważniejszym.
Harry spojrzał pytająco na nauczyciela. Jego oczy płonęły złością i zrezygnowaniem jednocześnie. Severus wyczytał zmęczenie z twarzy chłopaka. Wiedział, że marzy teraz tylko o jednym, żeby położyć się do łóżka. Ale Severus nie zamierzał mu tego ułatwiać. Potter przerwał mu jeden z piękniejszych momentów na liście jego życia. I co z tego, że po części była to inwencja twórcza autorki, w której twórczym umyśle byli głęboko zakorzenieni? Liczyło się to, że sprawcą był Potter. A jego, Snape, nigdy ale to nigdy, nie zamierzał usprawiedliwiać. Nauczył się tego, kiedy tylko zobaczył go pierwszy raz.
- Zapomniał – usta Snape’a wykrzywił złośliwy uśmieszek – dać ci szlabanu. Tak Potter, dobrze słyszysz, szlabanu – ostatnie słowo wypowiedział bardzo powoli i bardzo dokładnie, tak żeby nie było miejsca na jakiekolwiek wątpliwości.
- Spierałabym się Severusie – powiedział nagle kobiecy, ostry głos.
- Już po raz drugi dzisiaj odebrano mi prawo do przyjemności – rzucił buntowniczo Severus w stronę nauczycielki, kiedy Potter udał się do skrzydła szpitalnego odprowadzony przez panią Pomfrey. Nauczycielka transmutacji pomyślała, że wygląda w tej chwili jak duże dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę.
- Dobrze wiesz Severusie, że to nie ja. Bardzo dobrze to wiesz.
- Tak Minerwo, oboje o tym wiemy. Aż zanadto dobrze.
- Masz jej to za złe? – spytała poważnie po chwili milczenia.
- Nie, bez niej byśmy nie istnieli. Dała nam świadomość, i odebrała wolę, a przynajmniej jej większość. Marionetki, jesteśmy jak marionetki Minerwo. Żeby było zabawniej, świadome do bólu marionetki.

Odsłona II
Maski


Severus uniósł brwi, kiedy przeczytał nagłówek artykułu w proroku codziennym. Zawsze wierzył w inwencję twórczą i potęgę wyobraźni jego redaktorów, ale nigdy nie przypuszczał, że, posuną się aż do takiego absurdu. Gdyby potrafił dostać niekontrolowanego ataku śmiechu z pewnością ta katastrofa nastąpiłaby dokładnie w tej samej chwili, kiedy sięgnął po gazetę. Ale Snape ani nie umiał, ani nie lubił się śmiać, przeczyło to wizerunkowi na jaki kreował się od lat - przerośniętego nietoperza. W związku z tym rozsiał się tylko wygodnie na krześle wyłożonym czarnym, aksamitnym materiałem i zagłębił w lekturze. Jedną z ulubionych czynności Severusa, zaraz po dręczeniu Pottera, było komentowanie. W dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach składające się z kąśliwych uwag. Jednak Mistrz Eliksirów oddawał się tej czynności, tylko i wyłącznie wtedy, kiedy ktoś go słuchał. Tego ranka nadarzała się znakomita okazja. Koło Severusa siedział dyrektor. Dumbledore był jak gąbka. Wchłaniał doskonale.
- Jak myślisz Dumbledore, co robią wilkołaki w dzień? Opcja randki i sexu odpada.
Dyrektor taktowanie zachował milczenie. Nie chciał odbierać Severusowi satysfakcji wygłaszania swojej opinii. Kiedyś doszedł do wniosku, że gdyby Mistrz Eliksirów żył w starożytności byłby jednym z doskonałych mówców. Tylko, że najprawdopodobniej szybko zakończyłby swoją karierę. Zwłaszcza, jeżeli zacząłby komentować ówczesną sytuację polityczną. No chyba, że ironia potrafiłaby zabić.
- Tak się zastanawiam – twarz Severusa wykrzywił paskudny uśmieszek, którego mogłaby mu pozazdrościć sama śmierć, oczywiście zakładając, że opanowała zdolność uśmiechania się – Jaka jest różnica między wariatem a redaktorem proroka codziennego. I dochodzę do wniosku, że tych drugich nie da się wyleczyć. Mają tak od urodzenia. A ten artykuł – nauczyciel rzucił przelotne spojrzenie na wspaniale się prezentujące różnokolorowe zdjęcie wilkołaka w otoczeniu wiosennych kwiatów - tylko potwierdza moją teorię – zakończył dramatycznym tonem.
W tym miejscu zaznaczyć należy, że jakkolwiek Snape nie darzył sympatią jednej z popularniejszych gazet w świecie czarodziejów, z czym z podziwu godną wytrwałością afiszował się przy każdym posiłku, tak bardzo cenił Rite Skeeter. Gdyby był romantykiem wysłałaby jej kwiaty z dopiskiem Od fana i wielbiciela aż po grób, za te jakże cudowne artykuły o Potterze. Gdyby był realistą powiedziałby jej wprost, że pod względem plotkowania zdecydowanie nie ma sobie równych. Ale Snape nie należał ani do pierwszego, ani do drugiego gatunku. Poza tym był zdania, że tego co można powiedzieć o artykułach pani R, tego, z całą pewnością i spokojem sumienia, nie można powiedzieć o niej samej biorąc pod uwagę wszystkie aspekty redaktorki. Posługując się takim sposobem myślenia postawił na egoizm, wykorzystując pewne cytaty - perełki do swoich osobistych celów.
- Obawiam się Severusie – stwierdził ostrożnie dyrektor, który zdążył już zapoznać się z artykułem w czasie, kiedy Snape pochłaniał swoją owsiankę – że tym razem tekst ten jest godny uwagi i przemyślenia, ktokolwiek go nie napisał.
Łyżeczka pana Shnapik z głośnym brzękiem wylądowała w owsiance przy okazji rozchlapując znajdująca się w niej zawartość na wszystkie możliwe strony, co wywołało karcące spojrzenie Minerwy.
- Też tak myślę. Zdecydowanie powinni się nią zająć naukowcy ze św. Munga. Mogę im nawet podsunąć tytuł pracy naukowej: Wpływ halucynacji na rozwój psychiczny czarodzieja czyli jak cywilizacja, zaczyna się cofać, ale zupełnie inną drogą niż przyszła albo Historia współczesnej ewolucji czyli od człowieka do orangutana Z dopiskiem: Króliki doświadczalne – redaktorzy proroka To miałaś na myśli dyrektorze prawda? – upewniał się Snape – Bzdury wypisywane przez proroka?
Albus Dumbledore czekał w spokoju aż Severus uwolni z siebie dostateczną ilość ironii, choć jeżeli chodziło o Mistrza Eliksirów, jej pokłady były niewyczerpane.
- Albusie?
- Tak?
- Mam rację, prawda? Powiedz, że mam.
- Nie do końca. Te plotki są całkiem…hmm…obawiam się, że należy brać je całkiem na poważnie.
- To znaczy – Snape starannie próbował dobrać słowa – że ty Albusie chcesz mnie przekonać do swoich racji?
Severus zaczął się zastanawiać, tak swoją drogą już nie pierwszy raz, czy dyrektor kiedykolwiek pojmie tak naprawdę znaczenie słowa niemożliwy i fakt, że w przypadku dojrzałych już i w pełni ukształtowanych opinii pana S, limit cudów już dawno się wyczerpał.
- Właśnie to chcę zrobić.
- Acha – skwitował ze stoickim spokojem Mistrz Eliksirów po czym przeniósł swoje spojrzenie z dyrektora na artykuł, a uczynił to w takim skupieniu, jakby to, co właśnie usłyszał trzeba było ostrożnie przełknąć, tak żeby się nie zakrztusić, a potem pozwolić temu czemuś równie ostrożnie się przetrawić, tak żeby nie nabawić się wrzodów żołądka.
- No więc – podjął po chwili – Chcesz mi wmówić, że mamy wilkołaka. Takie duże, niekształtne coś, co przy bliższym poznaniu wygląda jak chory na krzywicę olbrzym – ujrzał przed oczami wyobraźni wspomnienie tamtej nocy, kiedy to James i Syriusz zrobili sobie z niego kawał. Głupi i śmiertelnie niebezpieczny kawał. Wspomnienie to podpadało pod kategorię nie otwierać, ale teraz, wbrew woli, wyrywało się na wolność z głośnym krzykiem. Snape skrzywił się nieznacznie, niemal niezauważalnie.
- Na dodatek – ciągnął po chwili – wilkołakowi temu, ktoś powybijał wszystkie zęby, po czym, żeby efekt był bardziej dramatyczny, powkładał je z powrotem tylko do góry nogami. I to coś, kiedy jeszcze było w ludzkiej postaci, stwierdza że ma ochotę na przemianę? Idzie sobie więc na polowanie, na dodatek spacerowym krokiem, żeby przypadkiem, nie przegapić, jakże cudownych dla oka, uroków fauny i flory?
- Dokładnie.
Nastąpiła długa chwila milczenia. Podczas której Snape wpatrywał się w uśmiechniętego Dumbledore a Dumbledore w niedowierzającego Snape’a. A potem Snape nagle odwrócił wzrok i udawał bardzo pochłoniętego swoim śniadaniem.
- Jesteś pewien – zaczął po pewnym czasie, zupełnie tak jakby chciał zmienić temat, zaznaczając jednocześnie, że są to tylko pozory – że się wysypiasz Dumbledore? Nie jesteś przypadkiem…ekchem…za bardzo przepracowany?
Mistrz Eliksirów miał naprawdę dobre chęci i z całych sił starał się być jak najbardziej taktowny i delikatny. Tylko, że mu nie wychodziło. Severus miał szacunek do dyrektora. Była to pierwsza i zarazem przedostatnia osoba , zaraz po Minerwie przy której miał wrażenie jakby wciąż był niedojrzałym jedenastolatkiem, do której czuł respekt. Dlatego starał się by jego pytanie zabrzmiało obojętnie. Cóż miał poradzić na to, że jego struny głosowe znowu odmówiły posłuszeństwa? W ciągu dwudziestu lat pracy uległy całkowitej mutacji ironiczno – sarkastycznej, nic więc dziwnego, że teraz się zbuntowały.
- Najzupełniej – odpowiedział gawędziarskim tonem dyrektor, który właśnie pilnie studiował zawartość swojego kieliszka.
- Acha – stwierdził Severus
- … - skomentował dyrektor
- Acha – stwierdził ponownie Snape dając jedyny w swoim rodzaju popis elokwencji.
- … - odpowiedział dyrektor
- Acha – Severus naprawdę usilnie próbował skupić swoją uwagę na kimś lub czymś innym. Przypadkiem jego wzrok zatrzymał się na Potterze, Snape posłał mu jedno ze spojrzeń zarezerwowanych wyłącznie dla chodzących sław. Snape uwielbiał patrzyć na Pottera, kiedy ten był w czwartej klasie a Rita pisała swoje słynne artykuły. Wywoływało to, co prawda co najmniej niedwuznaczne spojrzenia dyrektora, ale jednego z członków grona pedagogicznego niewiele to obchodziło. Uwielbiał patrzyć i delektować się zmianami malującymi się na twarzy chłopaka, kiedy Hermiona (Ach jakże ją wtedy uwielbiał!) cytowała co ciekawsze fragmenty z proroka. Na początku na twarzy Pottera zastygała papierowa maska a na niej poczucie triumfu, wielkości i wyjątkowości. A potem stopniowo i powoli, jak na prawdziwą tragedię przystało, z każdym kolejnym zdaniem maska marszczyła się i kurczyła by wreszcie odsłonić prawdziwe uczucia i emocje. Krople rzeczywistości zmywały z twarzy jakże misternie utkane poczucie wyższości pozostawiając tylko złość i wściekłość. Porażkę. Potter był taki jak James. Dumny, butny i pewny siebie, jakby zjadł wszystkie rozumy. Jakby myślał, że sławę i popularność buduje się poprzez urodę i głupie, szczeniackie popisy, jakimi w gruncie rzeczy były przygody, które niemal zawsze groziły utratą życia. Dla Jamesa i jego syna, być kimś to stać na podium i z niego nie schodzić. Taki właśnie cechował ich sposób myślenia . I z tego, między innymi, powodu Snape ich nienawidził. Rita była geniuszem. potrafiła rozebrać do naga sławę, a ta ukazana w odpowiednim świetle, może wzbudzić śmiech.
- Dlaczego mi nie wierzysz Severusie? Dlaczego nawet nie próbujesz mi uwierzyć?
- Jak dotąd nie widziałam wilkołaka, który na tle romantyczno – kiczowatego krajobrazu z jednorożcami – Snape wyrwał się z zamyślenia patrząc na dyrektora swoimi czarnymi, bezdennymi oczyma - tak po prostu idzie sobie zapolować. I obawiam się, że nie mam zamiaru go ujrzeć, nawet gdyby stanął w samym centrum mojego gabinetu w kąpielówkach i z różowym ręczniczkiem okręconym wokół bioder, przy okazji wyznając mi miłość. Dla mnie wilkołaki nigdy nie będą polowały w dzień, nawet gdyby nie wiem jak bardzo się starały. A tym bardziej w świetle słońca. Do tego potrzebna jest noc, i tylko ona, koniecznie z dużym, kształtnym księżycem w pełni.
- Tacy jak ty Severusie są idealnymi bohaterami w oczach ich autorek. A wiesz dlaczego? Bo nie próbując nic zmieniać, bo nie chcą uwierzyć. Bo boją się konsekwencji. Tego, że kiedy uciekną poza siebie już siebie nie odnajdą. Że zagubią się gdzieś i nie sprostają zadaniu jakie postawi przed nimi wolność.
Severus nie skomentował.
- Nie wierzysz, bo tobie się nie udało. Nigdy, choć nie raz tego pragnąłeś, ale nie wyciągnąłeś ręki. Co roku tylko prosisz o stanowisko nauczyciela OPCM, ale nigdy nie robisz nic więcej prócz tego, co nakazują ci zasady, i prawa które ona na nas wszystkich nałożyła. Przyzwyczaiłeś się do konwencji i pogodziłeś się z nią bo tak jest lepiej. Bo to nie daje nadziei, ani jej nie odbiera. Kiedy mówisz, że wilkołak nie może przejść przemiany w samym środku dnia dusisz w sobie zazdrość. A nie mógłbyś jej znieść. Oszukujesz sam siebie Severusie. Sam przed sobą nosisz maskę. Nie musisz nic mówić Severusie, i tak wiesz, że mam rację.

~ * ~

Wszyscy się na mnie uwzięli, myślał Mistrz Eliksirów, kiedy pięć minut później schodził po śniadaniu do lochów. Wczoraj Minerwa, dziś Albus! Czego oni wszyscy ode mnie chcą?
- Przepraszam panie profesorze
Potter - zarejestrował automatycznie Snape i przywitał go spojrzeniem numer sto dwa, które prywatnie zwykł nazywać czwartym zlodowaceniem.
- Mówiłem, żebyś przyszedł o osiemnastej. Jest siedemnasta. Jak widać, zapomniałem wziąć pod uwagę, że nie znasz się na zegarku. Może powinieneś pobierać prywatne lekcje Potter? Nie pomyślałeś o tym?
- Wcale nie musi mi pan dawać tego eliksiru! Ja się o to nie proszę!
- Czyżby Potter, czyżbyś zaczął gustować w żywych trupach?
- Wampiry to nie trupy! – Harry był wściekły. Miał zamiar dodać jeszcze: Tylko śmierciożerca może mieć takie poglądy, ale się powstrzymał.
- To jeszcze zależy, który wampir – Severus uśmiechnął się jadowicie - Ty Potter nie musiałbyś się specjalnie starać, żeby zasłużyć na ten pseudonim. Tymczasem zapraszam o osiemnastej.
- Nie mogę, o osiemnastej mam trening quiddicha. Czy naprawdę nie może mi pan podać tego eliksiru godzinę wcześniej?
- SIR – warknął Snape
- Przepraszam panie profesorze – Harry naprawdę silił się na uprzejmość i ostatkami się powstrzymywał się od wybuchu. Ten człowiek jest niesamowity, pomyślał, działa na układ nerwowy całą swoją osobowością.
- Nie mogę ci dać tego eliksiru wcześniej Potter. Wyobraź sobie, że godziny mają kolosalne znaczenie i nie biorą pod uwagę tego, że ktoś ma trening latania na miotle, jakże ważne historyczne wydarzenie.
Mistrz Eliksirów naprawdę nie rozumiał tego chłopaka i jego podejścia do życia! Za grosz racjonalnego myślenia i wdzięczności. Gdyby nie on, Snape, i j e g o eliksir, Potter biegałby teraz po całym Hogwarcie z kłami wywieszonymi na wierzchu i studiował szczegóły techniczne wyrobu trumien. Bo oczywiście, Severus Snape był tego pewien, wampiryzm Pottera musiałby być ekstrawagancki. Taaak Draakula, to byłoby to, co Potter lubił najbardziej. Zupełnie jak jego ojciec, pomyślał, kiedy tylko niebezpieczeństwo mijało zachowywał się jakby nigdy nic. Jakby parę minut wcześniej śmierć, wcale nie deptała mu po piętach. James bawił się w kotka i myszkę ze strachem i niebezpieczeństwem. Aż w końcu strach, niebezpieczeństwo zabawiły się z nim.
- Do zobaczenia o osiemnastej Potter – powtórzył Snape.
- Do widzenia – odburknął wściekły Harry. W zasadzie nie wiedział czemu ciągnął tą bezsensowną rozmowę. Coś co było w nim, a jednocześnie nie należało do niego, niemal wymusiło na nim te słowa.
- Pan wcale nie musiał mi dawać tego eliksiru!
Snape przewiercił go swoimi czarnymi oczami i Harry znów poczuł się niemal tak, jak na lekcjach oklumencji. Jakby ktoś wyjął mu duszę, niczym ściągę z kieszeni spodni, i teraz przyglądał się jej dokładnie.
- Nic nie rozumiesz, Potter. Jak zwykle zresztą. Wampir, jakkolwiek by na niego nie patrzyć, potrafi czynić zło. Zło, o jakim nie przeczytasz w żadnej książce, Potter. Bo o takich sprawach się nie pisze. O tym wie tak naprawdę tylko ten, który zostaje wampirem. On i brutalna rzeczywistość, której nagle staje się częścią. A pomiędzy nim a ową rzeczywistością nic ma nic, nic prócz wściekłości i wrzasku. Wrzasku kolejnych ofiar. Wyobrażasz sobie siebie w takim otoczeniu Potter?
Harry nie odpowiedział.
- To by nie pasowało do konwencji Potter.
Chłopak obrócił się w wściekle na pięcie i bez słowa wyszedł z gabinetu nauczyciela. Kiedy był już u wylotu korytarza, obrócił się jeszcze i powiedział:
- Tchórz!
- Szlaban, Potter! – wycedził Mistrz Eliksirów przez zaciśnięte zęby – Szlaban dziś o osiemnastej.
- Potter – syknął jeszcze nauczyciel, kiedy Harry już prawie zniknął mu z oczu.
- Tak, sir? – odezwał się z daleka wibrujący złością głos chłopaka.
- Ja wiem. Wszystko wiem. Wiem, co robiłeś wtedy w lesie.
Podziałało. Snape osiągnął zamierzony efekt.
- Skąd pan wie? – W głoście Gryfona dawało się wczuć niepokój. Był niemal namacalny.
Snape uśmiechnął się, ale nie odpowiedział.
- Skąd pan wie? – Harry prawie wrzeszczał – Pan nie mógł jak…pan nie miał jak się dowiedzieć.
- Jak widać mogłem, Potter.
- Ale…ale – zawahał się – Ale pani Pomfrey nie mogła pana wpuścić, kiedy spałem! Ona nigdy…
- To ja tu jestem pedagogiem. Do zobaczenia o osiemnastej, Potter.

Odsłona III
Ars Moriendi


- Wezwał mnie zaraz po tym, jak odeszła Minerwa, a Potter został zabrany do skrzydła szpitalnego – zaczął Snape.
Dumbledore przytaknął na znak, że słucha uważnie. Portrety na ścianach w gabinecie dyrektora rzucały zaciekawione spojrzenia w stronę rozmówców. Dziwne, pomyślał Severus, kiedy o tym mówię czuję się winny. Gdyby tylko mógł, rzuciłby na nich cruciatusa, za te jadowite i łakome spojrzenia. Za to, że próbują go oceniać wraz z każdym wypowiedzianym słowem. Te portrety nie miały prawa widzieć i kontrolować. To nie była ich historia i czas. Severus nie lubił, kiedy umarli wtrącali się do spraw, które ich nie dotyczyły, i których nigdy nie zrozumieją. Mimo to ciągnął dalej. Z szacunku dla dyrektora.
- Udałem się do Hogsmade, jak najszybciej mogłem. I teleportowałem się w tym samym miejscu, co zawsze.
- A potem?

~*~

- Potem zaprowadzili Pottera do skrzydła szpitalnego – powiedział głęboki, męski głos.
Bordowy, staroświecki fotel na którym siedział Voldemort, obrócił się w stronę śmierciożercy odzianego w długą czarną szatę i płaszcz. Przybyły miał twarz niemal całkowicie zasłoniętą kapturem i tylko cień padający na nią, ukazywał bladą cerę i wymykające się spod kaptura czarne włosy do ramion. Śmierciożerca nie unikał spojrzenia Czarnego Pana. Patrzył mu prosto w oczy, a raczej płonące złowieszczo wąskie szparki, które zdawał się wypełniać jakiś diabelski, wręcz piekielny blask.
- Usiądź – To nie była prośba. To był rozkaz. Snape usłuchał. Był spokojny. Bardzo spokojny. Wszystkie uczucia i emocje uleciały gdzieś poza niego, w momencie, kiedy stanął przed Czarnym Lordem. Miał to już opanowane. Profesjonalnie.
Nagini sycząc ułożyła się u stóp swojego pana mrużąc zaropiałe ślepia. W tym domu wszystko było bordowe niczym krew, i czarne niczym śmierć. Wyjątek w tej upiornej kolorystyce stanowił tylko portret Salazara Slytherina, oprawiony w zieloną ramkę i wiszący nad kominkiem. Portret był osobliwy. Przedstawiał wysokiego, przystojnego czarodzieja, z czarnymi, rozwianymi włosami i szarymi oczami, o wydatnych kościach policzkowych, i ostrych wręcz drapieżnych rysach twarzy. Długie palce postać miała splecione, a na oliwkowej twarzy zastygł, trudny do rozszyfrowania tajemniczy uśmiech. I może nic aż tak nie byłoby ponurego w tym portrecie, gdyby nie jeden, drobny szczegół. Salazara sportretowano na tle jednego z najmroczniejszych i najstarszych symboli w magii. Przedstawiał on całą sieć kół wpisanych w okrąg i jednego trójkąta, wszystko to w połączeniu z napisami w języku, którego do tej pory nikt nie zdołał odczytać, stanowiło ponura zagadkę Salazara Slytherina. Tylko Snape wiedział, że Lord Voldemort dawno temu ukradł oryginał portretu. Naukowcy wciąż zaś prowadzą bezowocne poszukiwania zguby.



- Sprawa o której mówię – ciągnął Czarny Pan, przerywając tym samym Severusowi pilne studiowanie obrazu – powinna pozostać tylko między mną a tobą – Voldemort pozwolił by Nagini oplątała się wokół jego szyi – Nikomu innemu nie ufam, tak jak tobie.
Severus Snape kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
- Tamtej nocy, kiedy Harry Potter był w lesie i ja tam byłem. Ale wyłącznie jako projekcja astralna…
Coś się poruszyło. Coś, czego nie powinno być w pokoju.


~*~

- Coś się poruszyło. Coś czego nie powinno być w pokoju – kontynuował Snape czując jak emocje, które wcześniej całkowicie go opuściły, wypełniają go po brzegi, nie pozostawiając w świadomości miejsca na nic innego, prócz nich samych.
- A potem… - Snape urwał
Dumbledore słuchał w milczeniu. A Severus czuł jak z każdym wypowiadanym słowem, daje mu to dużo. Bardzo dużo.
- Voldemort zareagował natychmiast. I po raz tysięczny w swoim życiu udzielił jednemu ze swoich podwładnych lekcji umierania. Bardzo długiego umierania. I choć była to jedna z wielu lekcji jakie oglądałem Dumbledore, to uwierz mi, że każda z nich zapada mi w pamięć tak głęboko, iż jestem pewien, że pozostanie tam na zawsze. Są rzeczy, o których się nie zapomina.
- Wierzę – powiedział spokojnie Dumbledore – Wierzę Severusie.

~*~

Zaczął od drętwoty, żeby nie mógł się ruszać ani krzyczeć, ale jednocześnie czuł wszystko i analizował każdy szczegół swojego bólu. Czarny Pan miał czas. Bardzo dużo czasu. Severus nie miał pojęcia, kim jest zdrajca. Nie mógł tego dostrzec pod czarną maską jaka zasłaniała twarz postaci. Miał tylko świadomość, że kiedyś może on będzie leżał na ziemnej posadzce, za słaby by się bronić i za bardzo zdeterminowany by poddać się ot tak sobie. I że ktoś będzie patrzył i uczył się jak należy zabijać, i jak umierają zdrajcy. Kolejny uczeń. Kolejna marionetka w rękach Czarnego Pana, który sam był marionetką w o wiele potężniejszych rękach. Snape milczał.

Petrificus Totalus - Wzmocnienie zaklęcia drętwoty, żeby ofiara czuła jak powoli pozbawia się ją możliwości obrony, jak staje się tylko szmacianą lalką, z którą można zrobić wszystko. Czarny Pan uwielbiał patrzyć jak ofiara cierpi, uwielbiał powoli pogłębiać jej ból. To dlatego zaczynał od zaklęć najsłabszych, po to by na końcu zadać cios ostateczny. Snape patrzył.

Engorgio – Śmierciożerca zaczął nagle rosnąć w oczach. Jego nieruchome i całkowicie sparaliżowane ciało zaczęło się rozciągać do niebotycznych rozmiarów. Rozdymać. To musiało boleć. Severus milczał.

Furnunculus – Twarz ofiary pokryły bąble. Opadła Czarna maska, ale Snape i tak nie poznał, kim jest torturowany czarodziej. Severus obserwował. Nie miał innego wyjścia.

Crucio – Potworny ból przeszył ciało ofiary. A Voldemort lubił patrzyć jak torturowany krzyczy i zwija się z bólu i nadeszła pora na następne zaklęcie.

Sonorus – Cały tłumiony dotąd ból, krzyk i rozdzierający ciało na strzępy wrzask wypełnił całą przestrzeń na około. Wrzask zarzynanego zwierzęcia. Nie ludzki, instynktowny wrzask z głębi ciemności, bólu, strachu, otępienia. Severus wciąż milczał, a Voldemort się śmiał.

Tarantallegra – dziki taniec, ostatni taniec na tym świecie. Dans Macabre – taniec śmierci. Makabryczna parodia tańca.

Avada Kedavra – Śmierć. Ból. I śmiech Czarnego Lorda. Ars Moriendi – sztuka umierania.


~*~

- To wszystko – powiedział Snape – koniec przedstawienia.
Dumbledore milczał.
- Dziękuję ci Severusie – powiedział po chwili.
Tym razem Severus milczał.

Cdn.
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 21:31, 01 Paź 2005  
Sh'eenaz
Najwierniejsza
Najwierniejsza


Dołączył: 04 Cze 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów




Odsłona IV
Głód


Nadchodziła katastrofa. Towarzyszyła jej cisza, jedna z tych, co wibrują w powietrzu nasycone negatywnymi emocjami. Zdecydowanie lepiej byłoby dla społeczności Hogwartu, aby nie znalazła się w pobliżu epicentrum tego, co właśnie się zbliżało.
Minerwa McGonagall miała pecha. Żeby było ciekawiej, była jedyną podejrzaną o skonfiskowanie mienia. TO było coraz bliżej. Pachniało miętową wodą kolońską i eliksirami, co razem zestawione tworzyło dość specyficzną mieszankę zapachową. Charakteryzowało się długim, haczykowatym nosem i przetłuszczonymi włosami. Aby efekt był bardziej dramatyczny, odejmowało punkty wszystkiemu, co można było uznać za małe, szkodliwe i wścibskie. Ucierpiała między innymi największa sława, przynajmniej zdaniem większości Hogwartu – Harry Potter. Całą winę można w gruncie rzeczy przypisać jednemu niewinnemu pocałunkowi, jaki zafundowała mu Cho Chang w przerwach między szlochem a milczeniem.
TO szło szybko i zdecydowanie, gotowe na bardzo wiele, byle tylko odzyskać utraconą zgubę. Czarna peleryna wojowniczo falowała przy każdym kroku. Wreszcie osiągnęło cel.
- TY – powiedział buntowniczo Mistrz Eliksirów, zatrzymując się w gabinecie nauczycielki transmutacji.
Z reguły nie zwracał się do zastępcy Dumbledore’a w ten sposób, gdyż mimo tego, iż sam był pedagogiem, czuł do niej ogromny respekt. W końcu kiedyś go uczyła.
Ale ta sytuacja należała do wyjątkowych. W związku z tym, kiedy tego popołudnia, zaraz po zakończonych lekcjach, pan S. zorientował się, co się stało, poczuł jak czerwona lampka zapala się w jego umyśle. Nie wahał się ani chwili - od razu przystąpił do akcji.
Minerwa McGonagall popatrzyła zdziwiona na Severusa Snape’a. Poprawiła okulary i spojrzała na niego trochę surowo, a trochę z rozbawieniem. Jeszcze nigdy nie widziała go tak wzburzonego.
- Wzięłaś je, Minerwo – w tonie jego głosu pobrzmiewała nie tyle złość, co żal.
Nauczycielka transmutacji powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem.
Już widziała oczami wyobraźni pewną jakże komiczną sytuację. Dostająca niekontrolowanego ataku dobrego humoru ona - wicedyrektorka najlepszej szkoły dla młodych czarodziejów, i sfrustrowany nauczyciel eliksirów, który wyglądał jak czynny wulkan. To nie byłoby dobre połączenie. No i co pomyśleliby uczniowie, gdyby przypadkiem znaleźli się w pobliżu? Nie, nie, do takiej sytuacji zdecydowanie nie mogła dopuścić. Znajdowali się cywilizowanym miejscu, a nie w jakiejś mugolskiej podstawówce!
- Moje papierosy – powtórzył Severus.
- To grozi rakiem i chorobami serca – powiedziała poważnie nauczycielka, zupełnie tak, jakby zwracała się do nieposłusznego nastolatka.
- Nie musisz mnie uświadamiać, Minerwo – powiedział sarkastycznie. – Ja cierpię na głód nikotynowy, czy ty wiesz jaka to tragedia?
McGonagall najwyraźniej ani nie wiedziała, ani nie próbowała sobie tego wyobrazić.
- Ja – Mistrz Eliksirów zaczął przechadzać się po pokoju z założonymi rękoma. – Pracuję na dwa etaty, narażam się na śmiertelne niebezpieczeństwo, jestem zmuszony współpracować z młodym Potterem, który zachowuje się tak, jakby zjadł wszystkie rozumy i jeszcze mu było mało, od niedawna prowadzę wywiadówki i rozwiewam złudzenia kolejnym głowom rodziny, uświadamiając je, że wiedza ich pociech jest nieadekwatna do tego, co opisują w listach wysyłanych do domów. Wreszcie to JA muszę przygotowywać połowę eliksirów leczniczych, tylko dlatego, że jakiś ograniczony Gryfon, urządza sobie nocne wycieczki do Zakazanego Lasu. I mnie pozbawia się papierosów? Myślę, że przez te wszystkie lata zasłużyłem sobie na trochę spokoju, Minerwo. Załóżmy, że jest wieczór, siedzisz przy ciepłym kominku w rozkosznie zimnym lochu i jadowicie zielonym fotelu, a dla rozrywki czytasz książkę, paląc dobrego, miętowego papierosa. Widzisz to? Tak, to świetnie. A teraz wyobraź sobie dokładnie taki sam wieczór, tylko bez papierosa.
Minerwa sobie wyobraziła.
- Już – powiedziała spokojnie.
- I? – dociekał Mistrz Eliksirów.
- I nic – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Severus Snape przewrócił oczami.
- Te kobiety - westchnął. - Oddaj mi chociaż papierośnicę, to prezent od Narcyzy.
Nauczycielka transmutacji uśmiechnęła się delikatnie.
- Skąd wiedziałeś, że to ja ją mam, Severusie?
- Nietrudno się domyślić – powiedział sucho. – Kiedy ostatnio paliłem podczas karnawału, zagroziłaś mi, że jeżeli jeszcze raz ośmielę się to zrobić przy uczniach, to pożegnam się i z papierośnicą, i z moimi mentolami.
Minerwa westchnęła. Ci mężczyźni, człowiek tylko chce dobrze, a oni stawiają sprawę na ostrzu noża, pomyślała.
Kiedy kilka chwil później wychodził z gabinetu, o zgrozo z pustą papierośnicą, doszedł do wniosku, że Minerwa działa na dwa fronty. Jednym słowem, jest ostra i surowa kiedy trzeba, trzyma się przepisów jak ostatniej deski ratunku, a gdy tylko cały Hogwart pogrąży się w błogim i spokojnym śnie, to tak, wtedy można iść na popijawę.
Tak swoją drogą, ostatnimi czasy on, Naczelny Nietoperz Hogwartu, cierpiał na bezsenność i zaczął zwracać uwagę na nocne wypady nauczycielki transmutacji. Z trzech opcji odrzucił randkę i seks, gdyż i na jedno, i na drugie wspomniana persona była troszeczkę… no, delikatnie mówiąc, była niedysponowana. Pozostały więc plotki.
Pewnej wyjątkowo nudnej nocy, kiedy stopień depresji Severusa osiągnął szczyt, po prostu poszedł za nauczycielką. Taka zabawa w szpiega mogła być dobrym lekarstwem na chandrę.
I tym razem się nie mylił. Jego trop był dobry - Minerwa spotykała się z profesor Sinistrą. Szybko stracił zainteresowanie, bo naprawdę nie obchodziło go, co mogą oznaczać dziwne odgłosy wydobywające się ze środka olbrzymiej komnaty. Jakieś chichoty, szepty, plusk wody i odgłos odstawianego na bok naczynia kwalifikowały się zdecydowanie pod babskie zajęcie, więc wolał się trzymać jak najdalej od łazienki, niczym od odbezpieczonego granatu. Ale Severusa nagle olśniło. Skoro było tam jakieś podejrzane naczynie, a Snape dziwnym trafem obstawiał na alkohol, to mogły być tam i papierosy! Jego papierosy!
Chwilę później odrzucił na bok te cokolwiek podejrzane w jego wypadku myśli i przybierając groźną minę, postanowił udać się na zakupy na Pokątną.
- Źle ze mną – mruknął do siebie. – Zaczynam mieć obsesję, manię prześladowczą i w dodatku jestem uzależniony.
Coś zapukało do jego drzwi. Kto, do cholery, może czegoś chcieć o tej porze?
- Wejść - rzucił swoim zwykłym, oziębłym tonem.
- Dobry wieczór, panie profesorze.
- Potter! – gdyby Severus był zaklinaczem pogody, na zewnątrz zacząłby padać śnieg.
- Bo ja… Ja mam dziś szlaban u pana.
Cudownie, pomyślał wściekły Snape, nie pojadę na Pokątną, nie kupię papierosów, będę musiał wytrzymać do jutra. Zdecydowanie zbliża się klęska żywiołowa.
- Tutaj – przystępując od razu do rzeczy, Snape wskazał na zawalony jakimiś papierami stolik w rogu komnaty, a ton jego głosu stał się lodowaty. – Jest tu lista ksiąg, jakie znajdują się w moim gabinecie. Uporządkuj ją alfabetycznie pod względem tytułów. Obok jest druga taka sama lista, posegreguj ją, ale biorąc pod uwagę autorów. I pamiętaj, Potter - każdy pergamin w osobnej szufladce.
- Ale sir…
- Powiedziałem, Potter.
- Ale…
- Na Merlina, Potter, wiedziałem, że jesteś tępy, ale nie aż tak! Ty chyba nawet przez siedem lat edukacji nie nauczysz się definicji szlabanu.
Pan Jestem Drugim Merlinem, roztaczając wokół siebie aurę wściekłości, próbował znaleźć dokumenty na literę B, których, z czego Severus doskonale zdawał sobie sprawę, po prostu nie było. Potter nie przerywał ciszy, którą Snape starał się rozłożyć pomiędzy swoje własne myśli a posyłanie szyderczych spojrzeń z czasów epoki lodowcowej.
Piętnaście minut później S. chodził tam i z powrotem z rękami złożonymi na klatce piersiowej, a Harry próbował zapanować nad swoimi odruchami bezwarunkowymi, których liczba gwałtownie wzrastała w obecności pewnych osób.
Trzysta sześćdziesiąt pięć sekund później Mistrz Eliksirów spojrzał na zegar, z miną która bynajmniej nie była odzwierciedleniem jego myśli, a Chłopiec Który Przeżył wymyślił kolejny ciekawy pseudonim i miał cichą nadzieję, że Nietoperzowi nie przejdzie przez myśl pomysł spenetrowania jego podświadomości.
Stan zawieszenia broni trwał około pół godziny. Przerwał go oczywiście Potter.
Snape, który właśnie analizował stan swoich oszczędności, a rachunek jak zwykle wypadał na jego niekorzyść, uchwycił kątem oka, jak nieznośny Gryfon chowa coś do kieszeni. To coś przypominało kawałek bardzo starego pergaminu, zapisanego niewyraźnym, pochyłym pismem.
- Potter – syknął.– Co masz w kieszeni?
- Eee…
- To nie mugolska przychodnia, Potter.
Harry próbował uruchomić swoją wyobraźnię, ale najwyraźniej coś się zepsuło, bo powiedział tylko:
- Yyy…
- Nie, Potter, przedszkole też odpada.
- To tylko list – wymyślił na poczekaniu, siląc się na obojętny ton.
- List, powiadasz… – usta Snape’a wykrzywiły się w paskudnym uśmieszku á la jadowita żmija. – Miłosny? A może stworzyli twój fanklub, co Potter?
- Nie, to od Dursleyów – Harry przeklął w myślach samego siebie. Gorszego usprawiedliwienia nie wymyśliłby nawet Dudley.
- Doprawdy? No to nie będziesz miał nic przeciwko, jeżeli się o tym przekonam tak dla świętego spokoju, prawda?
Harry przełknął ślinę i poczuł jak serce podchodzi mu do gardła.
- Accio pergamin w kieszeni Pottera – powiedział zjadliwym tonem i po chwili trzymał kartkę w ręce, a to, co zobaczył, sprawiło, że kolejna kąśliwa uwaga, jaka już czaiła się na krańcach mrocznej podświadomości Mistrza Eliksirów, nie ujrzała światła dziennego. Pod kilkunastoma linijkami zapisanymi drobnym, pochyłym pismem w jednym ze starożytnych języków, widniał symbol - symbol pięcioramiennej gwiazdy.
Severus wpatrywał się w pergamin z niedowierzaniem. Przed oczyma miał całą sieć nakładających się na siebie znaków. Sam, Cha, Os, Confu, Die, Principia, Dron, kwadrat wpisany w okrąg i okrąg wpisany w kwadrat, trójkąt i wreszcie heksagram– obraz w pokoju Lorda Voldemorta.
- Nic panu nie jest, sir? – usłyszał gdzieś z daleka głos chłopaka.
- Zgłębiam twoją korespondencję rodzinną – odpowiedział swoim zwykłym tonem. – I obawiam się, Potter, że właśnie zasłużyłeś sobie na kolejny szlaban. Znalazłeś to w MOIM gabinecie, prawda?
To nie było pytanie. Harry przełknął ślinę.
- Tak, sir.
- I chciałeś to wziąć z MOJEGO gabinetu?
Chłopak przytaknął.
- To się nazywa kradzież, Potter, a ja tego nie będę tolerował. Przez kolejny tydzień będziesz pomagał panu Filchowi w czyszczeniu toalet, które o dziwo mają alergię na wszelkiego rodzaju magię. A teraz skończysz to, co zacząłeś. I lepiej się pośpiesz, Potter, o ile chcesz zdążyć odrobić zadanie domowe z eliksirów na jutro. Zamierzam przestudiować je ze szczegółami.

Odsłona V
Krzyk


Severus Snape wpatrywał się w kawałek pergaminu. Siedział przy stole nakrytym czarnym obrusem. Woskowa świeczka rozpraszała panujący wokół mrok. Gdyby jakiś mugol zakradł się o tej porze do prywatnej kwatery w lochach, pewnie uciekłby z wrzaskiem, przekonany, że natknął się na jakąś sektę.
To było jednak niemożliwe. Mistrz Eliksirów żył w świecie, do którego mugole zupełnie nie mieli wstępu. Pogrążony we własnych myślach, uchylił zasłonę teraźniejszości i patrzył gdzieś w przeszłość. W mrok. Wspominał.

~*~

- Czego to Smarkerus szukał w dziale Książek Zakazanych? – usłyszał za sobą teatralny szept Jamesa Pottera.
Wiedział, że gdzieś tam, z tyłu, ktoś go naśladuje. Miał świadomość, że nie tylko Peter i Syriusz, ale także wszyscy obecni na korytarzu zaraz wybuchną głośnym śmiechem. Ale już go to nie obchodziło. Nie teraz, kiedy już tak niewiele dzieliło go od bycia kimś. Był już daleko od biblioteki, podczas gdy James i spółka odgrywali swoje koszmarne przedstawienie.
Siedział samotnie w dormitorium Slytherinu we własnym kącie pokoju, bardzo ubogo wyposażonym w porównaniu do reszty pomieszczenia. Kiedyś być może odczułby swoją inność, przeklinał małą skrzynię z kilkoma ubraniami na krzyż i niekompletny zestaw używanych podręczników, ale teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. Nadchodziły lepsze czasy, piękniejsze dni i wspanialszy Severus Snape. Severus Snape, który pierwszy raz od wielu lat miał stać się kimś.
Otworzył starą, grubą księgę, oprawioną w granatową skórę z zielonym wężem na okładce. Wąż poruszał się, od czasu do czasu sycząc ostrzegawczo. Miał na kolanach „Pamiętnik Salazara Slytherina”.
„Gdy zło objawia się w swej formie absolutnej, przybiera kształt anioła światłości.”* – głosiło motto. Czarnowłosy chłopak przerzucił kilka kartek i zagłębił się w lekturze.
„Jest granica, której zdaniem wielu nie da się przekroczyć, ale ja wiem, że musi być coś, co przełamie barierę, coś, co nie tylko pozwoli otrzeć się o wieczność, ale wręcz wyciągnąć po nią rękę” .
Severus przeszedł do kolejnego zapisku.
„Zwykła sześcioramienna gwiazda wpisana w koło, gwiazda, która może zmienić bieg historii, stać się częścią maszyny, pozwalającej zapanować nad Przeznaczeniem, Czasem i Mądrością – heksagram”.
Zwrócił uwagę na notatki na marginesie. „Trójkąt skierowany wierzchołkiem do dołu symbolizuje pradawną samicę, istniejącą przed początkiem świata. Wnika w nią męskość, symbolizowana przez trójkąt skierowany wierzchołkiem do góry. Całość jest połączeniem tych dwóch sił, harmonią. Jest jednak jednocześnie symbolem czterech żywiołów. Analogicznie: trójkąt skierowany wierzchołkiem do dołu wyobraża wodę, do góry ogień. Trójkąt ognia, przecięty przez podstawę trójkąta wody oznacza powietrze. Jak łatwo można wywnioskować, trójkąt wody, przecięty przez podstawę trójkąta ognia jest znakiem ziemi. W ten sposób znów dochodzimy do doskonałości ”.
Chłopak zmarszczył brwi. Salazar Slytherin i zagadnienia tego typu? Harmonia, doskonałość, Bóg?

Kiedy odłożył księgę na bok, świtało, ale nie udało mu się znaleźć żadnej przykuwającej uwagę informacji, jedynie całe mnóstwo jakiś cytatów, zapisków tyczących się życia prywatnego i mrocznych tajemnic jednego z założycieli Hogwartu.


~*~

Snape spojrzał na zegar. Miał jeszcze całe pół godziny czasu i wcale nie posunął się do przodu w swoich przypuszczeniach. Miał wręcz wrażenie, że coraz bardziej się od nich oddala. To wszystko przestawało mieć sens. Mistrz Eliksirów przywołał w pamięci obraz wiszący nad kominkiem w pokoju Czarnego Lorda, po czym ponownie spojrzał na pergamin, który miał przed sobą. Uporządkował swoje myśli, sporządzając notatki na marginesie.



Nic. Wciąż nic. Wszędzie doskonałość. Dobra i sprawiedliwa magia zaklęta w symbolu. Chyba, że…
Sześć…?
Gwiazda miała sześć ramion. O ile dobrze pamiętał, oprócz okręgów, na obrazie widniały jeszcze dwie figury geometryczne. Kwadrat i trójkąt. Trzy pomnożone przez cztery dawało dwanaście. Liczba ta z kolei była wielokrotnością szóstki. Brakowało jeszcze jednej szóstki. Cholera, mogłem bardziej przykładać się do numerologii, pomyślał ze złością Severus, będę musiał poszperać w bibliotece i poszukać dokładnej interpretacji czwórki, szóstki i trójki.
Próbował skupić swoje myśli na czymś innym. Ale wspomnienia mają tę wadę, że zawsze towarzyszą nam w samotności, jakby za wszelką cenę chciały wypełnić pustkę po miejscu, w którym powinien znajdować się drugi człowiek.

~*~

- Lecz Salazar Slytherin nie zdawał sobie sprawy, jak potężną mocą władał, nie wykorzystał jej. Jednak ja nie popełniłem tego błędu. To dlatego jestem teraz najpotężniejszym z czarodziejów.
Śmierciożercy słyszeli te słowa już niejeden raz. Lord Voldemort powtarzał je zawsze, kiedy do kręgu wstępował ktoś nowy. Tego, co stało się później, żaden nie mógł pojąć.
Był tylko jednym z jego najmłodszych sług. Nie wyróżniał się niczym oprócz tego, że jak mało który z nich kochał eliksiry. Potrafił godzinami siedzieć w swoim laboratorium, specjalnie wyposażonym dla niego przez Czarnego Pana w najlepsze składniki ze sklepu na Nokturnie. A jednak to właśnie jego, młodego i ironicznego „alchemika” spotkał zaszczyt, o którym marzyła każda ze zgromadzonych na spotkaniu osób.
- Severusie Snape – powiedział zimny, pozbawiony emocji głos. –Pójdziesz ze mną. Wtajemniczę cię w szczegóły.


~*~

Zasłonił twarz rękoma. Nie chciał pamiętać. Czy naprawdę tak dużo wymagał? Czy nawet tutaj, w ciszy własnego gabinetu, nie mógł uwolnić się od wyrzutów sumienia? Wspomnienia swoich pierwszych ofiar?
Pamiętasz? – szeptał cichy głosik w jego głowie. – Zabiłeś ją za to, że cię zostawiła w chwili, kiedy najbardziej jej potrzebowałeś.
Nie!
To była twoja pierwsza zemsta, za tamte lata, kiedy byłeś nikim, kiedy i ona przestała zwracać na ciebie uwagę. Chciałeś, żeby znała swojego oprawcę, żeby cierpiała. Zamordowałeś ją z zimną krwią i sprawiło ci to satysfakcję.
Nie!
Widok jej umęczonego ciała, brzydkiej, zniekształconej przez ból twarzy, która kiedyś była dla ciebie tak bliska, stał się nagle obrazem wroga, którego chciałeś zamęczyć i zabić za wszelką cenę. Pokazałeś jej, że jesteś kimś i że masz władzę. Umierała powoli, dokładnie tak, jak sobie to zaplanowałeś. Zemsta. Za poniżenie. Śmiech. Odrzucenie. Za wszystko. Pamiętasz?
Anna…
Nie!
Świeca wypaliła się całkowicie, kiedy wstał od stołu. Oświetlił komnatę różdżką, schował pergamin znaleziony przez Pottera i uzbrojony w ironiczny uśmieszek, kąśliwe uwagi, a także porcję szlabanów, wyruszył nadzorować korytarze.

~*~

Mistrz Eliksirów, jak na prawdziwego nietoperza przystało, postanowił nie spać. Po głowie krążyły mu tysiące nieznośnych pytań, a najbardziej zagadkowe dotyczyły obrazu. Nauczyciel uwolnił spod ciepłej kołdry jedną nogę i natychmiast schował ją z powrotem.
- Cholera, ale ziąb. Nie ruszam się stąd. – mruknął.
Zakrył się kołdrą aż do brodę i zamknął oczy. Wciągnął do nosa delikatną woń eliksirów, która wypełniała całe pomieszczenie i starał się w niej rozpłynąć. Nie pomogło. Pozwolił, by jego umysł wypełniła wizja Gryfonów, tracących ponad tysiąc punktów w ciągu jednej nocy. Uśmiechnął się tylko do siebie i ciaśniej owinął kołdrą, ale nie zasnął.
Chwycił czarnego jaśka, który znajdował się akurat pod ręką i przytulił. Skutek wciąż był opłakany.
Severus Snape nie był przyzwyczajony ani do posiadania maskotek, ani do ich marnych imitacji. W dzieciństwie słowa takie jak uprzejmość i łagodność należały do zupełnie innego świata, świata, który Severus mógł sobie tylko wyobrażać i którego nigdy w pełni nie rozumiał. Albus Dumbledore był jedną z osób, której udało mu się go trochę przybliżyć, ale mimo to obszar tej innej rzeczywistości wciąż pełen był obcych, niezbadanych terenów. Snape jeszcze przez najbliższą godzinę przewracał się z boku na bok, próbował nawet eliksirów nasennych, które miał zawsze pod ręką, ale w ciągu dwudziestu lat pracy w Hogwarcie zdążył się na nie całkowicie uodpornić.
Wreszcie w przypływie desperacji Snape zrobił coś, czego po sobie nigdy by się nie spodziewał – zaczął liczyć w myślach barany.
Kiedy doszedł do tysiąca i zaczynał powoli tracić kontakt z rzeczywistością, ktoś brutalnie wtargnął do jego świata, nie tyle pukając, co raczej waląc pięściami w drzwi.
Na Mistrza Eliksirów podziałało to tak gwałtownie, iż o mało co nie zleciał z łóżka. Wściekły zrzucił z siebie kołdrę, nałożył czarny szlafrok i podszedł do wejścia. O tej porze mógł go nawiedzić tylko profesor Flitwick, Severus znał to z autopsji. Otworzył drzwi i nie siląc się na konwersacyjny ton, zapytał:
- Co się stało, Filiusie? Jak się domyślam, potrzebny ci eliksir. Na odchudzanie, sen czy wzmożoną aktywność? I do licha, czemu tak późno?
- Yyyyk.
Jednak odgłos, który z prędkością ślimaka dotarł do jego świadomości, z pewnością nie należał do nauczyciela zaklęć. Coś, co go wydało, pachniało sherry i z zadziwiającą prędkością wtoczyło się do środka. W jednej ręce trzymało pustą butelkę, a w drugiej… horoskop! Co?! Trelawney?! Tutaj?! O tej porze?! Na dodatek pijana. Nie, nie to z pewnością nie była sytuacja, o jakiej marzył Severus Snape. A jeżeli był to sen, to ta, która go wymyśliła, chyba pomyliła scenariusze. Bujna wyobraźnia Mistrza Eliksirów była w stanie zaakceptować wiele rzeczy. Najbardziej prawdopodobną wizją była randka Trelawney z Luną Lovegood, bez względu na orientację seksualną zarówno jednej, jak i drugiej, poprzez scenkę rodzajową w Trzech Miotłach, kiedy to profesor McGonagall usilnie nawracałby swoją zbłąkaną koleżankę na drogę prawdy i cnoty, jaką była transmutacja. Najmniej możliwą była obecna.
On i Trawenley w jednym pokoju?! W odległości zaledwie, stwierdził z rosnącym przerażeniem Severus, trzech metrów?! Nie, to po prostu nie mogło się przytrafić w takiej powieści, jak ta. Jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi nieomylnie wskazywały, że to jednak się zdarzyło.
- Hmm – zaczął delikatnie. – chyba pomyliłaś pokoje, Sybillo.
- Zaśpiewam ci, Severusie – powiedziało ni z tego, ni z owego coś, co zwykło siebie nazywać trzecim okiem. – Ostatnio pokochałam sopran. Możesz mi służyć za podkład muzyczny?
Zabiję, pomyślał Severus, pokroję, zadźgam, zamorduję! Albo nie. Już wiem! Napiszę do niej list. Tak, list, zdecydowanie. I jeżeli jeszcze raz zrobi mi taki numer, zastrajkuję. Odejdę z powieści. I nie będzie miała swojego Severusa!
- Ach jak chciaaaałaaaabym, chciałabym damą być – podjęła pieśń nauczycielka wróżbiarstwa, z iście artystycznym wyczuciem przeciągając sylaby.
- STOP, STOP, STOP!– z każdym wypowiadanym słowem Severus przybliżał się do nieszczęsnej kobiety, która z iście dramatycznym wyczuciem jęknęła:
- Jak to, nie podobało ci się?
Snape odchrząknął.
- Echem, Sybillo, jest już późno. Chciałbym zostać sam.
- Nocka jeszcze świeża – Trelawney wzruszyła ramionami, najwidoczniej wczuwając się w sytuację.
- Jestem umówiony – powiedział zrezygnowany Snape, widząc, że innej rady nie ma. W przypadku osób nietrzeźwych, które na dodatek charakteryzuje płeć żeńska, Severus postępował zawsze w ten sam sposób – wymawiał się spotkaniem z inną. Tylko że taką taktykę stosował jeszcze w młodości, kiedy miał czas i ochotę na romanse, pomijając fakt, iż wyżej wymienione nie miały ochoty na niego.
Ale to było ponad dwadzieścia lat temu. Nie był pewien, czy jego koleżanka po fachu nadal kwalifikowała się do tej wyżej wymienionej kategorii.
- Masz randkę? – oczy nauczycielki stały się okrągłe jak spodki.
- Tak, nawet dwie.
- Moje wewnętrzne oko podsuwa mi wizję długonogiej blondynki w seksownej, czerwonej bieliźnie.
- Sybillo Trelawney, jest godzina druga w nocy – Severus wcale nie silił się na uprzejmość. – Nie życzę sobie, żeby nietrzeźwy jasnowidz powyżej czterdziestki przebywał TUTAJ ze MNĄ w tej chwili.
- Co? – powiedziała nauczycielka nieobecnym głosem i choć dzięki manewrowi Severusa stała już w progu, nagle, ku jego czarnej rozpaczy, zamknęła drzwi, rozsiadła się wygodnie na jednym z foteli i wyciągnąwszy w jego stronę pustą butelkę, zapytała:
– Napijesz się, kochaniutki?
- Nie. Nie! I jeszcze raz NIE!
- O co chodzi, Sev? Gwiazdy mówią, że duszę twą wypełnia czarna rozpacz.
Severus nie miał zamiaru zwierzać się nikomu ze swojego życia wewnętrznego, a co dopiero nietrzeźwej kobiecie, choć w sumie było to bez znaczenia, bo biorąc pod uwagę słabą głowę pani T., rano i tak nic by nie pamiętała. Podszedł do drzwi i otworzył je szeroko, oświadczając z rozbrajającym spokojem:
- Dobranoc, Sybillo. Korytarze na ciebie czekają i myślę, że Irytek ma zapotrzebowanie na kogoś do zespołu wokalnego. Z tego, co wiem, razem z Prawie Bezgłowym Nickiem organizują jakąś zabawę. Będziesz tam na pewno mile widziana. Twój sopran powinien znakomicie współgrać z odgłosem wydawanym przez stare garnki, chochle do zupy oraz nie naoliwione zbroje, w które ktoś wali czym popadnie. Tymczasem żegnam.
Kiedy tylko Sybilla jakimś cudem nie wpadając na nic po drodze, zataczając za to niemal idealne półkola, znalazła się za progiem, Severus zatrzasną drzwi i wskoczył do łóżka, nie ściągając nawet szlafroka.
Już opatulił się szczelnie kołdrą, kiedy usłyszał jakieś to wznoszące się, to opadające gwałtownie zawodzenia, które przypominały przeboje Fatalnych Jędz z lat pięćdziesiątych. Przeklął pod nosem i zakrył sobie głowę poduszką. Muzyka była kolejną rzeczą na liście Nie toleruję! Nie znoszę! Nie zbliżać się z tym do mnie, bo mam broń i nie zawaham się jej użyć!
A potem nagle zapadła cisza, przerywana tylko głośnym chrapaniem Mistrza Eliksirów, który przewracał się z boku na bok, co jakiś czas mamrocząc przez sen coś w stylu z Potterem na pohybel.

Na początku sen był niewyraźny. Składała się na niego seria luźnych, niepowiązanych ze sobą w żaden sposób wizji. Przeszłość mieszała się z teraźniejszością. Myśli fruwały gdzieś ponad powierzchnią świadomości, balansując na granicy jawy i nierzeczywistości, po to, by za chwilę niczym płatki śniegu rozpłynąć się i opaść na grząski teren niebytu.
Umysł – jeden z najbardziej skomplikowanych i niezrozumiałych mechanizmów. Odrzucający to, co niezgodne z jego naturą, nieludzkie, dzikie czy obce. Lecz co zrobić, jeżeli w trybiki tego mechanizmu dostanie się ziarno snu?

__________

Korzystałam z informacji ze strony:
[link widoczny dla zalogowanych]
Cytowałam:
* Madeleine L'Engle „Młode Jednorożce”
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 21:51, 22 Lis 2005  
Sh'eenaz
Najwierniejsza
Najwierniejsza


Dołączył: 04 Cze 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów




Odsłona VI
Sprzeciw


Albus Percival Wulfric Brian Dumbledore był w świetnym humorze. Na śniadaniu zjawił się piętnaście minut wcześniej i teraz oddawał się swojemu ulubionemu zajęciu – obserwacji.
Odkąd tylko sięgał pamięcią, jedną z jego pierwszych fascynacji był drugi człowiek.
W tej kwestii obecny dyrektor Hogwartu nie był wymagający. Nie miała znaczenia płeć, wzrost ani wiek. Ważny był tylko sam fakt obecności. To była jedna z przyczyn, dla której postanowił zająć się szkołą. Ludzie. Całe masy ludzi. Raj na ziemi.
Tego dnia jego pierwszą ofiarą stała się Minerwa McGonagall. Sztywne ruchy, usta zaciśnięte w wąską kreskę i spódnica w szkocką kratkę towarzyszyły jej na każdym kroku. Nauczycielce transmutacji brakowało tego czegoś, co czyni kobietę wyjątkową - mężczyzny.
Przywitała go skinieniem głowy i jak zwykle idealnie wyprostowana usiadła przy stole.
Filius Flitwick, mały i przysadzisty, przy bliższym poznaniu przypominający piłkę, wręcz wtoczył się na salę. Z pewnością jednak liderką w konkursie na najbardziej efektowne wejście poranka była tym razem Sybilla Trelawney, prezentująca wszem i wobec skutki wczorajszego kaca, a także przedawkowania eliksirów halucynogennych. Gdyby nie jej niechęć do Domu Węża, z pewnością poruszałaby się po komnacie ruchem pełzającym.
Kilka chwil później, kiedy niemal całe grono pedagogiczne zajęło swoje miejsca, Wielką Salę zalała fala uczniów. Wśród nich był wciąż jeszcze lunatykujący Neville Longbottom, Luna Lovegood z okularami na pół twarzy i nieobecnym spojrzeniem, Cho Chang z chusteczkami higienicznymi i wreszcie chyba najbardziej rzucająca się w oczy para - Harry Potter i Draco Malfoy, którzy demonstrowali siłę komunikacji niewerbalnej.
Harry Potter nadawał coś w stylu: Jeżeli się do niej zbliżysz, to nie ręczę za siebie, na co pan Malfoy pokazał mu, gdzie to wszystko, łącznie z rozmówcą, ma.
Harry, wściekły, już miał wyciągnąć różdżkę, kiedy powstrzymała go Hermiona. Dopiero wówczas, gdy dyrektor zastukał w złoty pucharek, wszyscy usiedli na miejscach. Dokładnie w tej samej chwili Snape raczył zaszczycić uczniów i resztę profesorów swoją obecnością. Albus musiał przyznać, że wyglądał wyjątkowo groźnie.
Pewnie biedaczek znowu się nie wyspał, pomyślał w duchu. Dumbledore doszedł do wniosku, że będzie musiał mu pożyczyć jakąś dobrą książkę, która oderwie go nie tylko od codziennych zajęć, ale także pozwoli wypełnić długie, nocne godziny samotności. Przeanalizował w myślach dostępne opcje. Romans zdecydowanie odpadał. Severus dziwnym trafem dostawał palpitacji serca, a jego ciśnienie gwałtownie wzrastało na widok tego typu literatury. Jednak Albus jakoś nie mógł pogodzić się z faktem, że Sev nie czytuje romansów.
Dyrektor postawił wszystko na jedną kartę. Doskonale pamiętał, jak pewnego pięknego, słonecznego jeszcze wieczoru, odwiedził go w lochach, bo Mistrz Eliksirów zawsze wolał swoje ukochane klimatyczne podziemia, i wręczył zakupioną książkę pt.: „Za to, że kochałem inaczej”. Okładka była czarna, więc nie powinna była budzić podejrzeń. A potem nastąpiła katastrofa. Przez kolejne dwa dni Snape nie pojawiał się na wspólnych posiłkach, unikał kontaktu z dyrektorem, a kiedy ten przychodził do jego gabinetu, odpowiadała mu głucha cisza, świadcząca o tym, że duma pana S. została urażona, a osobnik za drzwiami powinien sobie pójść. Tak więc i ten gatunek literacki odpadał.
Z tragedią Albus nawet nie próbował, obawiał się jej zgubnej reakcji na swojego pedagoga, a pamiętniki i biografie przestały Severusa interesować, odkąd nawrócił się na tę dobrą stronę magii.
Pozostawała więc komedia. Co prawda, mogło mieć to nieprzewidywalne skutki, ale z drugiej strony przeciwieństwa się przyciągają, więc warto było zaryzykować.
Tak, postanowił Dumbledore, uśmiechając się lekko do swoich myśli, kupię mu jakąś humoreskę!
Tymczasem Snape patrzył na dyrektora z miną wyrażającą głębokie zaniepokojenie. Nie lubił, kiedy ktoś gapił się na niego w ten sposób, na dodatek się uśmiechając. W sytuacjach jak ta, Severusa zawsze napadały wątpliwości, czy przypadkiem nie stał się obiektem czyjegoś pożądania.
- Dropsa? – spytał Albus, kiedy Severus skończył delektować się swoją owsianką.
- Dziękuję.
- Zastanawiam się – uśmiechnął się dyrektor – dlaczego tak nie lubisz cytryny.
- I zapewne ma pan swoją teorię, dyrektorze.
- Liczyłem, że to ty mi ją przedstawisz.
Severus uwielbiał takie rozmowy. Wtedy nawet jego sarkazm i ironia ogłaszały strajk głodowy.
- Bo ja sam jestem jak cytryna? – raczej zapytał niż stwierdził, a kiedy dyrektor milczał, obserwując go spod swoich okularów połówek, dodał – Kwaśny i niejadalny?
- Pudło – odparł dyrektor.
Mistrz Eliksirów przewrócił oczami. Najwyraźniej to nie był jeszcze koniec.
- To jest drops – powiedział tonem mędrca, po czym zademonstrował Snape’owi dużego, żółtego cukierka, wyławiając go z ogromnej paczki – Cytryna nadaje mu smak. Czyni niepowtarzalnym. Jedynym w swym rodzaju dropsem. Dropsem nad dropsy. Reasumując, dropsowatość tego dropsa tkwi w cytrynie.
Sev jęknął w duchu. Dumbledore był jedynym znanym mu człowiekiem, po którym można się było spodziewać wykładów tego typu.
- To cytryna jest najważniejsza, choć jak powiedziałeś, sama w sobie jest dla większości niejadalna i niesmaczna.

~*~

Jak na dziś miał serdecznie dość wszystkich możliwych wydarzeń. Okazało się, że wykład o dropsie nie był najgorszą rzeczą, jaka miała spotkać Severusa tego dnia. Słowa, które padły później, wypełniły niemal każdy element jego podświadomości i jednocześnie skutecznie zniechęciły go do nadchodzącego tygodnia.
Teraz szedł w stronę lochów na pierwszą w tym tygodniu lekcję eliksirów, choć wcale nie był taki pewien, czy chce tam dojść. To, co zobaczył na miejscu, przerosło jednak jego wszelkie przypuszczenia.
- Dzień dobry, panie profesorze – powiedział praktykant.
- Co to? – pan S. odczuł gwałtowną potrzebę posiadania czegoś, czym dałoby się rzucać. Niestety w pobliżu byli tylko uczniowie. Zdesperowany zastosował metodę wdech-wydech. Tylko spokojnie, myślał sobie, tylko spokojnie.
Jednak perspektywa spędzenia najbliższego tygodnia z rudym osobnikiem, który właśnie stał przed nim, bynajmniej nie była kusząca. Podświadomość Severusa zadziałała równie gwałtownie jak umysł, podsuwając takie skojarzenia i obrazy jak: koszmar i destrukcja, czyli zbliża się coś na kształt końca świata.
- Zaczynamy? – Percy jak zwykle wykazywał nadgorliwość.
- Weasley… - Snape najwyraźniej jeszcze nie doszedł do siebie.
Rudzielec taktownie milczał udając, że nie dostrzega swojego brata, który stał z szeroko otwartymi ustami, blady jak ściana i niezdolny do zrobienia czegokolwiek.
- Ty stoisz tam z tyłu i obserwujesz – oświadczył Snape, kiedy uczniowie zajęli już swoje miejsca, z wyjątkiem Rona, którego panna Granger musiała odprowadzić do skrzydła szpitalnego, bo zdążył zemdleć, ocknąć się i znowu zemdleć – A ja prowadzę zajęcia. Jasne?
To było jedno z tych pytań, na które można było udzielić wyłącznie określonej z góry odpowiedzi.
- Ale…
- Albo będziesz mnie słuchał, Weasley, albo wylecisz stąd bez podpisanego stażu i więcej nie wrócisz – rzucił jadowite spojrzenie na kawałek papieru w rękach swojego praktykanta.
Wściekły Percy stanął w rogu klasy i podporządkował się poleceniu Snape’a.
Po wypisaniu instrukcji na tablicy, Severus zaczął balansować pomiędzy kociołkami i uczniami, sprawdzając jak idzie praca. Percy, który miał dość traktowania go jak popychadło, poprawił okulary, zadarł nos i zaczął robić obchód.

~*~

- Wszelkie znaki na niebie i ziemi zwiastują nadejście wojny! A ostateczna walka rozegra się w lochach! – oświadczyła Sybilla Trelawney, zbliżając się do Parvati Patil, która potakiwała z przejęciem.

~*~

- Co to jest? – praktykant zwrócił się do Rona, który zdążył już wrócić, a teraz wściekły i z trzęsącymi się rękami dodawał do kociołka sproszkowaną ropuchę.
Ten odwarknął coś w stylu: „zdrajca tradycji rodzinnych” i mrucząc coś pod nosem kontynuował pracę.
- Czy ja pozwoliłem ci się poruszać, Weasley? – głos, który rozległ się tuż nad jego uchem, był chłodny i złośliwy.
- Nie jestem uczniem, jestem praktykantem na praktykach! – uczniowie popatrzyli niespokojnie w jego stronę.
- A ja jestem nauczającym nauczycielem – Snape skrzyżował ręce, uśmiechając się paskudnie – Twoim przełożonym.
- Jak ja się mam czegoś dowiedzieć, skoro nie mogę nawet przeprowadzić lekcji?
- Wrodzony kretynizm, Weasley, to już nie moja sprawa.
Percy przymknął oczy i metodą głębokich wdechów doprowadził się do porządku. Zajął dawną pozycję i zaczął przeklinać w duchu na swoją, sądząc po faktach, szwankującą pomysłowość. Pierwszy raz w życiu posłał do stu diabłów nadmierną ambicję, włącznie z wykładowcami, którzy kazali mu odbyć praktyki akurat w Hogwarcie.
Zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie był to zamach na jego życie. Do podobnego wniosku doszedł Severus Snape, krążący po klasie niczym sęp wypatrujący ofiary.

~*~

- Koszmar – mówił do siebie Snape, kiedy podążał w stronę biblioteki – Na dodatek w biały dzień.
Kiedy dotarł na miejsce, pozwolił, żeby jego umysł wypełnił spokój. Zapukał i nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.
Zbliżał się wieczór, więc o tej porze biblioteka była już zamknięta, ale Mistrz Eliksirów wiedział, że Irma Pince jest w środku. Spędzała ona z książkami jak największą ilość czasu, a zawsze przed snem sprawdzała jeszcze, czy wszystko jest w należytym porządku. Jego skromnym zdaniem zakrawało to na bibliomanię.
- Och Severusie, to ty. Masz może przy sobie Alchemica i Eliksiry oraz ich wpływ na drugą wojnę światową? Pożyczyłeś je ponad miesiąc temu – zrobiła przerażoną minę, zupełnie tak, jakby chodziło o jej własne dziecko.
Mógł się spodziewać właśnie takiego przywitania, należało do stałego repertuaru bibliotekarki.
- Nie, jeszcze nie – odpowiedział po prostu i od razu przeszedł do rzeczy - Potrzebuję czegoś o numerologii.
Irma z uśmiechem wskazała na wspaniały zasób książek, który zajmował jakieś trzy rzędy półek.
- Acha – kontemplował Snape, podziwiając obszerny zbiór – Tak konkretniej, to potrzebna mi symbolika liczb.
- Och, trzeba było tak od razu! – upomniała go, po czym sięgnęła po jakieś opasłe tomiszcze w bordowej okładce, wpakowała je Severusowi na ramiona, a kiedy ten chciał odchodzić, zatrzymała go – Poczekaj! To jeszcze nie wszystko!
Po jakiś pięciu minutach Naczelny Nietoperz Hogwartu obładowany książkami szedł do swojej kwatery.
Wyglądam jak Granger, pomyślał z konsternacją i przyśpieszył kroku. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby spotkał kogoś po drodze! Snape i numerologia! Co by sobie ludzie pomyśleli!
Nie mógł wiedzieć, że dokładnie trzy minuty później będzie świadkiem dramatycznego wydarzenia i stanie oko w oko z najmniej pożądaną osobą. Jednak w chwili obecnej miał jeszcze sto osiemdziesiąt sekund spokoju.
Powrócił myślami do snu, którego doświadczył tej nocy. W sumie nie było w nim nic niezwykłego. Wciąż te same wspomnienia - strzępy upiornych, czarnych myśli, które znalazły swoje legowisko w podświadomości. Obrazy.
…Syn jednego ze śmierciożerców, który zdradził. O dużych, jasnych oczach, jak u dziecka. Śmiał się do ostatniej chwili,zupełnie tak, jakby chciał rzucić wyzwanie samej śmierci. Miał dopiero dziewiętnaście lat…
…Mugolska dziewczynka, która pytała Lucjusza czy wie, gdzie jest jej mamusia, kiedy ją prowadzili do ciemnej celi bez okien. Voldemort wypróbował na niej działanie eliksirów, które on, Severus Snape, sporządził na jego prośbę. Chciał krzyczeć, odwrócić wzrok, protestować. Zamiast tego patrzył. Nazywała się Sara, miała trzynaście lat…
…Sylvia Black odmówiła torturowania swojej bliskiej przyjaciółki. Zginęła posądzona o zdradę, po trzech godzinach męczarni. Umierała w ciszy…

Dość!
Ile trzeba zrobić, żeby zapomnieć? Jak szeroko otwierać oczy na teraźniejszość, żeby nie widzieć przeszłości?
Jest wieczność, która płynie jak chwile i są chwile, które płyną jak wieczność. Snape najbardziej nienawidził tych drugich.
Lecz tej nocy we śnie było coś wyjątkowego. Kiedy patrzył w oczy małej Sary wiedział, że śni i że może się obudzić. A potem znalazł się nagle we własnym pokoju. Dziecko zwijało się z bólu przy jego łóżku. Miało czerwone oczy. Czuł jednak, że jego ciało spoczywa w wygodnej pozycji na materacu. I nagle zdał sobie sprawę, że wznosi się wyżej i wyżej. Wypełniła go lekkość. Spojrzał w dół, tknięty jakimś nagłym przeczuciem. Zobaczył siebie samego, poczuł szarpnięcie i się obudził. To wszystko stało się tak szybko. Zbyt szybko, by cokolwiek zrozumieć.
Severus nie przywiązywał wielkiej wagi do snów, ale na to, co miało miejsce tej nocy, nie mógł pozostać obojętnym. Teraz tak pochłonęły go te myśli, że nawet nie zauważył, kiedy doszedł do lochów.
Przechodził właśnie obok dormitorium Slytherinu, kiedy zobaczył zbliżającego się w jego stronę Filcha. Minę miał wskazującą na to, że był czymś wyraźnie zaniepokojony. Kiedy zobaczył nauczyciela, spojrzał na niego jak na wyjątkowo obrzydliwy okaz sklątki tylnowybuchowej.
- Co on tutaj robi? – mruknął do swojej kotki
- Ekhm – profesor zaznaczył swoją obecność.
- Myślałem, że jest u siebie.
- ! – powiedziało spojrzenie Snape’a.
- Te dziwne zapachy z jego gabinetu. Podejrzane. Bardzo podejrzane.
- Co?! Jakie zapachy? – Mistrz Eliksirów zmienił taktykę.
- No i jeszcze nic nie wie…
- Niech cię diabli, Argusie. Znowu masz nagły atak schizofrenii?
Lecz im bliżej gabinetu, tym bardziej zeznania Filcha zaczęły się potwierdzać…

~*~

Percy nie lubił bezczynności. I teraz, wbrew temu, co nakazywał mu rozsądek, postanowił wejść do gniazda żmii. Tu wspomnieć należy o spornej kwestii posiadania zdolności racjonalnego myślenia.
Od czasu, kiedy wyparł się rodziny, ta umiejętność została jednogłośnie skrytykowana przez Freda, Georga oraz Ginny. Molly i Artur wstrzymali się od głosu.
Tymczasem nasz bohater, jak na prawdziwego herosa przystało, uzbrojony w odwagę i urażoną dumę, penetrował prywatny gabinet Mistrza Eliksirów w poszukiwaniu probówek, które uczniowie oddali po porannej lekcji do oceny.

~*~

Smużki kolorowej pary wypełzały spod szpary w drzwiach, roznosząc się po całym korytarzu. Snape z różdżką w pogotowiu podszedł do wejścia. Za nim, niczym pies za swoim panem, podążał Filch, starając się stąpać jak najciszej. Argus doskonale opanował technikę ataku z zaskoczenia.
A potem wszystko stało się jednocześnie…

~*~

Percy wrzasnął, kiedy ohydna żółta maź wystrzeliła z probówki prosto na jego twarz. Rzucił się w kierunku wyjścia, ale trafił na półkę z książkami. W ostatniej chwili odskoczył na bok i poślizgnął się na jakimś opasłym dziele w jaskrawozielonej okładce, niczym przechodzień na skórce od banana.
Ksiązka posłużyła mu za deskorolkę, ale ściana okazała opór, dzielnie przeciwstawiając się napastnikowi. Percy runął jak długi i uderzył głową w szafkę, wymachując rękoma, co sprawiło, że wyglądał jak marna imitacja wiatraka.
Przy okazji strącił kilka probówek, więc najróżniejszego rodzaju ciecze stworzyły wielobarwne jeziorko. Efekt był wyjątkowy, gdyż pojawiła się także zielonkawa, a do tego cuchnąca para, która powoli, acz skutecznie zaczęła wypełniać całe pomieszczenie, zaś rudowłosy praktykant leżał na ziemi i pojękiwał cichutko.

~*~

Snape o mały włos nie wywarzył drzwi do własnego gabinetu, zupełnie zapominając o różdżce. Kiedy już znalazł się w środku, po raz drugi tego dnia doszedł do wniosku, że sprowadzenie Percy’ego do Hogwartu było zamachem nie tylko na jego życie, ale i prywatność.
Blady ze złości i przerażony tym, co widział przed sobą, stanął w pozycji bojowej i usiłował ocenić straty. Percy udawał trupa. Filch wparował zaraz za nauczycielem i wystawiając pokrzywiony palec w kierunku leżącego na posadzce chłopaka, oskarżycielskim tonem powiedział przez zaciśnięte zęby:
- Adresy, nazwiska, kontakty, Weasley!
- Zabijęzadźgamzamorduję! – wrzeszczał Snape.
- Co tu się stało?! – krzyknęła Minerwa, która pojawiła się w drzwiach gabinetu dosłownie przed sekundą.
- Zabijęzadźgamzamorduję! – Severus miał wyraźne kłopoty ze zmianą repertuaru.
McGonagall zmierzyła wzrokiem pole bitwy i załamała ręce.
- Przysłać ci kogoś do pomocy, Sev? Bo chyba nie zostawisz tak tego bałaganu?
Snape zastanawiał się, czy się nie przesłyszał.
- Och, Percy! – podbiegła do leżącego na podłodze byłego Gryfona, który poprawił rozbite okulary – Chodź szybko do skrzydła szpitalnego! No już, wstawaj. Choć tak w zasadzie powinniśmy iść prosto do gabinetu dyrektora. Dumbledore pragnie z tobą pilnie porozmawiać, ale przecież nie zaprowadzę cię tam w takim stanie!
- ON nigdzie nie idzie – oświadczył lodowatym tonem Snape, przeszywając praktykanta świdrującym spojrzeniem swoich czarnych oczu – Najpierw TUTAJ posprząta.
- Sev, to pilne. Musisz poradzić sobie sam. Korona ci z głowy nie spadnie. – powiedziała Minerwa, po czym wyszła zabierając ze sobą rudzielca.
- Ale on sprofanował mój gabinet! – wrzasnął Mistrz Eliksirów, jednak nikt go już nie słyszał. Nawet Filch oddalił się korytarzem, mrucząc do pani Norris:
- Widzisz, kochana, jak jestem do ciebie podobny? Nawet węszyć umiem doskonale!
- Dlaczego zawsze ja?! – wściekał się Mistrz Eliksirów, próbując doprowadzić do porządku swój gabinet. Tylko że utraconych składników nic mu już nie mogło zwrócić. Szykowały się nowe wydatki.
Pensja nauczycielska była niska i Snape miał wrażenie, że będzie musiał zrezygnować ze swoich papierosów na dłużej, niż myślał. Przeklął w myślach najpaskudniej, jak umiał i wolał nie wyobrażać sobie tego, jak przeżyje do końca tego tygodnia.

~*~

Było późno. Blask ognia w pokoju wspólnym Slytherinu, Gryffindoru, Ravenclavu i Hufflepuffu powoli dogasał. Minerwa McGonagall odłożyła lekturę, zdmuchnęła świeczkę stojącą na komodzie i poszła spać. Dumbledore chrapał już od godziny, uśmiechając się do projekcji swojej wyobraźni. Trelawney mówiła coś niezrozumiałego, przewracając się z boku na bok. Argus Filch, przyświecając sobie lampką, pilnował czy nikt nie błąka się po nocy i pogrążał się we wspomnieniach. Cały Hogwart śnił.
Tylko gdzieś z dala od ludzi, w zimnych lochach, Severus Snape zagłębiał się w lekturze. Jego czarne włosy sięgające ramion żywo kontrastowały z bladą twarzą, na której malowało się głębokie skupienie.
W sypialni Naczelnego Nietoperza Hogwartu nie było wesoło trzaskającego kominka. Panował tu chłód. Nawet wystrój wnętrza był ubogi.
Snape lubił to miejsce tylko wtedy, kiedy bez reszty pochłaniało go warzenie eliksirów, a z korytarza dochodził gwar rozmów prowadzonych przez nastolatków. Ten, kto powiedziałby, że Mistrz Eliksirów nie lubi dzieci, popełniłby duży błąd. Fakt, że traktował je w taki, a nie inny sposób, wcale nie znaczyło, że ich nie tolerował. Wszystko było lepsze od tej nocnej, dźwięczącej w uszach ciszy i własnych myśli błąkających się po korytarzach podświadomości.
Większość ksiąg, jakie znalazła dla niego Irma, była aż zanadto przepełniona informacjami, jednak po dość długim czasie udało mu się gdzieś znaleźć odpowiedni rozdział.
Trójka jako suma jedynki i dwójki uważana jest za liczbę szczególną, obejmującą całokształt rzeczy, doskonałą. Niemal od starożytnych czasów stawała się elementem skomplikowanych symboli magicznych - tu wymieniona została długa lista, a każda liczba została opatrzona ilustracją.
Trójka, pomyślał Severus, jak Święta Trójca, Trójca w którą nie wierzę. Czytał dalej.
Czwórka jako wielokrotność dwójki –> patrz str. C
Przewrócił kilka kartek.
Dwójka to symbol opozycji, konfliktu, symetrii. Przedstawia osiągniętą równowagę lub też nieujawnione zagrożenia. Jest cyfrą podporządkowaną wszelkim niejednoznacznym, „podwójnym” sytuacjom i postaciom. Zarówno w negatywnym, niszczycielskim, jak i w pozytywnym, twórczym znaczeniu. Oznacza pierwszy i najbardziej radykalny, najostrzejszy z podziałów - na białe i czarne, dobre i złe, stworzenie i stworzyciela, pierwiastek kobiecy i pierwiastek męski jednocześnie. Dwójka to dualizm, ruch, postęp…
Snape nie czytał dalej. Wszystko było jasne. A może bardziej należałoby powiedzieć, że nic nie było jasne. Doskonałość! Wszędzie ta przeklęta doskonałość! Co może mieć z tym, do cholery, wspólnego Voldemort? To jakiś absurd. Mimo wszystko kontynuował. Życie nauczyło go cierpliwości.
Szóstka wyraża przede wszystkim przeciwstawienie stworzenie/stwórca. Severus poczuł, że serce bije mu gwałtowniej. Nie chodzi koniecznie o sprzeciw, kontrast, bunt, lecz przede wszystkim różnicę między nimi.
Sev przewrócił oczami. Błędne koło.
Sześć to doskonałość – chyba zaczynał wątpić – wyrażona graficznie przez sześć trójkątów wpisanych w okrąg.
Przed oczami stanął mu jasno i wyraźnie obraz z pokoju Czarnego Pana.
Jest to również cyfra wyobrażająca walkę dobra ze złem.
Severus zaczynał komentować na głos to, co czytał. Było niedobrze.
W Apokalipsie sześć ma zgoła odmienne, negatywne znaczenie.
- Do diabła z Apokalipsą – mruknął.
Ten sam motyw graficzny pojawia się również w numerologii indyjskiej, wyrażając równowagę pomiędzy żywiołem wody i ognia.
Miał dość. Jak na dziś stało się już wystarczająco dużo. Nawet on powinien mieć prawo do spokoju.
Z drugiej strony zastanawiał się, czy ma ochotę na kolejne nocne przeboje. To dziwne uczucie lekkości wcale nie było przyjemne, raczej niepokojące. Kiedy o tym rozmyślał, miał niejasne wrażenie, że Voldemort wspominając o projekcji astralnej, mówił dokładnie o tym samym, co Dumbledore, kiedy cytował mu artykuł z „Proroka Codziennego”.
No i Potter. Co on robił w tym lesie? Nie, pomyślał Snape, nic mnie to nie obchodzi! Absolutnie nic!
Spojrzał przez wąskie okno. Wpadały przez nie srebrzyste promienie księżyca. Była pełnia. Severus skrzywił się na myśl, że jest jednym z niewielu, o ile nie jedynym człowiekiem, wyłączając wilkołaki, który nienawidzi pełni księżyca.
Rzucił okiem na zegar. Była druga w nocy. Kiedy cierpiał na bezsenność, pierwsze pretensje zawsze kierował do Boga, dopiero po fakcie przypominał sobie, że przecież w Niego nie wierzy.
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 21:52, 22 Lis 2005  
Sh'eenaz
Najwierniejsza
Najwierniejsza


Dołączył: 04 Cze 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów




Odsłona VII
Głosy i Cienie


I powiedz mi, kto normalny mówi do siebie
- Ja nie rozmawiam sam ze sobą! Czy wyrażam się jasno?
Problem w tym, że nie do końca
- …
Tak, tak, te wymowne trzy kropki. Jesteś od nich uzależniony, Sev. Tego typu nałogi nigdy nie kończą się dobrze. Ach te dramatyczne rozwiązania!
- ???
No, no, przeszliśmy do pytajników…
- Ciebie nie ma. Nie rozmawiam z tobą. Jesteś wytworem mojej wyobraźni. I wyjaśnijmy sobie jedno, nie mów do mnie „Sev”, zrozumiano?
Ojoj, biedny, pokrzywdzony Seviczek jest przesadnie wyczulony na punkcie swojego „ja”. A może „Sevuś”?
- !
Już wolę pytajniki.
- Severus Snape. Groźny, sarkastyczny, ironiczny i straszny. Rozumiesz?! Straszny! Przerażający, zły, severusowaty! Jak wąż. Podchodzić tylko w kaftanie bezpieczeństwa. Bliższy kontakt grozi śmiercią.
… - cichy głosik w głowie pana S. zastosował taktykę przeciwnika.
- I co, boisz się już?
Nie.
- To miało być pytanie retoryczne – poskarżył się.
Oj, wybacz, pomyliłem scenariusze.
- ….
Znów się obrażamy? Znowu trzy kropki, nieładnie. I co my najlepszego robimy, gdzie idziemy?
- Nie twoja sprawa.
Moja, moja. Nawet bardziej moja, niż twoja. Bo to ja jestem tą częścią ciebie, której unikasz.
- Jeżeli się nie zamkniesz, rzucę w ciebie Avadą!
To potwierdzi fakt, że jednak istnieję. A zarazem będzie aktem wyjątkowo agresywnym i samodestrukcyjnym. Od kiedy to gustujesz w samobójstwach, Seviczku?
- Prosiłem, żebyś nie mówił w TEN sposób do MNIE!
Trochę samokrytyki jeszcze nikomu nie zaszkodziło!
- Owszem, zaszkodziło. Dostaję od tego wysypki.
Jakoś nie zauważyłem…
- Wiesz co, jesteś kompletnym kretynem.
Co racja, to racja. W końcu Uczeń przerósł Mistrza.
- Jeszcze nie skończyłem. Powiedziałem, że jeżeli tego nie skreślisz i nie przestaniesz robić ze mnie wariata-schizofrenika, to ta twoja durna książka z Potterem na okładce straci na popularności!
No, no, cóż za skromność.
- Ja tylko stwierdzam fakty. Nie moja wina, że wszystkie nastolatki lecą na czarne charaktery.
No już dobrze, Sev. Tylko z tymi skargami to nie do mnie.
- To do kogo? Trupa Slytherina?
Do pani Rowling. Załatw sobie od razu adwokata, dobrze ci radzę. I lepiej, żeby był dobry.
- Nie rób ze mnie idioty i Mugola przy okazji, Joanne.
Nie jestem Joanne. Poświadczam na brodę Merlina.
- CO?!
No przecież od początku dowodziłem, że mówisz do siebie.

~*~

Jestem normalny. Nie stoję właśnie przed drzwiami gabinetu nauczycielki wróżbiarstwa, nie czekam, aż mi otworzy. Nie liczę na jej pomoc. Jednym słowem, jestem w pełni władz umysłowych, kontroluję moje zachowania i nie utrzymuję żadnych, absolutnie żadnych kontaktów z osobami, których obecność mogłaby osłabić mój autorytet.
Nie widzi mnie teraz żaden uczeń. Jestem na korytarzu zupełnie sam. W ręku mam różdżkę i niczym pająk czekam na ofiary w postaci uczniów. Zaraz wlepię komuś szlaban i uśmiechnę się sarkastycznie, będę zły, niedobry i będą mnie nienawidzić. No i w ten sposób wszystko ułoży się jak należy.

Tak przemawiał do siebie Severus Snape, otulony czarną peleryną jakby za wszelką cenę chciał ukryć swój image. Szkoda tylko, że wyobrażania Severusa bynajmniej nie odpowiadała faktom.
Jednak Mistrz Eliksirów był osobą wytrwałą i upartą, więc dzielnie stawiał wrogowi opór. Sybilla Trelawney wraz ze swym trzecim okiem stanęła w drzwiach.
- Snape?! – krzyknęła zdziwiona, a jej źrenice rozszerzyły się do wielkości spodków.
- Nie, czwarty wymiar we własnej osobie – skomentował pod nosem.
- Wejdź, kochaniutki - na to określenie ręka Severusa zacisnęła się mimowolnie na spoczywającej wewnątrz kieszeni szaty różdżce.
Nie, nie, tylko spokojnie. Mistrz Eliksirów, mimo wspaniałych predyspozycji, nie przybył do wyżej wspomnianej w celach morderstwa, oszustwa lub wykorzystania. Pani Rowling nie była aż tak okrutna, a Sybilla najprawdopodobniej nie nadawała się na odpowiednią ofiarę. Snape miał określone gusta. W czasie, kiedy jego kariera obejmowała służbę Czarnemu Panu zdążył się trochę obeznać w tych kwestiach. I nie tylko w tych.
- Ychym…
- Eee… To znaczy Naczelny Nietoperzu Hogwartu – poprawiła się natychmiast Sybilla.
Pan S., zadowolony z efektu swoich strun głosowych, jego niezawodnych przyjaciółek w nagłych potrzebach, wszedł do jaskini lwa. I po raz kolejny w swoim życiu stwierdził, że za nic w świecie nie chciałby skończyć w Gryffindorze, nawet gdyby zagwarantowałoby mu to przeszłość bez wyrzutów sumienia. Minerwa McGonagall była Gryfonką i do dziś cierpiała na brak drugiej połówki, ostrzegając wszystkich mężczyzn znajdujących się w pobliżu jakże wymownym warczeniem.
Sybilla Trelawney również wyrosła wśród purpury i obecnie kwalifikowała się do kategorii: czerwony psychiatryk z pokojem bez klamek plus białe myszki w ramach promocji.
No i oczywiście dyrektor, który przejawiał niezdrową fascynację na widok przystojnych mężczyzn poniżej czterdziestki…
A Potter pewnie skończy z manią prześladowczą, pomyślał Snape, uśmiechając się w taki sposób, że nauczycielka wróżbiarstwa, która w przeciwieństwie do uczniów nie miała okazji stykać się z Mistrzem Eliksirów z dnia na dzień, poważnie zaczęła się zastanawiać, czy nie ma doczynienia z psychopatycznym mordercą.
Trzeba wspomnieć, że Severus i Sybilla prowadzili prywatną wojnę, jednakże aby nie doszło do przelewu krwi i otwartej walki, już od kilkunastu lat zgodnie przestrzegali warunków niezbędnych do utrzymania stanu zawieszenia broni. Obecnie cały ten skrzętnie zbudowany system zaczął się chwiać w posadach. I zdecydowanie lepiej by było dla najbliższego otoczenia, żeby się nie zawalił.
- Z czym do mnie przychodzisz, o męczenniku?
Nietoperz zastanawiał się czy to skutek alkoholu, czy zbyt dużej ilości harlekinów, które wróżbitka pochłaniała tak, jak Hagrid kotlety, czyli szybko, zachłannie i w całości.
- Potrzebuję dowiedzieć się czegoś o snach…
- O snach? Ach, Sev! – nauczycielka najwyraźniej wczuła się w rolę – To mój ulubiony temat! Co cię gnębiło? Latałeś może na miotle? O tak, widzę to moim wewnętrznym okiem! Potrzebujesz kobiety! Młodej, pięknej i doświadczonej kobiety!
Severus poczuł, że jeżeli ów osobnik w grubych okularach i w cygańskiej spódnicy koloru zgniłej marchewki, znów wspomni o seksownej czerwonej bieliźnie, to nie ręczy za siebie, a raczej za swój bogaty zasób wulgaryzmów.
Tymczasem w przypadku Sybilli trzeba było postępować bardzo ostrożnie, a była to taktyka zdecydowanie obca Severusowi. Gdyby znał się choć trochę na astronomii, to stwierdziłby, że strategia jaką obrał, przypomina bardzo odległe galaktyki i małe, zielone ludziki z antenkami na głowie. Jednak Mistrz Eliksirów nie lubił takich porównań. Były takie, no… takie mało swojskie.
- SYBILLO!
- Według mugolskiego uczonego, Freuda, który był charłakiem, ale oczywiście mało kto o tym pamięta w naszym świecie, sny o lataniu są oznaką potrzeby zaspokojenia pragnień…
- SYBLLO, JA NIE ŚNIŁEM O LATANIU!!!
- Nie? – nauczycielka była najwyraźniej zawiedziona.
- NIE!
Napotkał pytające spojrzenie, w którym, był tego pewien, dostrzegł nutkę rozczarowania.
- Unosiłem się.
- Unosiłeś się? – Sybilla podskoczyła z zadowolenia na krześle, a w jej oczach znów błysnęły ogniki. Jej pijacki umysł podsunął natychmiastowe skojarzenie – seks.
- TAK!
- Jak długo to trwało?
- No nie wiem, około minuty...
- Co czułeś? – Sybilla stała teraz nad Snapem z drżącymi z ciekawości rękami.
- To było dość niezwykle. Takie inne. Jakbym nie był sobą – odpowiedział zdawkowym, niemal obojętnym tonem.
No oczywiście, podsumowała w myślach, kobieta daje mężczyźnie coś na kształt Raju. Jest jak owoc zakazany, gorzka i słodka zarazem. A kiedy samiec wpełznie do środka, samica ma ochotę krzyczeć, żeby już nie wychodził.
- A potem? – to, o czym opowiadał jej kolega-pedagog było takie fascynujące!
- A potem mnie wróciło.
Trelawney westchnęła. Szkoda, pomyślała, tak dobrze się zapowiadało…
- Czy dowiem się wreszcie, co to oznacza? Przebywanie poza ciałem raczej nie należy do normalnych nocnych doświadczeń.
To jeszcze zależy, co rozumiesz przez słowo normalne, pomyślała z rozbawieniem.
- Och, a więc to tylko to… - jęknęła i opadła na krzesło.
- A co TY myślałaś? – zapytał Severus lodowatym tonem.
- Nie chcesz wiedzieć.
- Nie chcę – zgodził się pokojowo. Myśli Sybilli zazwyczaj nie zachęcały do ich głębszego poznania.
- No cóż – westchnęła, przy okazji ponownie przewracają butelkę po wódce, która leżała na stole, a teraz roztrzaskała się w drobny mak - Myślę, że mamy tu doczynienia z podróżą astralną, a raczej czymś, co może doprowadzić do takiej podróży…
Mistrz Eliksirów ze stoickim spokojem udawał, że jak najbardziej wie o co chodzi.
- Innymi słowy z wyjściem poza ciało. Teorię tę po raz pierwszy wysunął pewien Mugol, w tej chwili nie pamiętam nazwiska, jednak jako zwykły, nie posiadający mocy człowiek, nie był w stanie jej udoskonalić. To my, czarodzieje, sprawiliśmy, że nabrała zupełnie innego wymiaru. Rozrosła się i otworzyła przed nami wielkie możliwości…
Severus słuchał w milczeniu.
- To stan wyjścia świadomości poza ciało fizyczne. Proces oddzielenia ducha od ciała. Czas i przestrzeń nie stanowią wówczas granicy. Możesz kontaktować się z osobami, które już nie żyją! Otrzeć się o wieczność! Rozumiesz to? Rozumiesz? – kobieta nakręcała się coraz bardziej - Z ciałem fizycznym istnieje cały czas połączenie za pomocą tak zwanego „sznura astralnego”, który umożliwia bezpieczny powrót. Śmierć człowieka uważana jest za nieodwracalną podróż, w wyniku której następuje odłączenie tego „sznura” – zamilkła na chwilę – Fenomenalne, wspaniałe! – zakończyła patetycznie.
- No dobrze, tylko tyle? – nie wytrzymał Snape.
- Tyle było napisane w książkach.
Severus przeklął pod nosem. Czuł się zupełnie tak, jakby miał doczynienia z Granger we własnej osobie.
- To znaczy, że niczego więcej nie wiesz?
- Słyszałam, że są jakieś teorie, ale one podobno na kilometr wioną czarną magią – jej mina dobitnie świadczyła o tym, że była przerażona i nie miała zamiaru zapoznawać się z nimi bliżej. Natomiast jej rozmówca specjalnie się tą informacją nie przejął. Można byłoby nawet pokusić się o stwierdzenie, że spodziewał się takiej odpowiedzi.
- No to ja już pójdę. Wiesz, lekcje…
- Ach tak, oczywiście – Sybilla udawała, że uwierzyła w kłamstwo. Tak było bezpieczniej.
Następnie przy drzwiach odbyła się kompletnie nieudana gra pożegnalna, podczas której Mistrz Eliksirów o mały włos nie udławił się słowem „dziękuję”, a nauczycielka wróżbiarstwa próbowała się uśmiechnąć.

~*~

- No i wtedy Shnapik...
Im bliżej rozmawiających był Severus, tym bardziej upewniał się, że rozmowa niestrawnych dla ludzi takich jak on nastolatków dotyczy jego osoby. Przybrał groźną minę i z rozkoszą wsłuchiwał się w swój lodowaty, dochodzący jakby z zaświatów głos.
- Słucham, Potter? Jestem bardzo zainteresowany losami wspomnianego Shnapika…
Harry zbladł, a Hermiona przybrała wyraz twarzy, który w komunikacji niewerbalnej mógł oznaczać tylko jedno: A nie mówiłam?
- Yyy…
- Ty się dalej uczysz alfabetu, Potter?
- Ale…
- Szlaban, Potter.
- Za co?
- Za konwersację.
- Ale…
- Na drugi raz pomyśl. To naprawdę nie boli.
- Ale…
- Dość. Dziś o osiemnastej w moim gabinecie.
Harry zacisnął pięści, ale nie powiedział nic. To i tak nie miało sensu.

~*~

Po raz drugi tego dnia Severus robił coś, co sprawiło, że zaczynał wątpić bardzo poważnie w stan swojego umysłu. Zdecydowanie nie powinno go tu być. Dobitnie świadczyły o tym mugolskie wystawy sklepowe, setki nastolatek piszących na widok palących papierosy mężczyzn, a także w dość wulgarny sposób wyrażających swoją opinię o matematykach, fizykach i tym podobnych osobnikach.
Kolejnym brutalnym faktem, który wżerał się w świadomość Snape’a niczym kwas solny, były przejeżdżające tramwaje tak zapchane ludźmi, że w środku ledwie można było oddychać.
Pięknie, pomyślał z desperacją, tutaj nawet skojarzenia siłą rzeczy są mugolskie. To taki wielki, przepełniony ludźmi psychiatryk no i ja, jedyny normalny człowiek w jego centrum. To naprawdę grozi wypadkiem.
Londyn jak zwykle żył własnym życiem, a Severus tym bardziej się denerwował, im bliżej był celu. Nie lubił bliższych kontaktów z Mugolami, odkąd sięgał pamięcią, zawsze musiał wpakować się w jakąś mało przyjemną historię. Podczas kilkudziesięciu lat pracy w Hogwarcie i swoich wizyt w mieście zdążył zostać uznanym za złodzieja, gwałciciela i gangstera. Ostatecznie nie było tak źle, bo zawsze udało się wszystko doprowadzić do porządku zanim zaczęły się poważniejsze kłopoty.
Przeczucie nie myliło go, ponieważ i tym razem nie obyło się bez incydentu. Kiedy tylko wszedł do księgarni, sprzedawca zaczął obserwować go pilnie spod grubych szkieł okularów, które zasłaniały mu pół pulchnej twarzy.
- Czego pan sobie życzy? – zapytał na wstępie od razu podchodząc do klienta, zupełnie jakby obawiał się, że ten za chwilę rozpocznie szturm na kasę.
Snape znacząco odchrząknął i zaraz potem się zirytował. Okazało się, że ma do czynienia z człowiekiem, który nie za bardzo rozumie pewne dyskretne aluzje.
- Mogę w czymś pomóc? – z drugiej strony pojawiła się młoda kobieta o brzydkiej, szarej twarzy.
Severus bardzo nie lubił sytuacji, w których był osaczony. Bycie Śmierciożercą, a potem szpiegiem Dumbledore’a przyzwyczaiło go do tego, że to on stoi na zewnątrz kręgu, tymczasem ten krąg niebezpiecznie zaczął zacieśniać się wokół niego. To było nienormalne. Mistrz Eliksirów przeszedł do ofensywy.
- ROZGLĄDAM SIĘ WŁAŚNIE – stwierdził po prostu, ale to po prostu okazało się wystarczające. Tym razem zarówno sklepikarz, jak i jego asystentka natychmiast się wycofali, pozostawiając mu pole do manewru. Teraz wreszcie mógł w spokoju, przynajmniej miał taką nadzieję, rozejrzeć się po księgarni. Udawał, że nie dostrzega znaczących spojrzeń dziewczyny w stronę telefonu i wzroku, który mówił jedno: Wystarczy jeden podejrzany ruch, a podniosę słuchawkę.
Po piętnastu minutach poszukiwań zrezygnował. Książek było wiele, ale porządek w księgarni raczej zniechęcał, niż zachęcał do zgłębiania jej tajników. Do tej pory Severusowi udało się natknąć tylko na Alicję w Krainie Czarów oraz Władcę Pierścieni, trochę większe zainteresowanie wzbudziła w nim książka do chemii, kiedy to poczuł przyśpieszone bicie serca i przyjemne mrowienie w palcach na widok okładki. Jednak to nie ona była celem jego poszukiwań.
- Przepraszam, czy mogłaby mi pani pomóc? – wycedził, zwracając się do dziewczyny. Po prostu uwielbiał takie zakupy, podczas których musiał udawać uprzejmego Mugola. Praktycznie nigdy mu to nie wychodziło, lecz nie za bardzo się tym przejmował. Człowiek czasach mi nie powinien od siebie zbyt wiele wymagać.
Podeszła natychmiast. Na tle nieładnej twarzy odcinały się duże, brązowe oczy. Jak oczy Anny, pomyślał i natychmiast zrugał siebie w duchu.
- Słucham? – uśmiechnęła się miło. Sztucznie.
- Potrzebuję czegoś o podróżach astralnych i świadomym śnieniu. Wie pani, wyjście z ciała…
- Ezoteryka - przerwała mu.
I tak popłaca uprzejmość w dzisiejszych czasach, pomyślał Snape i zirytował się już po raz drugi, odkąd wszedł do sklepu.
- Proszę za mną.
Poprowadziła go przez rząd półek. Severus nie lubił mugolskich księgarni. Wszystko tu było takie nowe, pachnące, komercyjne. Nie miało w sobie tego czegoś, co miała na przykład biblioteka hogwarcka – przesiąkniętego magią wieków zapachu starości, tajemnicą.
Skrzywił się na myśl, że on sam wyszedł właśnie z jednej z takich księgarni, spomiędzy słów zapisanych czarnym drukiem na białym papierze. Z setki stron spiętych krzykliwą okładką z Potterem w roli głównej. Wyszedł? Chyba raczej wciąż w niej był.
- Tutaj ma pan wszystkie wydane na ten temat publikacje. Polecam tę książkę. Z tego, co się orientuję, to najlepsza obecnie pozycja na rynku – wskazała na cienką broszurkę z ogromnym, białym napisem Podróż astralna – poza granicami wyobraźni i księżycem w tle.
Przejrzał pobieżnie. Potrzebował tylko podstawowych informacji, żeby zorientować się w temacie. Już wiedział, gdzie znajdzie resztę. Pamiętnik Salazara Slytherina miał być kluczem do rozwiązania zagadki albo raczej do jednego z jej elementów.
Ci, którzy parali się czarną magią, byli bardzo sprytni. Ukrywali potęgę tam, gdzie nikt by się jej nie spodziewał, w świecie, którego nienawidzili, wśród Mugoli, których mordowali. Severus bardzo dobrze znał te mechanizmy.
I teraz, stojąc na środku księgarni, koło asystentki o brązowych oczach Anny, był pewien, że bez mugolskich wiadomości na temat wyjścia z ciała nie zrozumie w pełni tego, co opisał jeden z założycieli Szkoły Magii i Czarodziejstwa w swoim pamiętniku. Co musiał opisać – Snape był tego pewien. Przeczucia rzadko kiedy go myliły. Miał duże doświadczenie.
- Poproszę – stwierdził sucho.
Poszła w stronę kasy, dając mu znak, by zrobił to samo.
- Sześć funtów.
Severus wyciągnął czarny portfel z wyhaftowanym wężem, prezent od Minerwy na gwiazdkę, i zaczął liczyć. Pech chciał, że w momencie, kiedy już miał położyć pieniądze na ladzie, wypadło mu z ręki kilka galeonów, które przypadkiem znalazły się między mugolską walutą. Potoczyły się pod stół, ale kobieta z prędkością Błyskawicy zaoferowała swoją pomoc i sięgnęła po nie.
- Co TO JEST?! – krzyknęła – Pan chciał nas oszukać!
- NIE – odrzekło święte oburzenie Mistrza Eliksirów, po czym zamilkło, świdrując asystentkę swoimi czarnymi oczami.
- No to co TO jest? – jej brązowe oczy emanowały złością.
Wzruszył ramionami i spokojnie powiedział:
- Galeon.
- ???
Triumf. Jak zwykle. Snape uwielbiał upraszczać kobiety do serii pytajników.
- GALEON. Przeliterować? – po czym podał jej funty.
Kobieta już nic nie powiedziała. Teraz zniknęły nawet pytajniki. Była tylko milczeniem. Podwójny triumf, pomyślał Sev i zadowolony, co rzadko mu się zdarzało, wymaszerował z księgarni prosto w uliczny gwar.

~*~

Kobieta sapała. Severus czytał.

Świadomy sen (ang. Lucid Dreaming – LD), zwany też jasnym, jest to stan podobny do zwykłego, jednak osoba śniąca zachowuje pełną świadomość tego, co się dzieje i w ten sposób może stać się reżyserem własnych marzeń sennych. Jest odpowiedzialna za ich koniec i początek, panuje nad własną podświadomością. Technikę tę można opanować przez liczne ćwiczenia, w ostatnich czasach najpopularniejszym z nich jest hipnoza…

Staruszka znacząco odchrząknęła. Snape udawał pogrążonego w lekturze.

…a uzyskanie świadomości we śnie pozwala kontrolować bieg wydarzeń. Może to służyć do przerwania powtarzających się koszmarów sennych lub zwykłej rozrywce - w takim kontrolowanym śnie można odwiedzić dalekie miejsce, spotkać kogoś czy sprawdzić się w sytuacji trudnej do uzyskania w rzeczywistości - śpiew przed dużą publicznością, skok ze spadochronem (lub nawet bez), nurkowanie czy (dosyć popularne) przygody seksualne.

- Ta dzisiejsza młodzież…
- Co?! – tłustowłosy pasażer gwałtownie wrócił do rzeczywistości.
- Niewychowana, wulgarna i jeszcze pornosy ogląda!
- Mam większe prawo do siedzenia w tym miejscu niż pani – oświadczył, spokojnie unosząc głowę znad lektury. Co jak co, ale to jego doświadczyło życie, to on musiał z dnia na dzień torturować psychicznie Pottera, co nie było łatwym zadaniem, prowadzić lekcje, robić za podwójnego szpiega i odkładać na papierosy. To ostatnie było zdecydowanie najtrudniejsze.
- Phi! – laska staruszki wylądowała z hukiem na ziemi.
- Emerytka? – upewnił się Snape.
- Nie widać?
- Szczerze mówiąc, to nie.
- Bezczelny gówniarz!
- Radzę pani zainwestować w okulary – odparował Severus – I w aparat słuchowy. A także w ochronę przy okazji, bo nigdy nie wiadomo, z kim ma pani doczynienia, na przykład taki Malfoy to bardzo przewrażliwiony człowiek…
- Grozisz mi?! – struny głosowe staruszki mimo podeszłego wieku bynajmniej nie protestowały.
- Nie. Ja tylko stwierdzam fakty.
- Pani jedzie na Bolton, prawda? – powiedziała jakaś kobieta.
- Owszem – powiedział żeński odpowiednik Flitwicka, jak właściciel haczykowatego nosa nazwał w myślach kobietę.
- Obawiam się – Severus uśmiechnął się wyjątkowo paskudnie – że przystanek na panią nie poczekał.
Kobieta jeszcze przez najbliższe trzydzieści sekund hałasowała, wymachując groźnie laską, co przyprawiłoby Snape’a o atak śmiechu, ale ponieważ nie gustował w tego rodzaju zachowaniach, obserwował ją tylko w milczeniu. Sympatyczna starsza pani wyklęła na czym świat stoi, po czym podsumowała wszystko diabłem, posłała do rzyci i mrucząc pod nosem kolejne przekleństwa, wysiadła. Mistrz Eliksirów wrócił do lektury.

Spontaniczne i chwilowe uzyskanie stanu świadomego snu może nastąpić bez szczególnego wysiłku, jest jednak zjawiskiem stosunkowo rzadkim. Sprzyja mu też popołudniowa drzemka i wczesne położenie się spać wieczorem. Czasem samo czytanie czy rozmowa o tym zjawisku indukuje świadomy sen. Wiele technik medytacyjnych, kładących nacisk na rozwój wewnętrzny, wspomina o możliwości utrzymania świadomości także we śnie. Zazwyczaj o tego rodzaju snach rozmawia się w kontekście wywołanej celowo świadomości. Dzięki specjalnym technikom, osoba w pewnym momencie snu orientuje się, że otaczająca rzeczywistość jest wyimaginowana. Towarzyszy temu zazwyczaj niezwykły szok (niegroźny), który zazwyczaj prowadzi do przebudzenia się lub fałszywej pobudki. Opanowanie techniki świadomego snu i pełna kontrola nad tym zjawiskiem to pierwsze kroki konieczne do odbycia podróży astralnej…

~*~

- I mówi pani, że wyglądał na oszusta? – zapytał konwersacyjnym tonem Dumbledore młodej dziewczyny o brzydkiej twarzy i dużych, brązowych oczach.
- Żeby tylko! Co najmniej na gangstera! I miał fałszywe monety!
- No, no, czego to się człowiek na starość dowiaduje – dyrektor z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
- Na szczęście sobie poszedł, ale miał taki wzrok, jakby zamierzał tu jeszcze wrócić!
- Doprawdy?
- Oczywiście! Gdyby pan słyszał jak on mówił!
- Tak, tak, głos Severusa rzeczywiście jest widowiskowy – mruknął pod nosem klient.
- Słucham?
- Nic, nic, proszę kontynuować.
- Gdyby taki typ wszedł mi do domu, to pomyślałabym, że to gwałciciel albo psychopatyczny morderca!
- Gwałciciele nie chodzą po sklepach w poszukiwaniu ofiary, droga pani…
- Nie, ale… – kobieta była w desperacji.
- Rozbierał panią wzrokiem? – zaryzykował pytanie właściciel Orderu Merlina Pierwszej Klasy.
- No nie…
- No to wszystko w porządku – rozpromienił się – Gwarantuję pani, że on już więcej tutaj nie wróci.
- Pan?! Proszę wybaczyć, ale to śmieszne! Co pan mu może zrobić? Może teraz właśnie morduje jakieś Bogu ducha winne dziewice!
- Tak, ja. Mam wielkie wpływy – oparł spokojnie klient – I dobrze pani radzę, proszę zrezygnować z romansów.
- Romansów?! Jakich romansów, ja kryminały czytam! – oburzyła się kobieta.
- No cóż… Jak pani woli. Poproszę tę książkę – po czym położył na ladzie opasłe dzieło pod tytułem Rozmowy trumienne, autorstwa Arien Halfelven.*
- Co to teraz chodzi po świecie… – westchnęła dziewczyna.
- Ludzie, moja droga. Po prostu ludzie – odparł filozoficznie dyrektor.
Kiedy dwie minuty później Dumbledore wyszedł z księgarni, wybuchnął niekontrolowanym chichotem. Tymczasem Kathy, bo tak miała na imię asystentka, wachlowała się kawałkiem faktury. Gwałciciel i staruszek-gangster zdecydowanie byli ponad jej siły. Postanowiła, że nigdy, ale to przenigdy nie będzie pracować w księgarni. A tak w ogóle, to chyba powinna studiować prawo. Nie ma to jak minąć się z powołaniem.

~*~

- No i wymyjesz jeszcze te kociołki, Potter – powiedział Snape.
Harry jęknął. Cały wieczór miał z głowy.
- No to do zobaczenia później – syknął.
- Ale…Gdzie pan idzie? – zdziwił się chłopak. Nietoperz zostawia go samego?
- Na kolację.
- Ja…
- Ty nie jadasz, Potter.
Zapadła cisza.
- Weasley – powiedział nagle Snape.
Głowa Percy’ego wynurzyła się zza drzwi.
– Tak, sir? – powiedział posłusznie.
- Ty też pościsz. Przypilnujesz go. Potter, jak wrócę, to te kociołki mają się błyszczeć – rzucił na odchodnym i zatrzaskując drzwi zaklęciem, wyszedł.

~*~

- Dumbledore?
- Tak, Sev?
- Z czym kojarzy ci się nazwa Schnappik?
- Hmm – zadumał się dyrektor – z pewnym mugolskim teledyskiem.
- Argh – podsumował jego rozmówca.
- Chciałabyś go zobaczyć?
Mistrz Eliksirów wcale nie był taki pewien, czy chce TO zobaczyć. Nie miał najmniejszej ochoty na to, by dyrektor uznał go za tchórza. Zwłaszcza, że miał niejasne przeczucie, iż Dumbledore domyśla się, ba, wie, o co chodzi. Przytaknął.
Tymczasem dyrektor wyjął coś, co przypomniało małą mugolską kamerę. Do środka włożył malutką kasetkę i nacisnął PLAY. Snape pilnie studiował obrazki wyświetlane na ekranie, a im więcej ich było, tym większa złość wypełniała jego świadomość, podświadomość i nieświadomość. A kiedy doszło do słów Ich schnapp mir was ich schnappen kann Ja ich schnapp zu, weil ich das so gut kann**, zbladł tak, że przypominał żywego trupa. Jego czarne oczy zapłonęły wściekłością.
Po chwili obrazki zniknęły, a dźwięk zamilkł. To Severus nacisnął STOP, choć przez chwilę wcale nie był pewien, czy celuje w odpowiedni guzik.
- Argh – skomentował po raz drugi. W takich przypadkach zawsze był elokwentny.
- I jak ci się podobało? – zapytał uradowany dyrektor.
- … - trzy kropki to było coś, co spokojnie mogło stanowić tytuł teledysku, przynajmniej zdaniem Snape’a. Co jak co, ale za krokodylami nie przepadał. Nawet jeżeli były zielone. Jakkolwiek był w stanie dostrzec swoje podobieństwo do nietoperza, a nawet na swój sposób szczycił się nim, tak nie był w stanie znaleźć ani jednej wspólnej cechy łączącej go z krokodylem. Co innego wąż, ale KOROKODYLEK?
Tymczasem jego sąsiad utkwił w nim pytające spojrzenie.
- Z tej całej historii wynika tyle, że dałem Potterowi o sto szlabanów za mało – podsumował kwaśno.
- Daj spokój chłopakowi, Severusie. Nie rozumiem, skąd taka głęboka nienawiść do niego. Przecież to nie James…
- Jak widać są gorsze przypadki. Najwidoczniej w rodzinie Porterów głupota jest nie tyle dziedziczna, co patologiczna.
- Severusie?
- Mhm?
- Muszę ci się do czegoś przyznać…
Właściciel haczykowatego nosa popatrzył na dyrektora jak na kosmitę. O co chodzi? I jak to zabrzmiało… Jedno było pewne - co najmniej niebezpiecznie.
Snape nigdy nie był w pełni przekonany, czy jeżeli kiedyś nadejdzie taka chwila, to będzie na nią gotowy. Tajemnice Dumbledore były z pewnością wyjątkowo nietypowe. A na takie sytuacje trzeba być odpowiednio przygotowanym.
On nie był.
Siedział teraz całkiem rozbrojony oko w oko z dyrektorem i zastanawiał się nad tym, co za chwilę usłyszy. Spodziewał się wszystkiego…
- Twój pseudonim…
- To ty wiesz? – Severusa nie był w stanie powstrzymać zdziwienia.
- Obawiam się, że tak – uśmiechnął się dyrektor – W końcu to ja go wymyśliłem.
Zapadło milczenie, a potem Snape bez słowa odsunął swoje krzesło od stołu. Popatrzył na dyrektora, a potem na drzwi. Czynność powtórzył kilka razy, w efekcie czego oddalił się. Czarna szata powiewała za nim wojowniczo.
- Severusie! – zawołał za nim dyrektor – Poczekaj! Mam dla ciebie prezent… - ale było już za późno. Duma pana Schnappika została urażona, a psychika odniosła poważne szkody. Naczelny Nietoperz Hogwartu musiał zregenerować siły.

Odsłona VIII
Piekło


Czarny Pan znów go wezwał. Mroczny znak palił skórę niczym potworny wyrzut sumienia. Biała maska koloru kości słoniowej miała za chwilę przysłonić jego bladą twarz. Będzie jednym z wielu. On – Śmierciożerca, podwójny agent, szpieg Dumbledore’a. Gdzie w tym wszystkim zgubił się sens?
Było już ciemno, kiedy szedł ciemną uliczką w stronę Hogsmeade. Wioska była cicha i spokojna. Obojętna. Każdy człowiek ma swój osobisty dramat, którym nie może podzielić się z nikim innym. Dramat wciąż na nowo odgrywany przed samym sobą i przed światem. Dramat, który mogła przerwać jedynie śmierć.
Jednak Snape o tym nie myślał. Oto nadarzała się okazja, by przyjrzeć się ponownie symbolowi w pokoju Lorda Voldemorta. Miał nadzieję, że coś przeoczył, zapomniał o jakimś szczególe. Musiało coś być. Przecież to wbrew logice umieszczać Raj w samym sercu Piekła…

~*~

To wbrew logice umieszczać Raj w samym sercu Piekła, pomyślał Severus Snape, pochylając się nad kartką papieru. Zgłębiał znacznie kolejnych symboli. Sporządził notatki, choć w zasadzie nie musiał tego robić. Wystarczył mu rzut oka na stare księgi, żeby upewnić się, iż ma do czynienia z jednym z najpotężniejszych symboli harmonii, splotem odwiecznych sił kosmosu zaklętym w obrazie. Pierwiastek męski i żeński, cztery żywioły: woda, ogień, powietrze, ziemia, Słońce i Księżyc, symbolika trójki, czwórki i szóstki. A wszystko to w okręgach – figurach doskonałych.



Pozostawało mu tylko upewnić się co do saletry i siarki filozofów. Poszukał odpowiedniego rozdziału, absolutnie pewien wyniku.

SALETRA FILOZOFÓW, SÓL FILOZOFICZNA, SÓL ŚRODKOWA, SÓL ZIEMI, SÓL ŚWIATA

Sal petrae philosophorum, sal nitri, sal centrale, sal terrae, sal mundi – głosił nagłówek - saletra indyjska, czyli saletra potasowa, azotan potasu, KNO3. Podstawowa substancja w systemie alchemiczno-hermetycznym Sędziwoja, służąca do otrzymywania -> Merkuriusza filozofów, niezbędnego przy produkcji kamienia filozoficznego. Z niej także powstaje -> Merkuriusz powietrza, czyli tlen, dzięki któremu - według alchemika - istnieje życie na Ziemi. Saletra stanowi produkt kondensacji -> ducha Natury i powstaje w głębinach Ziemi jako tzw. sól środkowa. Sędziwój nazywa ją alegorycznie magnesem (gdyż jak magnes przyciąga żelazo, tak ona przyciąga z powietrza -> ducha życiowego – tlen)

Severus przewrócił kilka kartek.

SYMBOL SIARKI FILOZOFICZNEJ

Jednego z trzech, obok rtęci i arsenu, składników kamienia filozoficznego, który miał powodować przemianę ołowiu w złoto i był także składnikiem eliksiru życia, zapewniającego wieczną młodość.

~*~

Był już dość daleko za pogrążoną we śnie wioską. Śnieg skrzypiał pod jego stopami. SPOJLER Przygotował się do deportacji, stosując niezawodną zasadę trzech D. KONIEC SPOJLERA. Przymknął powieki i skupił się na wyobrażaniu miejsca, w którym chciał się znaleźć. Obraz zafalował. Po chwili stał już w kręgu białych masek.
Lord nie zaczął od przywitania. Nie powiedział nic. Przyjął w milczeniu rytualne ruchy głową. Czarny Pan lubił tradycję, lecz tylko wtedy, kiedy ta w pełni ukazywała jego potęgę i chwałę. Potem od razu przeszedł do rzeczy, zaznaczając tym samym przepaść między sobą – Lordem Voldemortem a nimi – Śmierciożercami. Między panem a sługą. Rozkazującym i wykonującym rozkazy.
- Podczas najbliższej pełni…
Był dwudziesty czwarty listopada. Najbliższa pełnia przypadała na szesnastego grudnia, kalkulował Snape.
- …każdy z was dostanie zadanie. Musi je wykonać. Nikt nie może zawieść.
Nie musiał wspominać, co stanie się w przeciwnym wypadku. Nie było także potrzeby, by zaznaczać wartość, jaką miała ta misja. O takie rzeczy nigdy nikt nie pytał.
- Zjawicie się tutaj o dwudziestej trzeciej. Muszę wszystko przygotować. Objaśnić wam waszą rolę.
Zamilkł. Jego czerwone oczy płonęły upiornie w blasku ognia, trzeszczącego złowrogo w kominku.
- Obraz, który widzicie przed sobą, jest kluczem do potęgi.
Harmonia kluczem do potęgi Czarnego Pana? Po tych słowach Snape był już pewien, że jest coś, o czym nie wie, coś, co stanowi upiorną tajemnicę Voldemorta…
- To będzie walka na śmierć i życie. Mamy tylko dwie drogi - chwałę lub upadek. Musimy wygrać. Wygramy.
Jakby na potwierdzenie słów Lorda, złote i pomarańczowe iskry wystrzeliły w górę, rozświetlając panujący w pokoju mrok. Severus uśmiechnął się do siebie w myślach. Dokładniej za dwadzieścia trzy dni będzie miał okazję by uwolnić się od Czarnego Pana… Albo Voldemort od niego. Magia działa zawsze we dwie strony.
Kiedy opuszczał pokój Lorda, spojrzał na obraz. Nie pominął ani jednego szczegółu. Nie pomylił się, więc co było nie tak? Co przeoczył, a może raczej o czym nie wiedział? Lodowaty podmuch wiatru przywrócił go do rzeczywistości. Do życia. A może to była tylko ucieczka przed samym sobą? Te wszystkie lata, które przepracował w szkole, to zamykanie się we własnym, zimnym gabinecie w lochach? Z dala od ludzi i zbyt blisko samotności?

~*~

Salazar Slytherin fascynował i przerażał. Jednak Snape czuł tylko wypełniającą go obojętność. Jeżeli ktoś przebywał w pobliżu takich osób jak Voldemort, siłą rzeczy obojętniał. Słowa, które teraz migały mu przed oczami, z początku nie miały sensu.
Severus marzył o tym, żeby położyć się spać, lecz wiedział, że nie udałoby mu się to pomimo wyczerpania. Musiał wiedzieć coś więcej o podróżach astralnych i choć jak na razie tekst ewidentnie go nużył, miał niejasne przeczucie, że powoli, acz skutecznie zbliża się do rozwiązania. Nie mylił się.

KONTROLA ŚWIADOMEGO UMSYŁU & PROJEKCJA ARSTRALNA

Adept Umysłu kiedy tylko wejdzie do czyjejś podświadomości, może przejąć bezpośrednią kontrolę nad ofiarą, leczyć lub wywoływać zaburzenia psychiczne, zmieniać jej wspomnienia albo pozostawić posthipnotyczne sugestie. Ofiara może wolno dochodzić do siebie, gdy jej podświadomość zacznie odkrywać prawdziwe wspomnienia, ale jej Postawa zwykle nieodwracalnie się zmienia. Adept Umysłu potrafi opuszczać swoje sny i odbywać krótkie wycieczki astralne. Każda podróż astralna trwa zwykle krótko i może być niebezpieczna. Czas podróży określa rzut - każdy sukces oznacza jedną turę poza ciałem. Gdy czas minie, świadomość powraca do ciała.

Na początku miał wrażenie, że mowa o oklumencji, ale im bardziej zagłębiał się w lekturze tym większą miał pewność, że nie daje ona aż tak wielkich możliwości. Istotnie, świadczyła o tym dalsza część książki, kolejny podrozdział.

KONTROLA PODŚWIADOMOŚCI & ETERYZCJA & KOWAL PSYCHE

Mistrz Umysłu na tym poziomie może dokonywać długich podróży astralnych, opuszczając ciało na całe godziny lub nawet dni. Jednak największą mocą Mistrza Umysłu jest zdolność stworzenia prawdziwie świadomej myśli. Mistrz potrafi stworzyć prawdziwy umysł w miejscu, w którym go wcześniej nie było, poszerzając jego inteligencję i projektując jego osobowość wedle własnego uznania.

Zmarszczył brwi. Skoro Lord Voldemort wspomniał o tym, jak spotkał Pottera w lesie, jednak tylko jako projekcja astralna, to dlaczego mając taką moc nie zrobił z nim tego, co zechciał? A potem napłynęła kolejne seria skojarzeń i myśli. Severus czuł, że oplatają go niewidzialne nici tajemnicy, intrygi, nakładające się na siebie wydarzenia.
To wszystko zaczynało mieć sens… Sen był ucieczką, o której mówił Voldemort. Opuszczenie ciała było równoznaczne ze złamaniem zasad. Nie, Severus nie chciał o TYM myśleć. A potem go olśniło…
Wstał gwałtownie, ubrał się i ruszył w kierunku gabinetu dyrektora. Była druga w nocy, ale to nie miało w tej chwili najmniejszego znaczenia. Rozpoczęła się walka z czasem.

_____________________

*Nazwa umieszczona za zgodą autorki.
**Fragment niemieckiej piosenki. Po przetłumaczeniu brzmi: „Chwytam wszystko co mogę złapać. Tak chwytam, bo to dobrze potrafię.” Przynajmniej mniej więcej tak.

Bibliografia:
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Sredeczne podziękowania i uściski dla mojej wiernej czytelniczki niewidzialnej :* I cierpliwej bety.

Ostatnia część za długo.
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 22:51, 28 Sty 2006  
Sh'eenaz
Najwierniejsza
Najwierniejsza


Dołączył: 04 Cze 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów




Poniższa część nawiązuje do następujących opowiadań:

I. Magdalith "Harry Potter i Szlafrok w kreciki". W zasadzie to tylko do tytułu.
II. Serii o Draco autorstwa Cassandry Claire.
III. Toroj "Filozofia Węża".
IV. Arien "Rozmowy Trumienne". Zacytowałam trzy fragmenty.

Dziękuję za inspirację. Zwłaszcza Arien.

Odsłona IX
Granica


Dumbledore miał sen. Bardzo przyjemny sen. Jeden z tych, po których tak ciężko się obudzić. Uśmiechnął się do siebie i nieświadomie przytulił do poduszki.
Nagle coś gwałtownie przywróciło go do rzeczywistości. Widział tylko rozpływającą się wizję. Wyciągał do niej ręce próbując zatrzymać, ale „coś” lub „ktoś” ciągnęło go w przeciwną stronę. Obudził się na twardej, zimnej podłodze zaplątany w… no właśnie oto jest pytanie. Albus, wciąż nie otwierając oczu, podniósł jedną nogę. Coś trzasnęło.

*

Stojący za drzwiami Severus Snape przybrał pozycję bojową. W razie potrzeby był gotowy bronić dyrektora. W końcu, jak wielu twierdziło, miał w sobie coś z wyglądu seryjnego mordercy.
Złodziej? Szantażysta? Cokolwiek było w sypialni, na pewno ucieknie.

*

Coś ostrego wbiło mu się w ciało. Jakaś ciecz spłynęła po łydce.
- Krew!
Albus zareagował automatycznie. Odskoczył na drugi koniec pokoju. Wybudził się już całkowicie, ale wciąż nic nie widział.

*

Mistrz Eliksirów, zupełnie zapominając o różdżce, próbował wyważyć drzwi.

*

- Auuu! – tym razem ofiarą Albusa została szafka.

*

Snape wreszcie przypomniał sobie, że jest czarodziejem.
- Alohomora!
Chwilę potem stał na środku gabinetu swojego przełożonego, gotowy w każdej chwili przejść do ofensywy.
- Adresy. Nazwiska. Kontakty – syknął, oświetlając różdżką pole bitwy. Jednak, ku swojemu zdumieniu, ujrzał tylko kawałki rozbitego wazonu, zmiętą kołdrę i dyrektora w swoim słynnym szlafroku w kreciki*, w którym wyglądał na co najmniej zaskoczonego.
- Severus?
- Dumbledore?
I właśnie w tym momencie pan Snape przypomniał sobie, że jest obrażony. Zapadła niezręczna cisza.
- Co się stało? – zapytał wreszcie dyrektor.
- Ja w sprawach służbowych.
- Oj, Severusie… Nie gniewaj się, proszę. Tylko żartowałem z tym Schanppikiem.
- Mhm – podsumował Snape, dając tym samym do zrozumienia, że akceptuje tylko czarny humor.
- Mam dla ciebie prezent – Dumbledore rozpromienił się, wyjmując z nocnej szafki zapakowaną w granatowy papier książkę.
- Węże są nieprzekupne.
- Doprawdy? – Albus uniósł brew i uśmiechnął się, słysząc odpowiedź młodszego pedagoga.
- No dobrze – zgodził się Snape – nie są.
- Proszę – Albus wręczył rozmówcy paczkę – A teraz powiedz mi, o co chodzi.
- Dziękuję – mruknął Severus. Nienawidził tego słowa. Nie cierpiał zaciągać długów. Choć przez wiele lat usiłował zrozumieć i pogodzić się z takim zjawiskiem jak „podarunek”, wciąż czuł się niezręcznie, kiedy takowe dostawał – Przyszedłem tu w sprawie Ha… - Severus zaklął w myślach. Musiało być z nim bardzo źle, skoro o mało co nie wypowiedział TEGO słowa – Pottera i Voldemorta.
- Trzeba było tak od razu! – z twarzy dyrektora natychmiast zniknęły ślady zmęczenia - Co się stało? Czegoś się dowiedziałeś? Kolejne wezwanie?
Snape przewrócił oczami. W takich chwilach czuł się jak na przesłuchaniu.
- Spójrz na to – odpowiedział, wyciągając swoje notatki i szkic obrazu z pokoju Lorda Voldemorta, wykonany własnoręcznie zaledwie kilka godzin temu.
Dumbledore wziął kawałek pergaminu i zmarszczył brwi.
- Symbol Anchea. Jakiś czas temu zaginął oryginał tego obrazu… A raczej dzieła sztuki o wielkiej mocy magicznej.
- Zbyt wielkiej.
Albus spojrzał na swojego podwładnego pytająco.
- To jest zbiór zaklęć – Snape wskazał na rysunek i powiódł wzrokiem po figurach geometrycznych i innych znakach, widniejących na pergaminie. – starożytnych formuł, o których mało kto teraz pamięta. W czasach, kiedy Rowena Ravenclav…
- …Salazar Slytherin, Godryk Gryffindor i Helga Hufflepuff byli u szczytu swojej potęgi, postanowili stworzyć dzieło, w którym skupią całą swoją moc magiczną. Jednak wyłącznie tą pochodzącą z dobrego źródła – dokończył za niego Albus.

~*~

Dwie czarodziejki wzniosły w górę ręce, które złączyły się z dłońmi czarodziejów. Był to jedyny dzień w ich życiu, kiedy nosili szaty w tych samych kolorach – atramentowej czerni, która wyraźnie kontrastowała z czerwonym kręgiem wyrysowanym na płótnie, spoczywającym przy ich bosych stopach.
W sali było ciemno. Tylko w blasku dogasających, czarnych świec można było dostrzec cienie wędrujące po posadzce, drżące na ścianach i kolumnach. Księżyc zaszedł za burzowe, ołowiane chmury.
W tej samej chwili z palców czterech postaci wystrzeliły srebrne iskry. Pokój wypełnił oślepiający blask, jednak żaden z potężnych Magidów*** ani drgnął. Świetlista kula, mieniąca się wszystkimi barwami tęczy, uformowała się dokładnie nad głowami stojących w kręgu osób.
Przemówił pierwszy z magów. Był nim wysoki mężczyzna ze spiczastym podbródkiem i szarymi oczami. Jego kręcone włosy koloru nocy opadały łagodnie na ramiona. W rysach twarzy miał coś z drapieżnika, ale głos posiadał spokojny i cichy - nienaturalnie cichy. Przemówił w języku, którego już nikt później nie będzie używał – języku aniołów.
- Tolo fea an iluuve!****
- Togo min ana reera an istya! - dodała wysoka brunetka o orzechowych oczach.
- Anno man mín merem - powiedziała nieśmiało niska, pulchna czarodziejka z piegami na rumianej twarzy.
- Mae aníra Amarth! - odezwał się mocnym i pewnym głosem Godryk Gryffindor.
A potem TO się stało. Granatowe niebo przeszył piorun. Gdzieś w pobliskiej wsi zaszczekał pies. Czterech Magidów padło martwych na marmurową posadzkę.
Z czoła dość ładnej kobiety o brązowych oczach spłynęła strużka krwi. Helga i Godryk wyglądali na zaskoczonych. Na twarzy Salazara zastygł tajemniczy uśmieszek intryganta.

Taki był koniec wielkich założycieli Hogwartu. I tylko skomplikowany symbol świecił się krwiście w blasku dogasających świec. Była druga nad ranem, kiedy przybrał niebieskawą poświatę. Gwałtowny podmuch wiatru otworzył jedno z gotyckich okien.
W tej samej chwili z szat najprzebieglejszego z całej czwórki wypadła książka w czarnej oprawie. Pod wpływem wichury otworzyła się na jednej z pożółkłych stron.
U góry widniało motto:

"Zło w swej formie absolutnej przybiera kształt anioła światłości."

Na samym dole pergaminu, drobnym, prawie niewidocznym pismem, zaszyfrowana została pewna informacja, którą po latach miał wykorzystać Lord Voldemort.
Jednak oni nie mogli już tego zobaczyć. W ten sposób Magia, która stała się początkiem ich potęgi, okazała się także jej końcem.
Wąż Uroboros połknął własny ogon. Przeznaczenie zatoczyło krąg.

~*~

- …woda - aqua, powietrze – aer, ziemia – terra, ogień - ignis, słońce – sol, księżyc – luna, heksagram, hermafrodyta i krąg, czyli doskonałość. Do tego siarka filozoficzna i saletra filozofów – najpotężniejsze czary, wielka moc zaklęta w płótnie. Jak to często mawiał Salazar w swoim pamiętniku: „Magia jest kluczem do wszechświata”. Mówiąc wprost, do naszego książkowego świata, opisanego przez tą całą Rowling – podsumował Severus.
Dyrektor patrzył na niego w zadumie. Pierwszy raz słyszał o tych wydarzeniach. To było jasne, że nigdy nie studiował pamiętnika czwartego z założycieli.
- Jesteś w posiadaniu… - przerwał. Jak mógł o to podejrzewać swojego przyjaciela? Reakcja była taka, jakiej się spodziewał. Szybka odpowiedź przesycona ironią i sarkazmem, ale Albus wiedział, co kryło się pod tą maską.
- Och, oczywiście, że tak. Czytam go sobie do snu. To bardzo dobra bajka na dobranoc.
- Wybacz.
Severus wzruszył ramionami, zupełnie jakby nie miało to najmniejszego znaczenia.
- Podobno Salazar zaszyfrował w nim jakąś tajną informację – powiedział po chwili milczenia, odgarniając z czoła czarne, przetłuszczone włosy i znów na chwilę zamilkł. Dumbledore obserwował jego wąskie, blade usta. Pociągłą, szczupłą twarz i czarne oczy. Musiał przyznać, że Mistrz Eliksirów miał w sobie coś seksownego, coś, czemu naprawdę trudno się było oprzeć. Prawdę mówiąc, to wcale nie dziwił się Minewrze, że była w nim zakochana. Gdyby był kobietą…
– Tak! – oświadczył Snape, wstając nagle. Zaczął przechadzać się tam i z powrotem, po czym usiadł na łóżku Albusa - Teraz już wszystko rozumiem. Absolutnie wszystko.
- Nie wątpię – oświadczył Dumbledore – ale powiedz mi, o co w tym wszystkim chodzi.
- Musi być coś, o czym nie wiemy. Voldemort jest w posiadaniu pamiętnika. Tylko on jeden mógł go ukraść – Severus znów zaczął przechadzać się po gabinecie, a na jego czole utworzyła się podłużna zmarszczka. Albus pomyślał, że kiedyś zostanie mu ona już na zawsze. I to wcale nie była przyjemna myśl.
- Czasami bardzo przypominasz Harry’ego, Severusie.
- To nie było śmieszne, Dumbledore – odciął się Mistrz Eliksirów.
Dyrektor zachichotał, choć wcale nie było mu do śmiechu, ale Severus czasami był tak uroczy, że trudno było się powstrzymać. Nawet w kryzysowych sytuacjach.
- Ten obraz… Na początku myślałem, że nie ma większego znaczenia… Jednak gdy podczas ostatniego spotkania Voldemort powiedział, że ten obraz jest kluczem do potęgi, zrozumiałem, że dzieje się coś złego. Nie wiedziałem jeszcze jaki jest związek tego symbolu z projekcją astralną i świadomym śnieniem, ale teraz nagle wszystko zaczęło mieć sens. Kiedy dziś w nocy… - nagle przerwał – Albusie, mamy bardzo mało czasu.
- Twoje spotkanie z Voldemortem wyznaczone jest dopiero na jutro.
- To nie wystarczy, żeby perfekcyjnie opanować technikę świadomego śnienia i wyjścia poza ciało. Mamy na to dokładnie dwadzieścia cztery godziny. Dokładniej ty, ja tam się dostanę innym sposobem.
- ???
- Voldemort razem ze… – Severus znowu usiadł na łóżku i zaczął przetrząsać swoją szatę w poszukiwaniu papierosów, ale ponieważ ich nie znalazł, przeklął tylko i kontynuował - Śmierciożercami dostaną się do tamtego świata inaczej. Będą w lepszej sytuacji niż wy. To jasne, że będą mieli przewagę. Poza powieść wyjdzie…
- Ich ciało i dusza, podczas gdy ja oraz moi ludzie będziemy jedynie projekcją astralną. W każdej chwili możemy zostać zawróceni do ciała. Nie będziemy mieć większego wpływu na tamte wydarzenia, podczas gdy Voldemort może zmienić historię.
- Nieograniczony zasadami i prawami wprowadzonymi przez tę wiedźmę Rowling będzie jeszcze gorszy niż jest… Co takiego kryło się w pamiętniku Salazara, czego nie zauważyłem? Tak, Albusie czytałem go w młodości. W końcu byłem Ślizgonem – odpowiedział na pytanie, którego dyrektor nie zdążył jeszcze zadać. - Jaką złowieszczą moc kryje w sobie symbol na ścianie w pokoju Lorda? Co się stanie, kiedy Czarny Pan wyjdzie z powieści i przekroczy granicę?
- Bóg umieścił Piekło w samym sercu Raju – podsumował filozoficznie dyrektor, a Severus skrzywił się. Nienawidził teologii.

Odsłona X
Wolność


- Jesteś pewien, Severusie, że chcesz pojawić się tam za wcześnie? Możesz umrzeć – wiedział, że pytanie, które zadał, jest zbędne. W oczach Snape dostrzegł tę, tak dobrze mu znaną, determinację.
- To ostatnia szansa uratowania Pottera – stwierdził ze stoickim spokojem Severus.
- Robisz to tylko dla mnie, prawda? Wybacz mi.
- Byłbyś łaskaw, Dumbledore, nie mówić o mnie jak o umarłym? Czuję się tak, jakbyś stał nad moją trumną i rzucał na cmentarną ziemię bukiet białych róż.
- Poprawka. Stokrotek, Severusie.
- ???
- Nie lubisz białych róż.

~*~

Za późno – to była pierwsza myśl, jaka dopadła Snape’a, kiedy stanął w pustej komnacie Lorda. Spojrzał na ścianę, gdzie wisiał obraz.
To, co zobaczył, sprawiło, że zaklął najpaskudniej i najgłośniej jak umiał. Zaklęcie Anchea wpisane zostało w pentagram, który lśnił złowieszczo. Severus dobrze wiedział, że tylko człowiek, który wyrzekł się swojego człowieczeństwa i zaprzedał duszę diabłu, mógł posłużyć się tak potężnym symbolem magicznym. Na stole pokrytym czarnym obrusem zachlapanym krwią, Mistrz Eliksirów dostrzegł to, czego się spodziewał – informację od Czarnego Pana.

Przejdźcie przez krąg. Wyjdźcie poza siebie i poza powieść. Będę na Was czekał dokładnie o dwunastej w Zakazanym Lesie. Na pewno mnie znajdziecie.

Jest dwudziesta druga pięćdziesiąt osiem, a na ostatnim spotkaniu Voldemort wspomniał, że mamy zjawić w tej komnacie o dwudziestej trzeciej, pomyślał Severus. Jestem o kilka minut za późno i o sto dwadzieścia sekund za wcześnie.

~*~

Albus pierwszy raz w swoim życiu zaczynał tracić cierpliwość. Sybilla najwyraźniej nie dostrzegłaby powagi sytuacji, nawet gdyby ta stanęła przed nią oko w oko, uśmiechając się od ucha od ucha i proponując randkę. Dopóki nie zobaczyła zagrożenia w swojej kuli, to, co działo się dookoła, było tylko wymysłem chorych proroków, jak przywykła mówić.
- Możesz już zacząć?
- Albusie! – odezwała się Minerwa z drugiego końca pokoju – Widać niewystarczająco się skupiasz! Na dodatek przerywasz mój trans!
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”! - nawet Albus czuł się w jej obecności jak duże dziecko. Dziecko z brodą i zmarszczkami. W takich chwilach jak ta chwalił niebiosa za to, że Minerwa odmówiła mu, kiedy poprosił ją o rękę. Kiedy to było, pomyślał, ciekawe czy dalej jest dziewicą…
- Nie jestem… - zaczęła Minerwa, ale dyrektor jej przerwał. Po prostu nie mógł się powstrzymać.
- Dziewicą?
- ALBUSIE! O czym ty w ogóle myślisz?
- Och, nic, nic Minerwo. Już zapadam w ten trans. Tylko Sybillo, na Merlina, pośpiesz się!
- Czujesz jak twoje nogi stają się ciężkie i ciepłe, a…
Kiedy się nie stają, przeszło Albusowi przez myśl, a chwilę potem stracił świadomość, uśmiechając się do siebie przez sen. Trudno powiedzieć czy spowodowała to wieszczka, czy też myśl o nagiej nauczycielce transmutacji. Jedno było pewne: najważniejszy jest relaks.

~*~

Severus poczuł gwałtowny wstrząs. Przed oczami mu zawirowało. Cała gama kolorów, miejsc i wydarzeń ustąpiła zupełnie nieoczekiwanie miejsca gwałtownym podmuchom wiatru i szumowi drzew. Na początku do jego uszu nie dochodził żaden dźwięk, a potem usłyszał jęk, dochodzący z jakiegoś pobliskiego miejsca. Bezszelestnie podążył w tamtym kierunku. Była dwudziesta trzecia trzydzieści.

~*~

- Albusie? – odezwała się dusza Minerwy.
- Tak?
- Nie sądzisz, że moje ciało wygląda, hmm… – zarumieniła się lekko - całkiem powabnie z góry?
- Żeby tylko z góry...
- ALBUSIE!
- No co? –zapytał z miną niewiniątka dyrektor.
- Idziemy. Szybko.
- To ty zaczęłaś.
Rzuciła mu oburzone spojrzenie w stylu „ja nie wiem co wy tam z Severusem robicie wieczorami, ale ma to na ciebie zdecydowanie zły wpływ”, po czym pofrunęła w kierunku Zakazanego Lasu. Albus dałby sobie głowę uciąć, że szepnęła jeszcze do siebie coś w stylu: „chyba zacznę nosić czerwoną bieliznę”. Ta myśl bardzo go zaabsorbowała. Studiował ją ze szczegółami, dopóki nie dotarli na miejsce.
Wtedy się zaczęło.

~*~

- I co? – do uszu Harry’ego dotarł syczący głos, a czerwone oczy Lorda płonęły złowieszczo w ciemności. – Jak czujesz się w roli pokonanego?
Chłopak jęknął. Potworny ból przeszył całe jego ciało. Czuł się tak, jakby ktoś zranił go nożem. Nie odpowiedział. Zacisnął zęby. Nie będzie mu dawał tej satysfakcji.
- Jak to jest: leżeć tak na ziemi, niczym robak, zupełnie bez siły, aby cokolwiek zrobić? Z tą potworną świadomością, że zaraz się zginie? No jak, słynny Harry Potterze?
Spojrzał mu w oczy. Wyzywająco. W milczeniu. Jeżeli umierać, pomyślał Gryfon, to z godnością.
- Nosił wilk razy kilka… - zadrwił Voldemort, posyłając w stronę Harry’ego kolejne zaklęcie. Ziemia była czerwona od krwi. Czarny Pan upajał się jej zapachem.
- Nie możesz mnie zabić! – krzyknął z wściekłością Harry – Jesteś tylko projekcją astralną. Nie możesz mi NIC zrobić. Twoje ciało zostało daleko stąd…
- Sam nie wierzysz w to, co mówisz, zielonooki. To dlatego czujesz teraz potworny ból, wżerający się niczym jad w twoje ciało. To nie sen. Sny nie są tak realne. Sny nie pachną bólem i strachem. Sny są nieme – kiedy chłopak nie odpowiedział, ciągnął dalej, napawając się każdym swoim słowem jak narkoman haszyszem – Słyszałeś kiedyś o przepowiedni Shailey, Harry Potterze? – po czym zaśmiał się tak szyderczo, że Harry’ego aż przeszły dreszcze.
– Oczywiście, że nie –Voldemort kontynuował po chwili - O tak mało znanych osobistościach nie słyszy się w tak wielkiej szkole jak Hogwart…Tylko ja ją znałem. Zabiłem Shailey zaraz po tym, jak tylko skończyła wieszczyć. Nikt nie mógł o niej wiedzieć, to byłoby zbyt ryzykowne. Nie ujawniłem całej prawdy nawet moim najbardziej zaufanym sługom. Nigdy nikomu nie ufaj do końca, to moja złota zasada. Chciałbyś poznać przepowiednię, Harry Potterze? Nie martw się, mamy czas. Bardzo dużo czasu… Śmierciożercy oraz twoi przyjaciele zjawią się tu dokładnie za trzydzieści minut. Nic nie będą mogli zrobić. Tylko ja i ty stworzymy dziś na nowo historię.
Starał się. Naprawdę się starał. Jednak jego zielone oczy zwiodły go. Wypełzła z nich ciekawość. A Lord ją dostrzegł. I uśmiechnął się paskudnie.
- „Chłopiec – Który – Przeżył pokona Czarnego Pana w ekwinokcjum wiosenne**** o zachodzie słońca”
- Nie możesz mnie zabić. Jesteś tylko proje… - urwał, gdyż przeszył go potworny ból. To Voldemort dotknął blizny na jego czole swoimi długimi, kościstymi palcami.
- Jesteś pewien? – zaśmiał się szyderczo, a jego oczy zapłonęły żądzą mordu – Nie zastanawia cię, jak znalazłeś się w lesie, kiedy ugryzł cię wampir? To ja cię tu przyciągnąłem. Wtedy nie mogłem nic zrobić, tylko patrzeć, dokładnie tak, jak teraz będą postępować moi słudzy i twoi przyjaciele. Zginiesz jak robak, słynny Harry Potterze. Jak zwierzę na arenie cyrkowej. Będziesz tylko Chłopcem – Który – Nie – Przeżył.
Nagle z ciemności odezwał się tak dobrze znany Harry’emu sarkastyczny głos:
– Jestem o dwie minuty za późno i zarazem o dwie minuty za wcześnie.
Voldemort wyciągnął różdżkę.
- Zaraz się przekonasz jak giną zdrajcy, Smarkerusie. Tak nazywali cię w szkole, prawda? - przejechał kościstym palcem po przedmiocie, który trzymał w ręku – Crucio!
Nie trafił.
- Nawet swoich najwierniejszych wyznawców potrafiłeś oszukać – głos Snape’a pełen był nienawiści, tak długo skrywanej, że teraz, kiedy wreszcie wyszła na zewnątrz, przywodziła na myśl krople deszczu, zamieniające się w lód – Jednak ja jestem przed czasem. O dwudziestej drugiej pięćdziesiąt osiem pentagram jeszcze istniał. Nie jestem jedynie projekcją astralną. Jestem żywym człowiekiem z krwi i kości, tak jak ty i Potter. Mogę zmienić historię.
- Profesorze! - Harry krzyknął przeraźliwie. Nie jak człowiek, ale jak zwierzę. Odezwał się w nim ten pierwotny instynkt samozachowawczy, który nie jest niczym innym, jak tylko lękiem przed unicestwieniem.
Voldemort się śmiał.
- On umiera – zasyczał. – Czy znajdziesz w sobie dość odwagi, by go obronić? Syna swojego dawnego wroga?

~*~

- Byłeś bardzo dzielny, Severusie.
- Tak, ale to nie ja wygrałem zakład – mruknął Severus, zdając sobie sprawę, że jego pensja pójdzie na alkohol dla Albusa, a nie na papierosy. Zbliżała się kolejna klęska żywiołowa. - Poza tym… – zamilkł na chwilę – To nie ja uratowałem w końcu tego cholernego bachora. Nie byłem w stanie.
- To moja wina.
- Twoja? – Severus powstrzymał się od sarkastycznej uwagi.
- Nie powinienem posyłać cię tam samego. Nie powinienem tyle mówić o wolności.
- To było bardzo strategiczne podejście, Albusie. Wygrałeś piwo. Miałeś rację z tymi całymi polującymi w środku dnia wilkołakami i na dodatek udowodniłeś mi, że jestem tylko ponurym Nietoperzem, który nie zasługuje na lepsze życie. Moje miejsce jest w lochach. Tak. Jestem zły, okropny, bez serca. Cóż… Wszystko się zgadza, nieprawdaż?
- Nie drwij, Severusie. Jak dla mnie jesteś po prostu człowiekiem.
- Nienawiść nazywasz ludzką cechą?
- Dokładnie.
- Potter byłby innego zdania. O mały włos nie zginął. A ja sobie po prostu stałem.
- A Czarny Pan PO PROSTU zniknął.
- Albusie?
- Tak?
- Odkąd gustujesz w ironii? – mina Severusa wyrażała bezbrzeżne zdumienie.
- No cóż… – Dumbledore uśmiechnął się. – Uczeń przerósł Mistrza.
- Bez przesady – Severus się zirytował. - Nie pozwolę, żeby ktoś mnie bezprawnie plagiatował. Na sarkazm i ironię trzeba mieć licencję, dyrektorze.

~*~

Wszyscy cieszyli się z pięknej pogody i ze zniknięcia Voldemorta. W pokoju wspólnym Gryffindoru trwała prawdziwa uczta na część Harry’ego Pottera, Chłopca – Który – Znów – Przeżył.
Zaś sam obiekt toastów i hulanek siedział w gabinecie Mistrza Eliksirów i odbywał szlaban.
Ku wielkiej uciesze właściciela haczykowatego nosa, na którego bladej twarzy wykwitł wyjątkowo sadystyczny uśmieszek.
- Ty sobie pozmywasz kociołki, Potter, a ja poczytam książkę – oświadczył sarkastyczny głos. Snape rozsiadł się wygodnie w zielonym fotelu. Znowu był w raju. Pozbył się Weasleya, jego ukochany uczeń przygotowywał się do przyszłego zawodu, a on wreszcie był po prostu sobą.
Okładka była zachęcająca. Snape przeczytał tytuł - „Rozmowy trumienne”. Tak, to było coś, co severuski lubią najbardziej.

„Masz takie urocze słowotoki po pijanemu.”******

Harry obserwował reakcję swojego nauczyciela, który wydawał się bardzo pochłonięty lekturą.

„Nie wierz plotkom. Obaj z Lucjuszem jesteśmy hetero. Ale sukinkot nieźle całuje...”

A Harry dalej obserwował.

„– Będziesz medytował? Co to za wygibasy na podłodze?
- Ja pełzam, kobieto.”

A potem Harry już nie obserwował. Udawał bardzo zaabsorbowanego swoim kociołkiem. Nie miał pojęcia, co Mistrz Eliksirów wyczytał, ale wyglądał na bardzo wzburzonego. Reagował wyjątkowo agresywnie na wszystko, co kręciło się w pobliżu jego gabinetu. Ofiarą padła między innymi kotka Filcha, pani Norris, Ginny i sama profesor McGonagall.
Przez najbliższe pół godziny nikt w okolicy nie dawał znaków życia. Harry wstrzymał oddech, kiedy usłyszał kroki na korytarzu. Zbliżała się kolejna ofiara. Jednak najwyraźniej Snape już się uspokoił, gdyż siedział z kamienną twarzą i nie czynił żadnych gwałtownych ruchów. Harry pomyślał, że jego nauczyciel przestał być potencjalnie niebezpieczny dla otoczenia. Niestety, mylił się.
Wszystko stało się bardzo szybko. Do gabinetu wszedł dyrektor z bardzo zadowoloną miną. Przywitał uprzejmie Harry’ego, a potem zwrócił się do Mistrza Eliksirów:
- Hmm… Jak podoba ci się lektura, Severusie?
Minutę później, w momencie kiedy powinien iść do swojego dormitorium, Harry zaczaił się pod drzwiami gabinetu i nasłuchiwał. Gdyby tylko wiedział, że właśnie zupełnie nieświadomie stosuje taktykę zwaną filozofią węża, pewnie już dawno by go tu nie było.
- NIE CHODZĘ Z TONKS!
Harry zaczął przysłuchiwać się uważniej. Robiło się ciekawie.
- NIE CAŁOWAŁEM SIĘ Z LUCJUSZEM!
Chłopak zachichotał i natychmiast zakrył sobie usta ręką w obawie, że go usłyszą.
- I NIE MAM TRUMNY! NIE JESTEM WAMPIREM! NIE BYŁEM NIGDY PIJANY!
Tu Albus próbował zaprotestować, ale niewiele to dało.
- NIE WIDZIAŁAM JEGO LASKI Z WĘŻEM!
Tu dyrektor wyraził uprzejme zainteresowanie, trudno powiedzieć czy Lucjuszem, czy jego laską.
A potem nastała cisza.
- Jutro wybieram się na Nokturn. Więc, z łaski swojej, odwołaj wszystkie moje lekcje, dyrektorze.
- Co zamierzasz zrobić? – zapytał rozbawiony Dumbledore, który dobrze wiedział, że Severus, jeżeli chodzi o zamachy, dużo mówi, a mało robi.
- Jak to co? – zdziwił się Mistrz Eliksirów, jakby to, co planował, było oczywiste – Zamierzam otruć wszystkie fanki Harry’ego Pottera. I fanów też, tak na wszelki wypadek.
- Sprostowanie, Severusie. To, co przeczytałeś, było dziełem twojej fanki.
- Cooo?! – Snape wyglądał tak, jak gdyby ktoś opowiedział mu marny dowcip. I wmawiał mu, że jest naprawdę śmieszny, trzeba tylko znać się na żartach.
- No cóż, o ile wiem, to nazywają siebie snaperkami.
- Nie mam nic wspólnego z żadnymi skarpetkami.
- Snaperkami, nie skarpetkami – poprawił go Albus.
- A co za różnica? – zapytał retorycznie Severus.
- Taka, że one cię kochają.
Tymczasem za drzwiami Potter umierał z zazdrości.
- ?!?! – najwyraźniej właścicielowi haczykowatego nosa odebrało mowę. Po jakimś czasie oświadczył całkiem spokojnie:
– Nieprawda.
- Prawda.
- Nie.
- Tak.
- Nie! Nie. I nie. Tak się składa dyrektorze, że w przeciwieństwie do ciebie, nie wierzę w coś takiego jak „niemożliwe fakty”.
- A w co wierzysz?
- Jak to w co? W siebie, oczywiście.

~*~

Lord Voldemort uśmiechał się do siebie. Starożytna magia ma jednak wiele zalet. Ruszył wąską uliczką, oświetloną słabym blaskiem latarnii. Nadszedł czas wielkich zmian. I co za różnica, że świat w którym się znalazł był zupełnie inny od tego, z którego przyszedł? Prędzej czy później ludzie poprą go bardziej ze strachu niż z przekonania. Przekonania są zmienne, podczas gdy strach zawsze pozostaje ten sam.*******

Koniec

Przypisy:

*Pomysł z filozofią węża nie należy do mnie. To odwołanie do FF Toroj o tym samym tytule.
**Odwołanie do opowiadania Magdalith: „Harry Potter i szlafrok w kreciki”. W zasadzie to do samej nazwy.
***Magid – nazwa wymyślona przez autorką (Cassandrę Claire) serii ficków o Draco (Draco Dormiens, Draco Sinister). Magid to czarodziej, który używa magii bezróżdżkowej. Może coś wyczarować samą tylko siłą woli. Dlatego ważne jest, aby kontrolował emocje.
**** Formuły magiczne zostały napisane w języku elfów (patrz: Tolkien), dzięki pomocy mojej przyjaciółki, za co bardzo jej dziękuję. W moim opowiadaniu jest to język aniołów.
Tolo fea an iluuve! – Przybądź duchu wszechświata!
Togo min ana reera an istya! – Poprowadź nas poza granicę poznania!
Anno man mín merem. – Oddaj, coś winien.
Mae aníra amarth! – Taka jest wola Losu! (Tak chce Los!)
***** Madeleine L'Engle „Młode Jednorożce”.
****** Wszystkie cytaty pochodzą z fan ficka Arien „Rozmowy Trumienne”.
******* Józef Stalin
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 16:06, 06 Wrz 2005
PRZENIESIONY
Pią 18:23, 11 Sty 2008
 
Ettariel Ancalimë
(Nie)legalna Wampirzyca
(Nie)legalna Wampirzyca


Dołączył: 06 Cze 2005
Posty: 1951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Haremu Aëlvego


Ładne. Dość tajemnicze - ale i tak bardzo mi się podoba (a może właśnie dlatego?). Piszesz ładnym stylem, Sh'een, takim przemawiającym do wyobraźni. Znalazłam kilka błędów ortograficznych, np. "acha" (bo chyba pisze się przez samo h?) i zdaje się że napisałaś jakiś wyraz rozdzielnie z "nie" a powinno być razem. Ale to takie drobne rzeczy, które w zasadzie nie przeszkadzają w czytaniu.
Jeszcze raz piszę, że opowiadanie bardzo mi się podoba, tylko kiedy zaczęłam się nim cieszyć... skończyło się. Ale wiem że nie jest łatwo pisać długich opowiadań i czasami, żeby nie zepsuć, lepiej zostawić krótsze.
To chyba na tyle:)
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 12:07, 07 Wrz 2005
PRZENIESIONY
Pią 18:23, 11 Sty 2008
 
Sh'eenaz
Najwierniejsza
Najwierniejsza


Dołączył: 04 Cze 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów




To jest dopiero początek opowiadania, mam w planie jeszcze jakieś trzy części, ale na razie nie piszę bo muszę to przemyśleć :) Co do błędów, to jak znajdę to poprawię. Poza tym teraz, wreszcie, znalazłam betę więc na drugi raz mam nadzieję, że całkiem ich uniknę. No i przede wszystkim dziękuję za komentarz. Cieszę się, że się podobało :] <świętuje>
PeeS. Co do 'acha' to chyba rzeczywiście pisze się 'aha' XD Jeszcze się dopytam, bo ja tam nie wiem. Ale pewnie masz rację.
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 20:39, 23 Lis 2005
PRZENIESIONY
Pią 18:24, 11 Sty 2008
 
rzeźniątko
Rzeźnik na urlopie
Rzeźnik na urlopie


Dołączył: 05 Cze 2005
Posty: 797
Przeczytał: 0 tematów




Cytat:
Ostatnia część za długo.

Ostatnia? Długo? Ojej.

Na wstępie lojalnie ostrzegam, ze komentowac nie umiem. Przynajmniej nie jakoś konstruktywnie. Opowiadanie nie dość, że pełne tajemnic, to jeszcze dopracowane i nierzadko zabawne. Jest inne - ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu, nowe, świeże. Czytam, jak tylko pojawia się kolejna część, niezależnie od tego, czy mam coś pilnego do zrobienia. Ostatnio zastanawiałam się, kiedy i tu zamiescisz kolejną część (ostatnią czytałam na Mirriel).
I w dodatku przy tym:
Cytat:
Sybilla Trelawney również wyrosła wśród purpury i obecnie kwalifikowała się do kategorii: czerwony psychiatryk z pokojem bez klamek plus białe myszki w ramach promocji.

na mej zmarnowanej twarzyczce wykwitł szeroki wyszczerz :twisted:
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Czw 17:30, 24 Lis 2005
PRZENIESIONY
Pią 18:24, 11 Sty 2008
 
Sh'eenaz
Najwierniejsza
Najwierniejsza


Dołączył: 04 Cze 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów




Ojej. Dziękuję :* Liczy się fakt, że czytasz. To bardzo, bardzo dużo dla mnie. Na Mirriel czytałaś? Zaskoczyłaś mnie, wiesz? Bo tam tak mało osób to komentuje ostatnio, że aż się chce błagać o więcej. No, ale za to czytają pewnie :)
Za długo bo nie mam weny i siły, a poza tym muszę pisać FF na konkurs na Mirriel. Na dodatek erotykXD W co ja się wplątałam.
No i wkleiłam dopiero wczoraj, bo ja wogóle to nie na czasie ze wszystkim jestem.
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Miasteczko Verden Strona Główna -> Nasza Twórczość -> Fan Fiction o Severusie. Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin