Forum Miasteczko Verden Strona Główna   Miasteczko Verden
- Witaj w Miasteczku, gdzie fantastyka miesza się z rzeczywistością. W krainie buraczówką płynącą i zielskiem rosnącą.
 


Forum Miasteczko Verden Strona Główna -> Świat mistrza ASa -> Alternatywne zakończenie. Teraz Verden. [N] Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post  - Wysłany: Pią 14:30, 22 Cze 2007  
Adela Ziębicka
Młodszy adept magii
Młodszy adept magii


Dołączył: 13 Paź 2006
Posty: 424
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z własnego świata, bardzo wygodnie orbitującego wokół środka mej głowy


Inkwizytor zsiadł z motoru, zaparkował na samiusieńkim środku podwórza, majestatycznym krokiem podszedł do drzwi i... I wcale nie zapukał. Cofnął rękę, przysunął, znowu cofnął, znowu przysunął, jak dziecko, które nie wie, czy może wejść do pokoju rodziców. Wszystkie te poczynania obserwowano z okna. A właściwie z okien. Tłocząc się, przepychając, szturchając, wyzywając. Przezwiska właśnie zaczynały brzmieć tak, jak brzmiały podczas niedawnej kłótni, na szczęście przybysz zdecydował się nieśmiało zastukać w drzwi. Rzucono się natychmiast, aby jak najszybciej otworzyć. Rzecz jasna, pierwszy był Reinmar, jako kompan Grzegorza ze studiów. Bielawa zastanawiał się tylko, dlaczego Hejncze, zawsze tak śmiały i odważny, nagle stał się swoim przeciwieństwem. Odpowiedź na to pytanie była banalnie prosta: Inkwizytor zwyczajnie czegoś się przestraszył.
- Dlaczego nie puka? Czemu nie otwiera drzwi? - Horn dopchał się do okna, popychając Biedrzycha, który rozpłakał się, upadł na Agnes i byłby ją przewrócił, gdyby nie silne ramię Samsona.
Reynevan nie zastanawiał się długo, pobiegł do sieni i otworzył dominikaninowi. Ten zaś przestąpił próg, ale zdawał się nie zauważać Bielawy, niewidzącym wzrokiem wciąż wpatrywał się w dębowe drzwi.
- Róż. Różowa. Maź. To jest. Różowe. Różowe. Na czerep biskupa Konrada, to się lepi. Różowe. Lepi. Się - powtarzał nieprzytomnie.
- Jaka maź? Gdzie? To jest drewno, Grzesiu - zdziwił się Reynevan, stukając w twardy dąb.
- Różowe. Różowe. Różoweeee...Eee...
- Oho, następna ofiara nieudanego zaklęcia - westchnął Samson Miodek, który właśnie pojawił się obok. - Cóż. Trzeba poczekać, aż minie.
Ku przerażeniu Hejnczego, olbrzym chwycił go za ramiona i zaciągnął do kuchni. Reynevan oglądnął drzwi raz jeszcze, w poszukiwaniu wyimaginowanej różowej substancji, ale nie odkrywszy niczego podejrzanego, wzruszył ramionami i powrócił do reszty kompanii.

***

Kiedy wszyscy ponownie zasiedli za stołem, Grzegorz zaczął dziwnie się zachowywać. Najpierw szczeknął, potem upadł na klęczki, znowu szczeknął, zaczął węszyć, potem wydawać z siebie dziwne pomruki, a na końcu, ku zaskoczeniu towarzystwa, nastroszył się, zwinął w kłębek i poturlał w kąt pomieszczenia.
Przez chwilę panowała cisza, wszyscy w milczeniu patrzyli na inkwizytora. Rixa odezwała się jako pierwsza.
- Chyba mamy jeża.
- Polimorf? - zaciekawił się Reynevan
- Zawsze chciałam mieć jeżyka - ucieszyła się Jutta. - Bardzo miłe zwierzątka.
- Grześ Hejncze jest jeżem, ahahaha! -Horn o mało nie udławił się piwem.
Jedynie pani Blażena wyglądała na zatroskaną.
- Może dam mu mleczka? - przypatrywała się białemu kształtowi, zwiniętemu pod ścianą. - Albo jabłko?
- Jeszcze nam tu, cholera, Grellenorta brakuje.
- Przestań! - zatrząsł się Reynevan. - Ja go więcej na oczy nie chcę oglądać. A jeśli już, to martwego!
- Właśnie. - Jutta zrobiła się dziwnie blada.
Wdowa po Pospichalu podała dominikaninowi-jeżowi spodeczek z mlekiem i odstąpiła o dwa kroki. Po chwili, inquisitor a Sede Apostolica specialiter deputatus na diecezję wrocławską, uniósł głowę, powęszył, zbliżył się i zaczął wylizywać mleko.
- No, mówię. Jeżyk, jak nic - parsknęła Rixa.
- Wiedziałem, że mu ta duchowa sukienka zaszkodzi - mruknął Reinmar, odwracając wzrok od dominikanina.
- Sukienka? Sukienka?! - uniósł się Biedrzych. - Jaka sukienka?! Gdzie ty na mnie sukienkę widzisz?! I w ogóle do d*py z sukienk... - nie dokończył, Agnes posadziła go z powrotem na krześle, przytuliła i zaczęła gładzić po włoskach, powtarzając uspokajające "Ciii, ciii".
Pani Blażena natomiast, wykorzystując jakby fakt, że Jutta wyszła na chwilkę do spiżarni, usiadła obok Reinmara i wlepiła w niego spojrzenie aksamitne jak alpejskie szarotki.
- Reinmarze... Pamiętasz...
- Pani Blażeno, błagam... - wzrok Reynevana był aż zanadto wymowny.
- Pamiętasz...
- Pani Blażeno!
- Pamiętasz naszą pierwszą noc? - uśmiechnęła się od wspomnień.
Reynevan zrobił się biały jak kreda. Wszyscy zbledli widząc Juttę, która akurat weszła do izby. A potem szybko wyszła. Trzaskając drzwiami. Potem usłyszeli skrzypienie schodów. I kolejne trzaśnięcie.
Panowała kompletna cisza. Przerywało ją tylko brzęczenie muchy. Nawet inkwizytor przestał siorbać swoje mleko.
W końcu, Reynevan wstał, zasunął po sobie krzesło i wyszedł. Innymi drzwiami.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Tylko Grzegorz powrocił do picia mleka i wydawał zachwycone pomruki, a Biedrzych bawił się z Elenczą.
- Przeeejdzie im - stwierdził w końcu z pełnym przekonaniem Horn.
- A wiecie - dodał po chwili - Wiecie, że dostaliśmy zamówienie na dwie tony różowych królików?
Wszystkim opadły szczęki.
- A od kogo? - zdziwił się Szarlej.
- Eee, od niejakiej Elenczy von Stietencron.
- Elencza, kici-kici! - roześmiał się Biedrzych.
- Cicho, syneczku - uciszyla go Agnes.
- Syneczku? - parsknęla Rixa.
- No, wiecie - zarumienila się Zielona Dama - Muszę trenować, hihi.
- A wracając do tej Elenczy... - wtrącił się Szarlej. - To kim ona właściwie jest?
- Zdaje się, że Reinmar ją zna.
- Oj, pewnie zna. - uśmiechnęła się Rixa złośliwie.

***

W tym samym czasie, wiele, wiele mil od Rapotina, Elencza von Stietencron tarzała się nago wśród różowych, pluszowych króliczków...

***

Reynevan był zły. Miał ochotę udusić Blażenę, Juttę, a potem siebie.
Wyszedł na zewnątrz. Na podwórzu stał motocykl Grzegorza Hejncze. Podszedl, obejrzał, kręcąc głową i rozmyślając nad postępem techniki. Ach, żeby medycyna się tak szybko rozwijala...
Zauważył jakiś pakunek przytroczony do pojazdu. Zdjął go i rozwinął. Okazało się, że to jakieś czasopisma. Pierwsze, z lakierowaną okładką, grube, ponad dwustustronicowe. Reynevan przyglądnął się stronie tytułowej i uśmiechnął się. Gazeta nosiła tytuł, tajemniczy dla Reinmara, "Playboy". Pod nagłówkiem widniało zdjęcie jakiejś mocno roznegliżowanej kobiety. Bardzo ładnej blondynki, jak stwierdził Reynevan.
- Hm, lubię blondynki - mruknął. Przewrócil strony, które, jak się okazalo, kryły jeszcze ciekawsze okazy mocno rozebranych, lub w ogóle nie ubranych pań. - Taaak, to obejrzymy sobie później...A ciekawe, jak to u Grzegorza się znalazlo. Pewnie komuś skonfiskował, haha.
Spojrzał na kolejne czasopismo - " Tygodnik Medyczny".
- Ooo - ucieszył się - To może być jeszcze ciekawsze. Na pierwszej stronie znajdowała się reklama. Duża, kolorowa i zachęcająca.

" GŁODNY? NIE WIESZ, JAK ZASPOKOIĆ PRAGNIENIE?
SIĘGNIJ PO GUMĘ DO ŻUCIA "NICOLETTE" !!!
NIGDY NIE TRACI SMAKU, SPRÓBUJ, A NIE POŻAŁUJESZ!

Przed użyciem przeczytaj ulotkę bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą"
Pod spodem był formularz zamówienia. 1 paczka, 2 paczki, 10, 20, 100...
Reynevan zmrużył oczy i wyrwał formularz. A potem wrócił do domu.

***
-Jutteńko! - krzyczała pod drzwiami pani Blażena Pospichalova. - Jutto! Chcę z tobą porozmawiać!
Cisza.
- Jutta!
Zero reakcji.
Już po raz chyba setny Blażena odchodziła od drzwi pokoju Jutty, nie otrzymawszy odpowiedzi. Jutta zamknęła się na klucz i nie pozwalała nikomu wejść. Czasem tylko można było usłyszeć ciche pochlipywanie. Blażena czuła się winna i przeklinała swoje nieprzemyślane słowa. A teraz Jutta się na nią obraziła, a Reinmar zniknął i na pewno jest zły. Blażena zdecydowała, że będzie go unikać.
Minął dzień i nic się nie zmieniło. Reinmar dalej patrzył na nią wilkiem, a Jutta tylko pozwoliła sobie podać pod drzwiami jajecznicę z selerem.
Podczas śniadania panowała pełna napięcia cisza. Czasem przerywało ją tylko fukanie Grzesia i sepleniący Biedrzych, albo Agnes niańcząca swojego "syneczka".
Nagle usłyszeli warkot motoru i po chwili w drzwiach ukazał się jaskrawo ubrany Paszko Rymbaba.
- Paszko! - zdumiał się Reinmar. - Co ty tu robisz?
- Ano, zmieniłem fach - wzruszył ramionami. - Mam przesyłkę ekspresową dla Reinmara z Bielawy.
I zniknął, zostawiając na podłodze stertę ogromnych pudeł. Tylko dźwięk motocykla oznajmił, że Paszko odjechał. Reinmar wstał, prędko zabrał wszystkie pudełka i się ulotnił. Już nie wrócił na śniadanie.
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 18:24, 22 Cze 2007  
Milva
Córka Piasta
Córka Piasta


Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 1153
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z szafy


Inkwizytor zsiadł z motoru, zaparkował na samiusieńkim środku podwórza, majestatycznym krokiem podszedł do drzwi i... I wcale nie zapukał. Cofnął rękę, przysunął, znowu cofnął, znowu przysunął, jak dziecko, które nie wie, czy może wejść do pokoju rodziców. Wszystkie te poczynania obserwowano z okna. A właściwie z okien. Tłocząc się, przepychając, szturchając, wyzywając. Przezwiska właśnie zaczynały brzmieć tak, jak brzmiały podczas niedawnej kłótni, na szczęście przybysz zdecydował się nieśmiało zastukać w drzwi. Rzucono się natychmiast, aby jak najszybciej otworzyć. Rzecz jasna, pierwszy był Reinmar, jako kompan Grzegorza ze studiów. Bielawa zastanawiał się tylko, dlaczego Hejncze, zawsze tak śmiały i odważny, nagle stał się swoim przeciwieństwem. Odpowiedź na to pytanie była banalnie prosta: Inkwizytor zwyczajnie czegoś się przestraszył.
- Dlaczego nie puka? Czemu nie otwiera drzwi? - Horn dopchał się do okna, popychając Biedrzycha, który rozpłakał się, upadł na Agnes i byłby ją przewrócił, gdyby nie silne ramię Samsona.
Reynevan nie zastanawiał się długo, pobiegł do sieni i otworzył dominikaninowi. Ten zaś przestąpił próg, ale zdawał się nie zauważać Bielawy, niewidzącym wzrokiem wciąż wpatrywał się w dębowe drzwi.
- Róż. Różowa. Maź. To jest. Różowe. Różowe. Na czerep biskupa Konrada, to się lepi. Różowe. Lepi. Się - powtarzał nieprzytomnie.
- Jaka maź? Gdzie? To jest drewno, Grzesiu - zdziwił się Reynevan, stukając w twardy dąb.
- Różowe. Różowe. Różoweeee...Eee...
- Oho, następna ofiara nieudanego zaklęcia - westchnął Samson Miodek, który właśnie pojawił się obok. - Cóż. Trzeba poczekać, aż minie.
Ku przerażeniu Hejnczego, olbrzym chwycił go za ramiona i zaciągnął do kuchni. Reynevan oglądnął drzwi raz jeszcze, w poszukiwaniu wyimaginowanej różowej substancji, ale nie odkrywszy niczego podejrzanego, wzruszył ramionami i powrócił do reszty kompanii.

***

Kiedy wszyscy ponownie zasiedli za stołem, Grzegorz zaczął dziwnie się zachowywać. Najpierw szczeknął, potem upadł na klęczki, znowu szczeknął, zaczął węszyć, potem wydawać z siebie dziwne pomruki, a na końcu, ku zaskoczeniu towarzystwa, nastroszył się, zwinął w kłębek i poturlał w kąt pomieszczenia.
Przez chwilę panowała cisza, wszyscy w milczeniu patrzyli na inkwizytora. Rixa odezwała się jako pierwsza.
- Chyba mamy jeża.
- Polimorf? - zaciekawił się Reynevan
- Zawsze chciałam mieć jeżyka - ucieszyła się Jutta. - Bardzo miłe zwierzątka.
- Grześ Hejncze jest jeżem, ahahaha! -Horn o mało nie udławił się piwem.
Jedynie pani Blażena wyglądała na zatroskaną.
- Może dam mu mleczka? - przypatrywała się białemu kształtowi, zwiniętemu pod ścianą. - Albo jabłko?
- Jeszcze nam tu, cholera, Grellenorta brakuje.
- Przestań! - zatrząsł się Reynevan. - Ja go więcej na oczy nie chcę oglądać. A jeśli już, to martwego!
- Właśnie. - Jutta zrobiła się dziwnie blada.
Wdowa po Pospichalu podała dominikaninowi-jeżowi spodeczek z mlekiem i odstąpiła o dwa kroki. Po chwili, inquisitor a Sede Apostolica specialiter deputatus na diecezję wrocławską, uniósł głowę, powęszył, zbliżył się i zaczął wylizywać mleko.
- No, mówię. Jeżyk, jak nic - parsknęła Rixa.
- Wiedziałem, że mu ta duchowa sukienka zaszkodzi - mruknął Reinmar, odwracając wzrok od dominikanina.
- Sukienka? Sukienka?! - uniósł się Biedrzych. - Jaka sukienka?! Gdzie ty na mnie sukienkę widzisz?! I w ogóle do d*py z sukienk... - nie dokończył, Agnes posadziła go z powrotem na krześle, przytuliła i zaczęła gładzić po włoskach, powtarzając uspokajające "Ciii, ciii".
Pani Blażena natomiast, wykorzystując jakby fakt, że Jutta wyszła na chwilkę do spiżarni, usiadła obok Reinmara i wlepiła w niego spojrzenie aksamitne jak alpejskie szarotki.
- Reinmarze... Pamiętasz...
- Pani Blażeno, błagam... - wzrok Reynevana był aż zanadto wymowny.
- Pamiętasz...
- Pani Blażeno!
- Pamiętasz naszą pierwszą noc? - uśmiechnęła się od wspomnień.
Reynevan zrobił się biały jak kreda. Wszyscy zbledli widząc Juttę, która akurat weszła do izby. A potem szybko wyszła. Trzaskając drzwiami. Potem usłyszeli skrzypienie schodów. I kolejne trzaśnięcie.
Panowała kompletna cisza. Przerywało ją tylko brzęczenie muchy. Nawet inkwizytor przestał siorbać swoje mleko.
W końcu, Reynevan wstał, zasunął po sobie krzesło i wyszedł. Innymi drzwiami.
Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał. Tylko Grzegorz powrocił do picia mleka i wydawał zachwycone pomruki, a Biedrzych bawił się z Elenczą.
- Przeeejdzie im - stwierdził w końcu z pełnym przekonaniem Horn.
- A wiecie - dodał po chwili - Wiecie, że dostaliśmy zamówienie na dwie tony różowych królików?
Wszystkim opadły szczęki.
- A od kogo? - zdziwił się Szarlej.
- Eee, od niejakiej Elenczy von Stietencron.
- Elencza, kici-kici! - roześmiał się Biedrzych.
- Cicho, syneczku - uciszyla go Agnes.
- Syneczku? - parsknęla Rixa.
- No, wiecie - zarumienila się Zielona Dama - Muszę trenować, hihi.
- A wracając do tej Elenczy... - wtrącił się Szarlej. - To kim ona właściwie jest?
- Zdaje się, że Reinmar ją zna.
- Oj, pewnie zna. - uśmiechnęła się Rixa złośliwie.

***

W tym samym czasie, wiele, wiele mil od Rapotina, Elencza von Stietencron tarzała się nago wśród różowych, pluszowych króliczków...

***

Reynevan był zły. Miał ochotę udusić Blażenę, Juttę, a potem siebie.
Wyszedł na zewnątrz. Na podwórzu stał motocykl Grzegorza Hejncze. Podszedl, obejrzał, kręcąc głową i rozmyślając nad postępem techniki. Ach, żeby medycyna się tak szybko rozwijala...
Zauważył jakiś pakunek przytroczony do pojazdu. Zdjął go i rozwinął. Okazało się, że to jakieś czasopisma. Pierwsze, z lakierowaną okładką, grube, ponad dwustustronicowe. Reynevan przyglądnął się stronie tytułowej i uśmiechnął się. Gazeta nosiła tytuł, tajemniczy dla Reinmara, "Playboy". Pod nagłówkiem widniało zdjęcie jakiejś mocno roznegliżowanej kobiety. Bardzo ładnej blondynki, jak stwierdził Reynevan.
- Hm, lubię blondynki - mruknął. Przewrócil strony, które, jak się okazalo, kryły jeszcze ciekawsze okazy mocno rozebranych, lub w ogóle nie ubranych pań. - Taaak, to obejrzymy sobie później...A ciekawe, jak to u Grzegorza się znalazlo. Pewnie komuś skonfiskował, haha.
Spojrzał na kolejne czasopismo - " Tygodnik Medyczny".
- Ooo - ucieszył się - To może być jeszcze ciekawsze. Na pierwszej stronie znajdowała się reklama. Duża, kolorowa i zachęcająca.

" GŁODNY? NIE WIESZ, JAK ZASPOKOIĆ PRAGNIENIE?
SIĘGNIJ PO GUMĘ DO ŻUCIA "NICOLETTE" !!!
NIGDY NIE TRACI SMAKU, SPRÓBUJ, A NIE POŻAŁUJESZ!

Przed użyciem przeczytaj ulotkę bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą"
Pod spodem był formularz zamówienia. 1 paczka, 2 paczki, 10, 20, 100...
Reynevan zmrużył oczy i wyrwał formularz. A potem wrócił do domu.

***
-Jutteńko! - krzyczała pod drzwiami pani Blażena Pospichalova. - Jutto! Chcę z tobą porozmawiać!
Cisza.
- Jutta!
Zero reakcji.
Już po raz chyba setny Blażena odchodziła od drzwi pokoju Jutty, nie otrzymawszy odpowiedzi. Jutta zamknęła się na klucz i nie pozwalała nikomu wejść. Czasem tylko można było usłyszeć ciche pochlipywanie. Blażena czuła się winna i przeklinała swoje nieprzemyślane słowa. A teraz Jutta się na nią obraziła, a Reinmar zniknął i na pewno jest zły. Blażena zdecydowała, że będzie go unikać.
Minął dzień i nic się nie zmieniło. Reinmar dalej patrzył na nią wilkiem, a Jutta tylko pozwoliła sobie podać pod drzwiami jajecznicę z selerem.
Podczas śniadania panowała pełna napięcia cisza. Czasem przerywało ją tylko fukanie Grzesia i sepleniący Biedrzych, albo Agnes niańcząca swojego "syneczka".
Nagle usłyszeli warkot motoru i po chwili w drzwiach ukazał się jaskrawo ubrany Paszko Rymbaba.
- Paszko! - zdumiał się Reinmar. - Co ty tu robisz?
- Ano, zmieniłem fach - wzruszył ramionami. - Mam przesyłkę ekspresową dla Reinmara z Bielawy.
I zniknął, zostawiając na podłodze stertę ogromnych pudeł. Tylko dźwięk motocykla oznajmił, że Paszko odjechał. Reinmar wstał, prędko zabrał wszystkie pudełka i się ulotnił. Już nie wrócił na śniadanie.

***

Reszta towarzystwa w spokoju raczyła się bułeczkami, twarożkiem, szczypiorkiem, wątrobianką i ogóreczkami. Jajecznicy, o dziwo!, nie było dziś w menu. Blażenia wyglądała na bardzo zmartwioną, nic prawie nie zjadła, podczas śniadania wzdychała często, zerkała w stronę drzwi.
- Jasna cholera - nie wytrzymał Szarlej - Przestańże już. Za późno, nic nie poradzisz. W końcu im to minie.
Wdowa nie odpowiedziała, westchnęła po raz kolejny, oparła dłonie o czoło. Marketa wstała, usiadła obok i przytuliła ją.
- Baby - Szarlej pokiwał głową.
- Ciekawi mnie - zagadnął Samson - co takiego Reynevan ma w tych paczkach...
- A kto go tam wie - wzruszył ramionami Horn. - Może coś związanego z tym jego czarnoksięstwem. Albo... Bo ja wiem? Od Prokopa może jakaś przesyłka?
- A gdzie - Agnes przerwała karmienie Biedrzycha owsianką. - Gdzie on tak w ogóle poszedł?

***

Reynevan siedział na ganku i otworzywszy jedną z paczek, czytał ulotkę.
Bzdury, pomyślał. Jestem lekarzem, wiem jakie to ma zastosowanie i skład. Na pierwszym opakowaniu widniał napis "Nicolette - guma do żucia o smaku miętowo-tatarakowym - Odświeża i zaspokaja".
Reinmar uśmiechnął się, powąchał listek gumy i westchnął ciężko.
Cóż, stwierdził, niech ona nie myśli, że padnę do jej stóp, by błagać o wybaczenie.

***

Po trzeciej paczce zaczęło robić mu się słabo.
- No, jasne. Skutki uboczne... Pójdę się położyć.
Poszedł. I wziął ze sobą kilka paczek. Tym razem "wersję ostrą - cynamonowo-wrotyczowo-pieprzową".
Nie przeczytał ulotki. Nie dowiedział się, że "często spożywanie gumy "Nicolette" może uzależnić".

***
Po paru kolejnych dniach, zaczęli się martwić.
Reynevan znikał coraz częściej i na coraz dłużej. A kiedy się zjawiał, sprawiał wrażenie dziwnie rozkojarzonego, nieprzytomnego, nie odzywał się prawie wcale.
- Coś mi się wydaje - marszczył czoło Szarlej, przypatrując się Reinmarowi sennie kiwającemu się na krześle - że trzeba będzie poważnie porozmawiać z Juttą. Coś z nim nie tak...

***

Rixa weszła właśnie na pięterko, aby zanieść Jutcie obiad, kiedy usłyszała jakieś dziwne odgłosy. Postawiła tacę na ziemi i wetknęła głowę w szczelinę uchylonych drzwi. Jęknęła cicho i weszła do izdebki.
Reynevan wyglądał źle. Bardzo źle. Leżał, był blady jak papier, nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w sufit i mamrotał coś pod nosem . Na posadzce walały się puste, papierowe opakowania.
Żydówka nie czekała, zbiegła na dół. W kuchni nie było nikogo prócz Blażeny, która sprzątała ze stołu i Markety, która wyszywała coś, siedząc na zydelku pod ścianą. Nawet inkwizytor Hejncze gdzieś zniknął. Pewnie udał się na poszukiwania jakiejś atrakcyjnej jeżowej panny.
- Co się stało, moja droga? - przestraszyła się wdowa po Pospichalu, widząc pobladłe lica Rixy.
- Reynevan... Coś z nim nie tak, chodź szybko!

***

- Och, Pambiczku - załamała ręce Blażena - To wszystko przeze mnie! Co ja narobiłam!
- Przestańże! I popatrz - Rixa podniosła jedno z opakować po "Nicolette". - Cóż to takiego? Ugasi pragnienie... Nicolette? Że co? Mięta? Tatarak? O co chodzi?
Wdowa przełknęła łzy.
- No, Jutta to Nikoletta... Rozumiesz? On ją tak... chlip... nazywa...
- Na brodę proroka Eliasza - warknęła Rixa - I co my teraz mamy zrobić? Gdzie są wszyscy? Gdzie Samson? Może wiedziałby jak postąpić...
- Pojechali do Szumperka, jakieś służbowe sprawy załatwić... Chlip, Biedrzych miał jakieś posłanie od Prokopa... Nie wiem, kiedy wrócą...
Zielonooka dziewczyna usiadła obok Reynevana i chwyciła się za głowę.
- Co robić?
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 20:00, 17 Sie 2007  
Adela Ziębicka
Młodszy adept magii
Młodszy adept magii


Dołączył: 13 Paź 2006
Posty: 424
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z własnego świata, bardzo wygodnie orbitującego wokół środka mej głowy


Reinmar sprawiał wrażenie umierającego. Blażena usiadła na łóżku, pogładziła go po głowie i ciężko westchnęła.
- Chyba musimy dalej podawać mu ten... narkotyk - szepnęła.
- Też tak sądzę - zgodziła się Rixa - a kiedy tamci wrócą, Samson się nim zajmie.
Przykryły Reynevana, włożyły mu w dłoń kilka listków gumy i wyszły, zamknąwszy za sobą drzwi. Rixa upuściła ulotkę, którą wcześniej czytała.
***
Jutta czuła się beznadziejnie. Była głodna, wściekła, samotna, spragniona i denerwowało ją przenikliwe zimno panujące w izbie. Zdecydowała, że zejdzie na dół po coś do jedzenia. Co prawda na myśl o jedzeniu robiło jej się niedobrze i dostawała mdłości, ale nie chciała umrzeć z głodu. A poza tym musiała dbać nie tylko o siebie, ale i swoje dziecko! Honor honorem, ale trudno - musi to przełknąć... Uchyliła drzwi, chwilę nasłuchiwała, czy z kuchni nie dobiegają żadne hałasy. Nie mogła mimo wszystko ryzykować spotkania z Reynevanem, albo, co gorsza, z Blażeną!
Nagle usłyszała jakieś dziwne dźwięki dochodzące z sąsiedniego pokoju. Musiał wydawać je ktoś bardzo cierpiący. Jutta zakradła się na palcach i po chwili wahania zapukała. Odpowiedział jej jęk. Reynevan? pomyślała ze zdziwieniem i rosnącym przerażeniem. Już miała wejść do środka, gdy usłyszała kroki na schodach. Dziewczyna prędko schowała się w swojej sypialni.
- Jak się czujesz, skarbie? - Juttę dobiegł troskliwy głos matki z pokoju obok.
- (jęk) Paskudnie... Więcej Nikoletty... - zajęczał.
Jutta zamarła.
***
Już zmierzchało, kiedy do pokoju Nikoletty cichutko zapukała Rixa. Po usłyszeniu niechętnego pomruku tak samo po cichu wślizgnęła się do izby. Zastała Juttę zapłakaną i skuloną pod oknem.
- Przyniosłam ci coś do jedzenia - szepnęła. - Musimy porozmawiać, Jutto.
- Dziękuję - chlipnęła dziewczyna. - Co... co... z nim?... - spytała cichutko.
- Właśnie w tym rzecz. On... Jutto, on... Uzależnił się od... gumy do żucia.
- Co? - głucho jęknęła Jutta.
- Ta guma... Nazywa się Nicolette. Musisz coś zrobić, Jutto.
- Ale co ja...? Ja nie mogę... Przecież on... I Blażena. Przecież wiesz, że...
- Pomyśl nad tym, Jutto. Będę ci przynosić jedzenie. Przyniosę ci też ciepły koc. Nie pozwolę ci tu cierpieć. W sumie masz rację, że nie chcesz z nimi rozmawiać. - powiedziała głośniej Rixa, a w jej oku pojawił się dziwny błysk.
Wyszła.
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 20:50, 17 Sie 2007  
Milva
Córka Piasta
Córka Piasta


Dołączył: 02 Paź 2006
Posty: 1153
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z szafy


Reinmar sprawiał wrażenie umierającego. Blażena usiadła na łóżku, pogładziła go po głowie i ciężko westchnęła.
- Chyba musimy dalej podawać mu ten... narkotyk - szepnęła.
- Też tak sądzę - zgodziła się Rixa - a kiedy tamci wrócą, Samson się nim zajmie.
Przykryły Reynevana, włożyły mu w dłoń kilka listków gumy i wyszły, zamknąwszy za sobą drzwi. Rixa upuściła ulotkę, którą wcześniej czytała.
***
Jutta czuła się beznadziejnie. Była głodna, wściekła, samotna, spragniona i denerwowało ją przenikliwe zimno panujące w izbie. Zdecydowała, że zejdzie na dół po coś do jedzenia. Co prawda na myśl o jedzeniu robiło jej się niedobrze i dostawała mdłości, ale nie chciała umrzeć z głodu. A poza tym musiała dbać nie tylko o siebie, ale i swoje dziecko! Honor honorem, ale trudno - musi to przełknąć... Uchyliła drzwi, chwilę nasłuchiwała, czy z kuchni nie dobiegają żadne hałasy. Nie mogła mimo wszystko ryzykować spotkania z Reynevanem, albo, co gorsza, z Blażeną!
Nagle usłyszała jakieś dziwne dźwięki dochodzące z sąsiedniego pokoju. Musiał wydawać je ktoś bardzo cierpiący. Jutta zakradła się na palcach i po chwili wahania zapukała. Odpowiedział jej jęk. Reynevan? pomyślała ze zdziwieniem i rosnącym przerażeniem. Już miała wejść do środka, gdy usłyszała kroki na schodach. Dziewczyna prędko schowała się w swojej sypialni.
- Jak się czujesz, skarbie? - Juttę dobiegł troskliwy głos matki z pokoju obok.
- (jęk) Paskudnie... Więcej Nikoletty... - zajęczał.
Jutta zamarła.

***
Już zmierzchało, kiedy do pokoju Nikoletty cichutko zapukała Rixa. Po usłyszeniu niechętnego pomruku tak samo po cichu wślizgnęła się do izby. Zastała Juttę zapłakaną i skuloną pod oknem.
- Przyniosłam ci coś do jedzenia - szepnęła. - Musimy porozmawiać, Jutto.
- Dziękuję - chlipnęła dziewczyna. - Co... co... z nim?... - spytała cichutko.
- Właśnie w tym rzecz. On... Jutto, on... Uzależnił się od... gumy do żucia.
- Co? - głucho jęknęła Jutta.
- Ta guma... Nazywa się Nicolette. Musisz coś zrobić, Jutto.
- Ale co ja...? Ja nie mogę... Przecież on... I Blażena. Przecież wiesz, że...
- Pomyśl nad tym, Jutto. Będę ci przynosić jedzenie. Przyniosę ci też ciepły koc. Nie pozwolę ci tu cierpieć. W sumie masz rację, że nie chcesz z nimi rozmawiać. - powiedziała głośniej Rixa, a w jej oku pojawił się dziwny błysk.
Nikoletta rozmyślała chwilę nad słowami Żydówki, po czym wstała i podeszła do drzwi. Zawahała się lekko, ale otworzyła je i na palcach wyszła z sypialni.
Na ziemi, tuż przy schodach, leżał jakiś papierek. Jutta podniosła go.
" Guma Nicolette - Przeczytaj przed użyciem
Produkt nie przeznaczony dla osób cierpiących na zaburzenia psychiczne, nadciśnienie i choroby serca.
W nadmiarze, może wywoływać efekt niepożądane, takie jak :
- uzależnienie
- wysypka
- drgawki
- ból głowy
- gorączka
- osłabienie
- wymioty
- udar mózgu
- śpiączka
- omamy i halucynacje
Nieleczone uzależnienie i spożywanie coraz to większych dawek może doprowadzić do śmierci. "
Jutta pobladła mocno, czytała dalej:
"Jednym ze sposobów wyleczenia z uzależnienia jest całkowite odstawienie gumy "Nicolette" i zastąpienie jej oryginałem".
- Że co? - jęknęła Jutta - Jakim znowu oryginałem? O Boże... - upuściła ulotkę i chwyciła się za głowę. - Ja go chyba zamorduję!
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Nie 14:09, 30 Wrz 2007  
Adela Ziębicka
Młodszy adept magii
Młodszy adept magii


Dołączył: 13 Paź 2006
Posty: 424
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z własnego świata, bardzo wygodnie orbitującego wokół środka mej głowy


Reinmar sprawiał wrażenie umierającego. Blażena usiadła na łóżku, pogładziła go po głowie i ciężko westchnęła.
- Chyba musimy dalej podawać mu ten... narkotyk - szepnęła.
- Też tak sądzę - zgodziła się Rixa - a kiedy tamci wrócą, Samson się nim zajmie.
Przykryły Reynevana, włożyły mu w dłoń kilka listków gumy i wyszły, zamknąwszy za sobą drzwi. Rixa upuściła ulotkę, którą wcześniej czytała.
***
Jutta czuła się beznadziejnie. Była głodna, wściekła, samotna, spragniona i denerwowało ją przenikliwe zimno panujące w izbie. Zdecydowała, że zejdzie na dół po coś do jedzenia. Co prawda na myśl o jedzeniu robiło jej się niedobrze i dostawała mdłości, ale nie chciała umrzeć z głodu. A poza tym musiała dbać nie tylko o siebie, ale i swoje dziecko! Honor honorem, ale trudno - musi to przełknąć... Uchyliła drzwi, chwilę nasłuchiwała, czy z kuchni nie dobiegają żadne hałasy. Nie mogła mimo wszystko ryzykować spotkania z Reynevanem, albo, co gorsza, z Blażeną!
Nagle usłyszała jakieś dziwne dźwięki dochodzące z sąsiedniego pokoju. Musiał wydawać je ktoś bardzo cierpiący. Jutta zakradła się na palcach i po chwili wahania zapukała. Odpowiedział jej jęk. Reynevan? pomyślała ze zdziwieniem i rosnącym przerażeniem. Już miała wejść do środka, gdy usłyszała kroki na schodach. Dziewczyna prędko schowała się w swojej sypialni.
- Jak się czujesz, skarbie? - Juttę dobiegł troskliwy głos matki z pokoju obok.
- (jęk) Paskudnie... Więcej Nikoletty... - zajęczał.
Jutta zamarła.

***
Już zmierzchało, kiedy do pokoju Nikoletty cichutko zapukała Rixa. Po usłyszeniu niechętnego pomruku tak samo po cichu wślizgnęła się do izby. Zastała Juttę zapłakaną i skuloną pod oknem.
- Przyniosłam ci coś do jedzenia - szepnęła. - Musimy porozmawiać, Jutto.
- Dziękuję - chlipnęła dziewczyna. - Co... co... z nim?... - spytała cichutko.
- Właśnie w tym rzecz. On... Jutto, on... Uzależnił się od... gumy do żucia.
- Co? - głucho jęknęła Jutta.
- Ta guma... Nazywa się Nicolette. Musisz coś zrobić, Jutto.
- Ale co ja...? Ja nie mogę... Przecież on... I Blażena. Przecież wiesz, że...
- Pomyśl nad tym, Jutto. Będę ci przynosić jedzenie. Przyniosę ci też ciepły koc. Nie pozwolę ci tu cierpieć. W sumie masz rację, że nie chcesz z nimi rozmawiać. - powiedziała głośniej Rixa, a w jej oku pojawił się dziwny błysk.
Nikoletta rozmyślała chwilę nad słowami Żydówki, po czym wstała i podeszła do drzwi. Zawahała się lekko, ale otworzyła je i na palcach wyszła z sypialni.
Na ziemi, tuż przy schodach, leżał jakiś papierek. Jutta podniosła go.
" Guma Nicolette - Przeczytaj przed użyciem
Produkt nie przeznaczony dla osób cierpiących na zaburzenia psychiczne, nadciśnienie i choroby serca.
W nadmiarze, może wywoływać efekt niepożądane, takie jak :
- uzależnienie
- wysypka
- drgawki
- ból głowy
- gorączka
- osłabienie
- wymioty
- udar mózgu
- śpiączka
- omamy i halucynacje
Nieleczone uzależnienie i spożywanie coraz to większych dawek może doprowadzić do śmierci. "
Jutta pobladła mocno, czytała dalej:
"Jednym ze sposobów wyleczenia z uzależnienia jest całkowite odstawienie gumy "Nicolette" i zastąpienie jej oryginałem".
- Że co? - jęknęła Jutta - Jakim znowu oryginałem? O Boże... - upuściła ulotkę i chwyciła się za głowę. - Ja go chyba zamorduję!
***
- Jakbyśmy jeszcze mało kłopotów mieli! - krzyknęła rozeźlona Blażena. - Żeby to dziecko mi tu jeszcze jakieś potwory do domu znosiło! Tego tylko brakowało! Agnes, zabieraj swojego synka i to obślizgłe zwierzę! I, na miłość boską, zróbcie wreszcie coś z tym JEŻEM!!! To moja eksperymentalna odmiana jabłek!
Agnes zabrała Biedrzycha kurczowo ściskającego dużą jaszczurkę, a Rixa ściągnęła ze stołu ojca inkwizytora.
- I kiedy oni wszyscy wreszcie wrócą! Włóczą się po okolicy, na pewno teraz piją w karczmie, a tu Reynevan cierpi, Jutta stroi fochy, a te bachory cofają się w rozwoju!!!
- Biedna Blażena - szepnęła Rixa do Agnes. - Chyba jest przemęczona.
Agnes prychnęła oburzona. Jak ktoś śmiał zarzucać coś jej syneczkowi!
- Mam pomysł - kontynuowała Rixa. - zrób jej jakiś napar uspokajający, a ja ich ściągnę tutaj.

Żydówka wyszła na dwór. Gdzieś tu muszą być. Chyba nie pojechali do Szumperka, bo jak w takich strojach pokazać się w mieście? Nad strumykiem napotkała Cahira. Trącał kijem coś śmierdzącego, coś, co utknęło na konarze sterczącym z brzegu.
- Bardzo ciekawe miejsce - przywitał Rixę. - Tylko ta padlina psuje scenerię.
- Niewątpliwie. Posłuchaj, mości rycerzu. Nie miałbyś ochoty na małą przejażdżkę do miasta?
- Och, bardzo chętnie! Macie tu tak dziwnie na tym waszym świecie.
- A więc proponuję, abyś ubrał jakieś zwyczajne ubranie i pojechał poszukać naszych przyjaciół. Tak się składa, że pilnie ich tu potrzebujemy. Zrobisz to dla nas?
- Ależ oczywiście. Nie ma sprawy. Wskaż tylko drogę.
- W porządku, tylko, jak już mówiłam, dobrze by było, gdybyś zrezygnował ze swojego bojowego ubioru. I mam nadzieję, że nie wpakujesz się w jakieś kłopoty.
***
Po południu cała kompania bardzo prędko przybyła do Rapotina. Okazało się, że...
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum Miasteczko Verden Strona Główna -> Świat mistrza ASa -> Alternatywne zakończenie. Teraz Verden. [N] Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 10 z 10  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10
   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin