Forum Miasteczko Verden Strona Główna   Miasteczko Verden
- Witaj w Miasteczku, gdzie fantastyka miesza się z rzeczywistością. W krainie buraczówką płynącą i zielskiem rosnącą.
 


Forum Miasteczko Verden Strona Główna -> Nasza Twórczość -> Zobaczyć słońce
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post Zobaczyć słońce - Wysłany: Pią 20:59, 07 Kwi 2006  
Ettariel Ancalimë
(Nie)legalna Wampirzyca
(Nie)legalna Wampirzyca


Dołączył: 06 Cze 2005
Posty: 1951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Haremu Aëlvego


A place between sleep and awake
End of innocence, unending masquerade
That's where I'll wait for you

Nightwish, Sleepwalker

Z dedykacją dla Silve, której dziękuję za przeczytanie i skomentowanie.

Zobaczyć słońce

Księżyc zajrzał przez otwarte okno do małej izdebki, łącząc swój chłodny blask z ciepłym płomieniem świec. Srebrne światło przesunęło się powoli po lśniącym lichtarzu i zagrało na włosach drobnej postaci, pochylonej w skupieniu nad biurkiem. Pióro skrobało cicho po kartce papieru.
Pokój był urządzony skromnie, ale ze smakiem. Jedną ścianę zajmowała spora biblioteczka, po brzegi wypełniona książkami. W rogu stał fotel z bordowym obiciem, a nad łóżkiem, na ścianie naprzeciw okna wisiał duży obraz jakiegoś nieznanego malarza, zachwycający delikatnością i subtelną grą cieni. Obraz przedstawiał anioła spacerującego brzegiem morza. Słońce błyszczało w jego piórach. Słońce...
Pod oknem stało pięknie wyrzeźbione, eleganckie mahoniowe biurko a przy nim krzesło, wykonane z równą starannością. Na krześle siedziała młoda kobieta, pisząca coś szybko i niezbyt starannie, jakby się spieszyła. Niezwykle jasne, proste włosy opadały jej na ramiona i dekolt czarnej sukni. Co chwilę podnosiła głowę i spoglądała z niepokojem za okno, na uśpiony Paryż. Miejsce, gdzie spędziła pół swojego śmiertelnego życia. Miejsce, gdzie umarła i gdzie żyła dalej, kosztem życia dziesiątków śmiertelników. Miejsce kultury i cywilizacji i, paradoksalnie, bezpieczna kryjówka dla istot, które nie powinny mieć racji bytu.
Miejsce, w którym wszystko się zaczęło i wszystko miało się skończyć.
Gdyby ktoś mógł zajrzeć przez okno do środka, zobaczyłby dziwny blask w zielonych oczach. Zobaczyłby twarz bledszą niż zwykle, z krwawymi śladami łez. Zobaczyłby drżące, szczupłe dłonie, trzymające pióro. Atrament, który kapał na kartkę papieru, mieszając się z czerwonymi plamami krwi.
Ale do pokoju zaglądał tylko księżyc.

Lauro!
Pamiętaj, że kocham Cię i zawsze kochałam. Pomagałam Ci stawiać pierwsze kroki, na nowo wprowadzałam do życia. Nie poczytaj tego, co uczynię, za zło wyrządzone Tobie. Dla Ciebie być może też przyjdzie kiedyś taka chwila. Chwila, w której po raz ostatni zobaczysz słońce...


~*~

- Nie wolno ci nigdy utrwalić na piśmie imienia żadnego nieśmiertelnego ani tego, gdzie przebywa. Nie wolno ci pisać o naszym życiu, zwyczajach i obrzędach. Nie wolno ci poszukiwać i spisywać naszej historii. Rozumiesz?
- Rozumiem, Armandzie.
- Tak ci się tylko wydaje. Przyjdzie taka chwila, kiedy będziesz chciała złamać wszystkie przykazania, jedno po drugim. Zapragniesz tego i nic cię nie powstrzyma.
Milczała.
- Jeśli to zrobisz, kara dosięgnie cię w każdym zakątku świata.


~*~

Przerwała pisanie i znów spojrzała na księżyc. Złamała przykazanie, złamała odwieczne prawo. Kara dosięgnie cię w każdym zakątku świata.
Będzie już za późno na karę.
Wróciła do listu.

Pamiętaj, że nigdy, przenigdy nie wolno Ci zabić jednego z nas. Spalą Cię wtedy, bezbronną i samotną, a mnie nie będzie już obok, żeby Cię bronić. Nigdy też nie ujawniaj się ludziom, nie wskazuj im miejsca, w którym kładziesz się o świcie na spoczynek.

Zawahała się przez chwilę. Ale tylko przez chwilę. Musiała zrobić wszystko, żeby ją uchronić. Żeby nie doprowadzić jej do takiego końca, do jakiego sama doszła – ślepej uliczki, z której można już tylko skoczyć w przepaść. Była wygnańcem, banitką ściganą w całej Europie. Oprócz Paryża. Im nie przyszło nawet do głowy, że ścigana ukrywa się w samym centrum burzy. Rozjechali się na wszystkie strony, przeszukując Moskwę, Madryt i Berlin, a nawet Londyn.
Nie chciała doprowadzić Laury do takiego końca.

Nie szukaj też Tych, Których Należy Ukrywać. W ten sposób nie wyjaśnisz niczego, a tylko zgubisz samą siebie. Nie pytaj o Ich opiekuna. On nie chce być odnaleziony.
Jeśli zechcesz, odszukaj Armanda i opowiedz mu o wszystkim. Tylko jemu, nikomu innemu. Tylko on to zrozumie. A potem, bez względu na to, co będzie Ci doradzał, wyjedź do Ameryki. Tam zamieszkaj, wmieszaj się w śmiertelników i przeżyj jedno ludzkie życie. Cierpienie i radość, ból i szaleństwo – tylko to Cię umocni. Uważaj pilnie na siebie i strzeż się innych nieśmiertelnych, gdyż obie jesteśmy poszukiwane. Kiedy wyjedziesz, Armand powie im o wszystkim, może zaniechają pościgu. Tylko wówczas możesz wrócić, nie wcześniej.


~*~

- Armandzie...
Odwrócił głowę od kominka i płonącego w nim ognia. Ogień oczyszcza, pomyślała. Ogień oczyszcza, ale i zabija. Była słaba, czuła, że mimo wypicia jego krwi, kręci jej się w głowie.
- Czy ty... już kiedyś... przemieniłeś kogoś? Stworzyłeś?
- Nie. Dziś po raz pierwszy skorzystałem z mrocznego daru.
- A ci wszyscy, którzy byli kiedyś z tobą? Nie zawsze żyłeś sam.
- Nie zawsze – przyznał, odwracając wzrok.
Widziała obrazy przesuwające się w jego myślach. Dwie postacie, kobieta i dziewczynka, wywlekane siłą na małe podwórze przez tłumek ciemnych postaci. Kobieta płacze spazmatycznie, szarpie się w stalowych objęciach oprawców. Dziewczynka o oczach dorosłej kobiety poddaje się w milczeniu. One obie objęte, patrzące z rosnącym przerażeniem na wstające słońce. Dwie puste suknie, dwa kłębki włosów na kamiennej posadzce. I straszny, wstrząsający świadomością krzyk, rozdzierający noc.
Budynek teatru, pożerany przez trzaskające płomienie i wóz odjeżdżający szybko bocznymi uliczkami.
I pustka, okropna, tętniąca rozpaczą pustka.


~*~

Pióro skrzypiało po papierze coraz szybciej, ledwo nadążając za pędzącymi myślami.

Jeśli kiedyś poczujesz się samotna i będziesz chciała stworzyć własne dzieci ciemności, nie spiesz się. Wybierz je starannie, tak jak ja wybrałam Ciebie. Obserwuj je długo, jak ja obserwowałam Ciebie, i nie odbieraj im młodości i pierwszych radości życia. Pokochaj je, zakochaj się na śmierć, ciesz się ich pięknem i obecnością.
Pamiętaj jednak, że nigdy nie będą dla Ciebie tym, czym ja byłam. Tak jak Ty nie mogłaś zastąpić mi Armanda czy Gabriela. Również dlatego odchodzę. Dla wszystkich oprócz Ciebie jestem znienawidzonym wyrzutkiem. Zabrakło dla mnie miejsca.


Odchyliła się na krześle i wpatrzyła się w niebo. Zostały dwie godziny do świtu.
Przypomniała sobie ten moment, kiedy po raz pierwszy ujrzała Laurę. Młodą, niebogatą mieszczankę, przemierzającą pewnym krokiem ulice Paryża. Mieszkała wówczas w małym apartamencie jednej z kamienic razem z umierającą matką.
To, co się miało stać, było już wtedy przesądzone.
Obserwowała dziewczynę, poznawała jej codzienne życie. Życie powoli walące się w gruzy. Sprzątanie, pranie, zakupy, opieka nad jedyną bliską osobą, która jej pozostała. Laura godzinami siedziała przy łóżku, rozmawiając z matką, czytając jej książki i gazety, albo po prostu w milczeniu trzymając za rękę. Na nic innego nie starczało już czasu. Jej dusza cicho buntowała się przeciw temu, tęskniła do zabaw, tańców, samotnych spacerów i hałaśliwego, tłocznego paryskiego życia.
Matka umarła, Laura nie wpadła jednak w rozpacz. Pogrążyła się tylko w krótkotrwałej melancholii, a potem zaczęła żyć w dwójnasób. Odrabiała te stracone lata.
A ona, nieśmiertelna, dalej obserwowała dziewczynę. Zakochiwała się. I przyzywała.
I w końcu, po długim oczekiwaniu, nadeszła ta noc.
Księżyc świecił w pełni, tak samo jak dziś...

~*~

W błękitnych oczach dziewczyny czaił się strach zmieszany z zaciekawieniem. I fascynacją. Półleżała na łóżku, wsparta na bordowych poduszkach i wpatrywała się w nią w milczeniu.
A ona, nieśmiertelna, pochyliła się powoli nad dziewczyną, nad jej białą szyją.
Strumień ożywczej krwi wytryskający fontanną z tętnicy. Laura pijąca krew z jej rozciętej szyi. Nieustająca, niekończąca się ekstaza.
Dwie zjawy, dwa potwory spacerujące uliczkami Paryża.
- Pamiętaj, Lauro – szepnęła, kiedy upatrzyły już ofiarę. – Nie możesz już pić, kiedy przestanie bić serce. Powstrzymaj się, choćby kosztowało cię to największy wysiłek woli.
Skinęła tylko głową.
Kiedy wróciła, nic nie wskazywało na to, że przed chwilą dokonała morderstwa. Nic, oprócz lekkiego rumieńca i spływającej z kącika ust cieniutkiej strużki krwi.
Tylko pełnia księżyca oświetlała ten niewinny obrazek.


~*~

Przeczytała jeszcze raz zapisane kartki, a potem odłożyła je starannie w rogu biurka, jak najdalej od lichtarza ze świecami. Obok równiutko ułożyła pióro i buteleczkę z atramentem. Potem wstała, wyjęła czerwoną różę z wazonu stojącego na półce biblioteczki, odchyliła puszysty dywan i bez wysiłku uniosła ciężką klapę w podłodze. Zeszła do piwnicy, miejsca, gdzie obie kładły się spać o świcie i położyła kwiat na ozdobnym wieku jednej z dwóch trumien.
Laura uwielbiała czerwone róże.
Miała nadzieję, że wychowanka nie wróci szybko z polowania. Były podstawy, żeby tak twierdzić, bowiem błękitnooka, śliczna jak porcelanowa lalka dziewczyna znikała czasami na kilka nocy. A potem wracała, rumiana i jeszcze piękniejsza, z nieodgadnionym wyrazem w akwamarynowych oczach. Opowiadała cicho o bogatych i wystawnych balach, na które dostawała się sobie tylko wiadomym sposobem, o samotnych wędrówkach brzegiem Sekwany sam na sam ze srebrnym blaskiem księżyca. O płaczliwym śpiewie skrzypiec i melancholijnej melodii drzew. W tych oczach nigdy nie pojawił się wyrzut, małe kształtne usta nie wypowiedziały słowa pretensji.
Trudno było jej nie kochać.

~*~

Uliczki Moskwy wyglądały nocą ciemno i ponuro. I przerażająco. Ale nie dla dwóch cieni, spacerujących w cieniu wysokich budynków. To oni byli tymi, którzy budzili lęk zwykłych mieszkańców przed nocnymi eskapadami. To oni byli tymi, których należy się bać.
- Armandzie? – spytała cicho jedna z postaci. – Czym właściwie jest śmierć? Rozejrzyj się wokół, na tych wszystkich śmiertelnych. Jak oni boją się śmierci... Czy oni chociaż wiedzą, czego właściwie się boją?
- Nie wiesz? Oni boją się nas. To my jesteśmy śmiercią.
Milczała. Nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Nas też dosięga śmierć, usłyszał jej myśl. Nas, nieśmiertelnych.
- Nie wiem – szepnął po chwili. Nie takich pytań oczekiwał z jej strony.
- Tak długo żyjesz, a nie wiesz?
- Może to dlatego – odrzekł zadziwiająco miękko. – Może to właśnie dlatego, moje dziecko.


~*~

Otworzyła skrzynię, ukrytą za długą aksamitną zasłoną. Wyjęła z niej eleganckie czarne pantofle i, również czarny, płaszcz z kapturem. Włożyła buty i sięgnęła do mniejszej szkatułki po wisiorek z czarnego obsydianu o dziwnym kształcie zawieszony na delikatnym łańcuszku. Uniosła go na chwilę wysoko i patrzyła w milczeniu, jak lśnił w srebrnym blasku księżyca, a potem ostrożnie zawiesiła sobie na szyi. Zamknęła wieko skrzyni.
Przez chwilę zastygła w bezruchu, zapatrzona w pustkę. A potem, jakby nagle coś sobie przypomniała, podeszła do biurka i sięgnęła po pióro.

I pamiętaj, dla nas nie ma dobra ani zła. Liczy się tylko piękno. Dziki Ogród. Tylko tym kieruj się w życiu.

Bo inaczej możesz zwątpić, pomyślała, wycierając pióro z atramentu. Zwątpić, czy ta cała egzystencja, to życie – nie życie w ogóle ma sens. Czy warto dalej istnieć bez wartości? I nie załamać się nad tym bezsensem, nad tym, że tych zabójstw, tych rzek krwi nie da się niczym wytłumaczyć? Że winy nie da się w żaden sposób odkupić?
Kto mógłby z tym żyć? Tylko istoty bez uczuć. Takie jak my.
Zawahała się przez chwilę, jakby chciała coś jeszcze dopisać, ale odłożyła pióro i kartki na swoje miejsce. Nie chciała prosić Laury o rozsypanie prochów. Rozwieje je wiatr.
Przeszła się po izbie, dotykając mebli, półek i ścian. Zatrzymała się na dłużej przy obrazie. Złotowłosy anioł patrzył na nią z odrazą i pogardą. A może z litością... Byli przeciwieństwami. On – piękny, błogosławiony, szczęśliwy, ona – upadła, przeklęta...
Rozejrzała się jeszcze raz i skierowała do wyjścia. Niebo szarzało. Do wschodu słońca zostało mało czasu. W drzwiach przystanęła po raz ostatni i uśmiechnęła się leciutko do anioła.

I kiedy Ona przyjdzie
Uroni się łza
Bo chyba jest ktoś
Kto pamięta

I kiedy Ona przyjdzie
Zobaczę anioła
Bo przecież chyba
Przefrunie przez mój pokój...?
*

- Żegnaj – szepnęła.
Smutne błękitne oczy posłały jej ostatnie spojrzenie. Zupełnie jak oczy Laury, pomyślała odruchowo.
Słońce lśniło w oślepiająco białych piórach.

~*~

Stał przy oknie i spoglądał na uśpione miasto. Nie poruszał się, zdawał się chłonąć ten widok całym sobą, te domy pełne odpoczywających ludzi, niebo pełne gwiazd. A ona siedziała w fotelu i chłonęła jego smukłą sylwetkę, jego profil na tle nocnego nieba.
- Czym jest śmierć? – już dawno chciała zadać to pytanie. Nie miała odwagi.
Nie odwrócił się.
Zdawało jej się że nie odpowie, ale po chwili dobiegł ją jego szept.
- Śmierć... to taki moment. Krótka chwilka. Miejsce pomiędzy jawą a snem. A może między snem a jawą?
- A potem? Gabrielu? Co jest potem? Przebudzenie?
Tym razem podszedł do niej lekko, jakby płynął w powietrzu. Przyklęknął przy fotelu i wziął ją za ręce.
- Czy to ważne? Jesteś młoda. Nieśmiertelna. Tyle lat przed tobą...
Poddała się. Poezja nabiera sensu, gdy patrzysz na osobę, którą kochasz**, pomyślała, a on odebrał jej myśl i uśmiechnął się.


~*~

Zbliżał się świt.
Wiatr rozwiewał jej jasne włosy i ciemną suknię.
Niebo różowiało.
To tylko moment. Krótka chwilka. Miejsce pomiędzy jawą a snem...
Zamarła, wpatrując się z napięciem w horyzont. Każda sekunda była jak wieczność. Czy tak się umiera?, przeszło jej przez myśl. Czy śmiertelni też tak umierają? Ten nieznośnie dłużący się czas, dławiące wyrzuty, wszystko wokół w napiętym oczekiwaniu, jakby to był koniec świata...
Linia horyzontu rozjarzyła się niezwykłym światłem. Na początku była to tylko złota nitka jakby opasująca ziemię, kontrastująca z szarobłękitnym niebem. Niebo było tego ranka wyjątkowo pogodne, prawie bez chmurki. Tylko gdzieś na widnokręgu błąkał się mały obłoczek mieniący się dziesiątkiem barw w rozszerzającej się złotej nici, która zaczęła już przypominać szeroką wstążkę.
Ze wstążki wystrzeliły snopy światła, rozlewając się jaskrawo po niebie.
Patrzyła na to zjawisko jak zaczarowana. Chciała się cofnąć, zrezygnować. Chciała szybko zbiec po schodach, unieść klapę piwnicy i schować się w trumnie. Zapaść w odrętwienie i obudzić się o zmierzchu. Znów patrzeć na ciemniejące niebo i zapalające się latarnie gwiazd. Czuć krew przepływającą przez gardło, patrzeć w zamglone oczy ofiary. Odczuwać to słabnące bicie serca... Pragnęła patrzeć w błękitne oczy Laury, słuchać jej cichego głosu. Czuć smak jej ust i miękkość jej ciała.
Chciała się cofnąć. Ale nie mogła.
Promienie wschodzącego słońca powoli wyciągały w jej stronę swoje macki. Czuła je na skórze, przyjemne ciepło dnia. Ale tylko przez pierwszą sekundę. Potem omotały ją jak palącymi sznurami, paliły ciało, oślepiały oczy. Nie odważyła się spojrzeć na siebie. Domyślała się, co zobaczy.
Nieznośny ból. I uczucie lekkości i rozkoszy towarzyszące ostatnim momentom życia. Zacisnęła powieki. Za co ta kara?, przemknęło jej przez myśl. Czy zrobiła coś złego? Ona chciała tylko zobaczyć słońce...

~*~

Dochodziło południe.
Promienie słońca przebiły się przez warstwę pierzastych obłoków i padły na niewielki taras jednego z paryskich domów. Z szarego cienia wyłoniła się leżąca bezładnie na podłodze czarna suknia, powiewająca falbankami jak pokutująca dusza. Obok leżały czarne pantofle, a kilka kroków dalej płaszcz. W dekolcie sukni połyskiwał jakiś klejnot zawieszony na łańcuszku. Rozsypane wokoło kupki popiołu nie przypominały postaci ludzkiej, którą były jeszcze parę godzin temu...
Powiał wiatr i nad tym wszystkim zatańczyły pojedyncze kosmyki jaśniutkich włosów, które po chwili rozwiały się z ostatnim podmuchem, mieszając się z prochami.
Zapadła martwa cisza.

~*~

Wejście do piwnicy otworzyło się z cichym skrzypnięciem. W otworze ukazała się głowa o jasnopopielatych lokach, blada twarz, a potem cała postać dziewczyny. Laura wyszła z podziemia i zamknęła za sobą klapę z głuchym trzaśnięciem. Cały czas przyglądała się trzymanej w dłoni czerwonej róży, jeszcze świeżej. Róża miała kolor krwi.
Kolor śmierci.
Po smukłych białych palcach pociekło kilka szkarłatnych kropli, ale nie zauważyła ich, albo nie chciała dostrzec. Jeszcze mocniej zacisnęła dłoń na łodyżce kwiatu.
A potem, jakby tknięta nagłym impulsem, wybiegła z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Błyskawicznie dostała się na dach domu, zastanawiając się, po co właściwie to robi. Przecież wiedziała. I nie chciała tego zobaczyć.
Czarna suknia dalej leżała i powiewała falbankami, pantofle stały rozrzucone w tym samym miejscu. Nic się nie zmieniło. Nic i wszystko. Laura uklękła przy tym pobojowisku, nadal zaciskając palce na kolczastej łodydze. Coś się w niej przełamało. Dopóki nie zobaczyła jej zwłok, a raczej tego, co z nich zostało, ona jeszcze żyła. Miała kilka chwil na złudzenia, że obudzi się i wszystko będzie po staremu. Wspólne spacery i wspólne polowania. Trzymanie się za ręce i patrzenie sobie w oczy, błękitne w zielone, zielone w błękitne... To wszystko los przekreślił czerwoną kreską. Jej ręką.
Wstrząsana szlochem, pochyliła się nad pustą suknią. Łkała jak skrzywdzone dziecko, połykając krwawe łzy, ocierając co chwila twarz błękitnym jedwabnym rękawem, który po chwili zabarwił się na ciemnoczerwono. Wyciągnęła przed siebie rozedrganą dłoń, jak niewidomy szukający oparcia. Wolnym ruchem wygładziła czarną tkaninę i ułożyła na niej różę. Pociągnęła nosem. Coś się kończy...
Jeden szkarłatny płatek oderwał się od kwiatu i poszybował z wiatrem.
Zawsze coś się kończy.
_____________________

* Marta Potaczek, Ona
** Anne Rice, Wampir Lestat
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 21:36, 07 Kwi 2006
PRZENIESIONY
Pią 20:30, 11 Sty 2008
 
Silve
Mhroczny Świr
Mhroczny Świr


Dołączył: 19 Cze 2005
Posty: 578
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Forest Of June


Ettariiii! <rzuca się po raz setny na biedną Etti> Dzięki za dedykację :* Bardzo, bardzo, bardzo.

Sama wiesz, Ettari, jak bardzo uwielbiam wampiry. Tak w ogóle to kocham wszystko co jest o nich^^
Udało Ci się tutaj utrzymać ten nastrój niepokoju, niepewności, jaki panuje chociażby w Kronikach Anne Rice. Bardzo ładne opisy, wprowadzające czytelnika w klimat opowiadania.
I dużo pytań, które zadaje sobie chyba każdy wampir. Dlaczego przynosi tylko i wyłącznie cierpienie? Dlaczego musi być zwiastunem śmierci każdej nocy?
Armand, Armand... *_* Szkoda, że chyba tylko my wiemy o kogo dokładnie chodzi^^
Wczułaś się, Etti. Duży plus za to.

Co mogę więcej powiedzieć? Pisz, pisz i nawet nie próbuj mówić, że nie umiesz tworzyć opowiadań^^
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 19:03, 08 Kwi 2006
PRZENIESIONY
Pią 20:30, 11 Sty 2008
 
Ettariel Ancalimë
(Nie)legalna Wampirzyca
(Nie)legalna Wampirzyca


Dołączył: 06 Cze 2005
Posty: 1951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Haremu Aëlvego


Silve! <przydusza> XD
Dzięki za przychylny komentarz:* Naprawadę się starałam, pisząc to opowiadanie. A tworzyłam je chyba z miesiąc... albo i więcej. Czasem tylko 1-2 zdania dziennie, czasem cały akapit, jak Wen kręcił się w pobliżu...

A o Armandzie już myślę napisać więcej *-* Chociaż pewnie będzie trochę inny, bo ja się już tak przyzwyczaiłam do tego aniołka z "Wywiadu..." że nie mogę zaakceptować tej jego drugiej strony, która jest przedstawiona w "Wampirze Lestacie". A, tak nawiasem mówiąc, widziałam ostatnio "Wampira Armanda" w empiku. Przejrzałam... i pomyślałam, że może kupię innym razemXD Bo co by to było jakby rodzice się przypadkiem natknęli...XD Na razie na "Królową potępionych" się zamierzam, był z którymś z empików jeden egzemplarz... (jak już nie będzie to wrrr...)

Tak jakby zeszłam z tematu... Chciałam jeszcze dodać, że powoli, powoli zaczyna mi się wykluwać w głowie ciąg dalszy. Ale od wyklucia do dojrzewania daleka droga :wink:
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Śro 10:06, 07 Cze 2006
PRZENIESIONY
Pią 20:30, 11 Sty 2008
 
Sh'eenaz
Najwierniejsza
Najwierniejsza


Dołączył: 04 Cze 2005
Posty: 206
Przeczytał: 0 tematów




Ładne. Nawet bardzo ładne. Lubię Twój styl, jest taki dopracowany, barwny i sprawia, że jak już zacznie czytać się coś Twojego autorstwa, to trzeba skończyć. To opowiadanie przypominało mi trochę rysunki Victorii Frances, wiesz? Czerwona róża dodała wszystkiemu uroku. Dbałość o szczegóły nadała całości niesamowity klimat. I jeszcze te słowa: "Ja tylko chciałam zobaczyć słońce". No nic, gratuluję i zaraz lecę z powrotem na uczelnię :*
Acha raz chyba był błąd:
Cytat:
żeby tak twierdzić, bowiem błękitnooka, śliczna jak porcelanowa lalka dziewczyna nie znikała czasami na kilka nocy

Nie powinno być czasem "znikała na kilka nocy"?
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Czw 20:09, 08 Cze 2006
PRZENIESIONY
Pią 20:30, 11 Sty 2008
 
Ettariel Ancalimë
(Nie)legalna Wampirzyca
(Nie)legalna Wampirzyca


Dołączył: 06 Cze 2005
Posty: 1951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Haremu Aëlvego


Jejku, dziękuję :oops: :* <ściska>
Błąd poprawiłam, pewnie miałam cos innego na myśli, napisałam, i zapomniałam wszystkiego skasować^^

Rysunki Victorii Frances? Ciekawe skojarzenie, chociaż... ja wiem, może coś w tym jest... Ale uznaję to za komplement, bo jej rysunki są prześliczne *-*
Co do szczegółów, to ja niby jestem taka bałaganiara, ale jak coś piszę, to już lubię dopracować jak tylko się da:>

Właśnie się zastanawiam nad jakąś kontynuacją. Problem w tym, że nie mam ogólnego zarysu, a tylko poszczególne epizody (zawsze tak jest - albo jedno albo drugie, nigdy oba naraz;( ). Mam też problem: czy ciągnąć dalej, czy "przeskoczyć" do XX wieku, z tymi samymi postaciami oczywiście. Musiałabym tylko przeczytać jeszcze więcej książek Rice. A Ty Sh'een czytałaś jakieś jej powieści?

Nie, nie czytałam.
Sh'eenaz
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Wto 17:36, 27 Cze 2006
PRZENIESIONY
Pią 20:30, 11 Sty 2008
 
Feainne
Romanusowa
Romanusowa


Dołączył: 03 Cze 2005
Posty: 2759
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Verden


Przeczytałam dopiero teraz, jak już skończyłam WzW (żeby lepiej zrozumieć ^^). Muszę powiedzieć Ettariś, że masz śliczny stul, który uwielbiam *_* Twoje opisy bardzo działają na wyobraźnię, są takie dokładne, dopracowane... Wszystko napisałaś tak cudownie. Jej, ty masz naprawdę wielki talent!
Już sam wstęp wprowadził mnie w klimat i wciagnął. Jakoś nie mogłam tego po prostu przerwać, musiałam dokończyć teraz, a nie później. Ale opisy i każdy szczegół jaki opisałaś... Śliczne, Ettiś to jedyne co jeszcze do tego dodam. :bravo:

Jedyne co mam do zarzucenia to tu:
Cytat:
Miejsce kultury i cywilizacji i, paradoksalnie, bezpieczna kryjówka dla istot, które nie powinny mieć racji bytu.

Ten przecinek nie miał być przed "i"? Teraz nie wiem czy dobrze myślę, ale jak się i powtarzają to chyba przecinek ma być przed nimi...
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 11:32, 30 Cze 2006
PRZENIESIONY
Pią 20:30, 11 Sty 2008
 
Ettariel Ancalimë
(Nie)legalna Wampirzyca
(Nie)legalna Wampirzyca


Dołączył: 06 Cze 2005
Posty: 1951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Haremu Aëlvego


Jejkuś... <rumieni się> Merci :*

Co do tego przecinka to sama miałam wątpliwości, bo jak w ortografii mam wyczucie i nigdy nie robię błędów, tak z interpunkcją bywa różnie... Doszłam jednak do wniosku, że wtącenie ("paradoksalnie") powinno być rozdzielone przecinkami, bez względu na to, czy wcześniej jest "i" czy jakieś inne słowo.

Jeszcze raz dzięki:)
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Miasteczko Verden Strona Główna -> Nasza Twórczość -> Zobaczyć słońce Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin